Tomasz Augustyn
Kto pierwszy otwarcie przyzna, że Szczecin jako miasto rzeczywiście transgraniczne jest potrzebne dla zdynamizowania rozwoju po obu stronach granicy?
Od zjednoczenia Niemiec minęło 30 lat. Tygodnik „Die Zeit” donosi tymczasem, że zamożność gospodarstw domowych w zachodniej części kraju jest nadal znacznie większa niż w części wschodniej. Majątek netto gospodarstwa domowego (odnosi się go do majątku po potrąceniu zobowiązań takich, jak kredyty) mieszkańców zachodniej części RFN wynosi średnio 250 tys. euro, zaś wartość ta dla gospodarstw domowych na terenach byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej to około 105 tys. euro. Sytuacja Niemców z byłej NRD, którzy zdecydowali się po zjednoczeniu przeprowadzić do zachodnich landów, także nie poprawiła się na tyle, by dorównali oni zamożnością wcześniejszym mieszkańcom tych krajów związkowych. Tak wynika z ankiety przeprowadzonej przez Niemiecki Instytut Badań Ekonomicznych (DIW).
Polska po zmianach ustrojowych przeprowadzonych w tym samym czasie, co zjednoczenie Niemiec, systematycznie nadrabia zaległości wobec zachodniego sąsiada, jeśli chodzi o poziom życia. Jeśli w skali krajów czy nawet między poszczególnymi regionami różnice wciąż się utrzymują, to punktowo ma miejsce sytuacja, gdy to po polskiej stronie zarysowuje się przewaga rozwojowa. Ma to miejsce w pogranicznym otoczeniu Szczecina. Sąsiadujące z aglomeracją przez granicę gminy korzystają z przynależności do niemieckiego systemu ekonomicznego, w którym coraz większą rolę odgrywają dla nich zabezpieczenia socjalne i emerytalne. Brak młodych, brak przemysłu i w ogóle miejsc pracy nie dają się przezwyciężyć polityką rządu federalnego ani wysiłkami na poziomie landu. Większa część Meklemburgii – Pomorza Przedniego dotknięta jest strukturalnymi problemami rozwojowymi, w bliskości stolicy Pomorza Zachodniego wpisują się one w porządek sieci osadniczej, w której to miasto stanowi punkt ciężkości dla otoczenia po obu stronach granicy. Innymi słowy, brak dużego miasta wynikający z pozostawienia Szczecina w granicach Polski nie daje się zrównoważyć przez jakiekolwiek doraźne działania czy choćby długofalową politykę inwestycyjną i transfery socjalne. Miasto z jego infrastrukturą i choćby niewykorzystanym potencjałem jest dobrem bezcennym i w pewnym stopniu unikalnym.
Równie unikalna jest zatem sytuacja, gdy to po polskiej stronie ma miejsce przewaga i inicjatywa w ewentualnym poszukiwaniu wyjścia z pułapki deficytów rozwojowych. Dane zaprezentowane przez „Die Zeit” po raz kolejny pokazują bezalternatywność zwrócenia się przez północną część pogranicza niemieckiego w stronę polskiego sąsiedztwa, zasypywanie wewnątrzniemieckich różnic własnymi siłami zajmie kolejne dekady. Ta część Niemiec to w pewnym sensie ekonomiczna ziemia jałowa i tylko aktywizacja transgranicznej współpracy, rzeczywiste rozwijanie wspólnego systemu ekonomicznego i administracyjnego daje jakiekolwiek nadzieje na poprawą stanu rzeczy. W podobnej sytuacji jest zresztą polska strona, brak właściwego zaplecza na zachodzie w istotny sposób ogranicza ekspansję Szczecina jako metropolii współoddziałującej z otoczeniem. Koniec końców straty czy też brak zysków po stronie niemieckiej są jednak większe.
Trudno kłócić się z tymi faktami, istotniejsze są tu względy kulturowe i polityczne, które obu stronom stoją na przeszkodzie w szukaniu realnych rozwiązań. Jeśli jednak potrafimy oddzielić merytorykę od ambicji, poglądów, śladów pamięci czy nawet osobistych urazów łatwiej będzie stwierdzić, co wspólnie można jednak osiągnąć. Warto pod tym kątem śledzić, co myślą i robią sąsiedzi zza pobliskiej granicy. Oni widzą i rozumieją to samo, co my.