Tomasz Augustyn

Rybacy pikietują w Warszawie, znajdują sojuszników w kolegach po fachu w Niemczech, liczą na rekompensaty za brak połowów. Tymczasem stan bałtyckich ławic jest coraz gorszy, podobnie jak prognozy dla całego sektora.

Rybaków w zachodniej części Morza Bałtyckiego dotykają coraz większe ograniczenia w połowie dorsza i śledzia. Kraje Unii Europejskiej zgodziły się w tym tygodniu na dopuszczalne limity połowów na poziomie całych 490 ton dorsza i 788 ton śledzia. W ubiegłym roku w całej UE zezwolono na połów 1 600 ton śledzia zachodniego i 4 000 ton dorsza zachodniego. Ograniczenia wiążą się z niepokojącym stanem rozwojem wielu stad ryb. Po raz pierwszy zasoby tych dwóch najważniejszych gatunków dla rybołówstwa na Morzu Bałtyckim w tym samym czasie w złym stanie.

Przyjęte ustalenia podążają za propozycją Komisji Europejskiej w przypadku połowów śledzia, podczas gdy w przypadku dorsza zachodniego porozumienie przewyższa propozycję Brukseli o około 165 ton. Umowa zawiera wyłączenie dla łodzi rybackich poniżej 12 metrów, które mogą nadal łowić śledzie za pomocą „pasywnych narzędzi połowowych”, takich jak sieci skrzelowe. W przypadku gładzicy i szprota, które są również intensywnie poławiane przez bałtyckich rybaków, ministrowie rybołówstwa zgodzili się na nieznaczne zwiększenie kwoty. Dozwolony połów gładzicy jest o 25%, a dla szprota o 13% większy od pierwotnie proponowanego. Tak czy inaczej regres sektora jest nad wyraz widoczny. dozwolony połów śledzia w zachodnim Bałtyku w latach 2017-2021został zmniejszony o 94 %, zaś dorsza o ponad 95%.

Ograniczenie połowów jest konieczne, aby otworzyć możliwości odbudowy zasobów. Zły stan zasobów rybnych wynika również ze zmian klimatu i nadmiernego nawożenia przez rolnictwo. Przede wszystkim przyczyną jest jednak znaczne przełowienie stad. Faktem jest jednak , że w tle dokonywanych uzgodnień dotyczących ratowania zasobów Bałtyku toczy się gra narodowych interesów. Polscy rybacy skarzą się, że wielokrotnie dochodzi do nieuzasadnionych ustępstw wobec Norwegii utrzymującej bliskie relacje z Unią Europejską, ale tez starająca się bronić swego rynku. Na wprowadzaniu coraz wyższych ograniczeń skorzystali w ostatnich latach również duńscy i szwedzcy rybacy, z których większość łowiła większymi kutrami. Efekt jest taki, że rybołówstwo na Morzu Bałtyckim musi akceptować masowe cięcia, ale z drugiej strony nadal łowi się na potęgę na wysuniętych bardziej północ wodach, począwszy od cieśnin Kattegat i Skagerrak. Przeciwko temu stanowi rzeczy protestują także środowiska rybackie z północno – wschodnich oraz północno – zachodnich Niemiec. W Meklemburgii-Pomorzu Przednim i Szlezwiku-Holsztynie pracuje obecnie około 400 zawodowych rybaków. Na początku lat 1990. było ich jeszcze 1 300.