Tekst opublikowany w portalu Wszystko co najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-jerzy-hausner-drogi-rozwoju-na-nowa-dekade/

Jeśli w sposób pilny nie zaakcentujemy wyzwań rozwojowych stojących przed Rzeczpospolitą, to nieuchronnie doprowadzimy do scenariusza, w którym nadchodząca dekada wyznaczać będzie kres naszej państwowości – pisze prof. Jerzy Hausner.

Wtym bowiem miejscu Europy, gdzie leży Polska, istnieć może tylko państwo silne, rządne, świadome swych trudności i swego celu – przestrzegał Eugeniusz Kwiatkowski, twórca polityki przemysłowej II Rzeczpospolitej, w książce Dysproporcje. Rzecz o Polsce przeszłej i obecnej (rok wydania 1931). Kwiatkowski spisał swoje uwagi w dekadzie wyznaczającej kres państwowości II Rzeczpospolitej, które aktualne są także teraz. W rzeczywistości polityczno-prawnej III Rzeczpospolitej nieustannie pojawiają się zjawiska, które można określić jako dysfunkcje. Jeśli nie chcemy zatem powtórzyć scenariusza sprzed 90 lat, musimy skupić się na efektywnym eliminowaniu patologii, które są częścią życia politycznego, społecznego i gospodarczego współczesnej Polski.

Osiem grzechów głównych Rzeczpospolitej

Dziś można wyróżnić osiem grzechów głównych naszego życia publicznego:

Grzech 1. Brak wyobraźni strategicznej i suwerennej myśli rozwojowej, objawiającej się m.in. w reaktywnym sposobie rządzenia, czego wyrazem stała się doktryna „ciepłej wody w kranie”.

Grzech 2. Niezdolność posługiwania się różnymi trybami rządzenia. Administracja publiczna w Polsce w sposób chaotyczny i niekonsekwentny wprowadzała przez lata różne – często niekompatybilne – rozwiązania właściwe dla różnych modeli administracji, bez głębszego namysłu nad następstwami. W efekcie powstała niespójna konstrukcja składająca się z reguł i mechanizmów przypadkowo zapożyczonych z różnych porządków. Często tam, gdzie należałoby stosować tryb współzarządzania publicznego, stosuje się tradycyjne mechanizmy hierarchiczne.

Grzech 3. Rozmyty ład konstytucyjny. Brak aksjologicznych i normatywnych podstaw podzielanych przez główne siły polityczne powoduje, że polityka jest osadzona na ruchomych piaskach doraźnych partyjnych interesów i konfliktów, nierzadko motywowanych osobistymi resentymentami.

Grzech 4. Formalistyczny legalizm, który systematycznie góruje nad celowością, co powoduje, że system prawny działa jak automat proceduralny. Przepis staje się osłoną aparatu urzędniczego przed odpowiedzialnością i działa jak urzędniczy bezpiecznik.

Grzech 5. Destrukcja sfery publicznej. Niejednokrotnie nie istnieją lub są bardzo osłabione mechanizmy korekty złego rządzenia ze strony organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Państwo odwraca się od obywatela, a energię do działania czerpie przede wszystkim z rozdzielnictwa środków unijnych.

Grzech 6. Unikanie rządzenia i ucieczka od odpowiedzialności. Manipulowanie opinią publiczną stało się najważniejszym instrumentem sprawowania władzy politycznej. Tymczasem bez polityki, czyli faktycznego rządzenia rozumianego jako świadome przyjmowanie odpowiedzialności za rozwiązywanie trudnych problemów, demokracja niknie.

Grzech 7. Obywatelska pasywność i roszczeniowość. W tym kontekście możemy mówić o swoistej autarkii obywatelskiej, w której wielu obywatelom nasze państwo jawi się głównie jako źródło opresji, a brak odpowiedzialności po stronie rządzących rodzi podobne nastawienie po stronie obywateli.

Grzech 8. Systemowa niezdolność do kojarzenia bezpieczeństwa i rozwoju. Istnieją grupy zawodowe silnie lgnące do państwa, aby eksploatować jego zasoby. Trudno o lepszy przykład takiej strategii dostosowawczej niż górnictwo węgla kamiennego. W rezultacie wektorem działania staje się zdecydowanie bardziej zawłaszczanie zasobów niż tworzenie warunków sprzyjających ich pomnażaniu.

Żeby rozwiązać jakiś problem, najpierw trzeba zrozumieć jego źródło. Nie uda nam się wyrwać z pułapki przytoczonych wyżej grzechów głównych, jeśli nie uda nam się precyzyjnie nazwać przyczyn, z których one powstają.

Zapaść demograficzna

Przykładem braku właściwie zdefiniowanego problemu jest kwestia zapaści demograficznej. W 2015 roku władza uznała, że jego właściwym rozwiązaniem będzie przede wszystkim uruchomienie bodźca finansowego: „Program 500+”. Należałem wówczas do grona ekspertów, które nie krytykowało samego rozwiązania, jednak podkreślałem, że nie przyniesie ono zamierzonych rezultatów. Posługiwałem się wówczas przykładem rodzin pracowników Poczty Polskiej, których dzietność jest wyższa niż w całej populacji. Dlaczego? Bo zapewniana jest pewność zatrudnienia, co przekłada się na ich poczucie bezpieczeństwa i stabilnej przyszłości. Dlatego takie rodziny łatwiej decydują się na dzieci.

W Polsce istnieje tymczasem problem utrwalonej, kulturowej nierównowagi w obowiązkach rodzicielskich nakładanych na kobiety i mężczyzn. Zwyczajowo wychowanie dzieci przede wszystkim przynależy do zadań kobiet. To oznacza, że chcąc rozwijać się zawodowo, a także wychowywać potomstwo, mają one znacznie trudniejsze życie. W efekcie często nie decydują się na podjęcie macierzyńskiego wysiłku. Kulturowa dyskryminacja, która przekształca się w rzeczywistą nierównowagę sytuacji życiowej, oznacza w konsekwencji blokadę, której skutki obserwujemy w postaci zapaści demograficznej. Bodziec finansowy, postulowany jako rozwiązanie polskiego problemu z demografią, nie doprowadził do podwyższenia wskaźnika dzietności, a dodatkowo skutkował częstszą rezygnacją kobiet z aktywności zawodowej. Działanie przyniosło zatem efekt kontrskuteczny.

Zadaniem państwa powinno być w tej sytuacji zachęcanie kobiet do aktywności zawodowej, a zarazem tworzenie warunków godzenia przez kobiety aspiracji zawodowych z wychowywaniem dzieci. Znaczną część obowiązków wychowawczych powinni przejąć mężczyźni, a część instytucje społecznej infrastruktury, np. przyzakładowe żłobki czy przedszkola. Podstawowa rekomendacja jest oczywista: niezbędne jest usuwanie licznych przejawów dyskryminacji kobiet, w tym dyskryminacji kulturowej.

Polityka publiczna ma sens tylko wtedy, kiedy jest podporządkowana konkretnym długofalowym celom. Tymi celami są wielkie wyzwania rozwojowe – dla Polski jest to dzisiaj między innymi zapaść demograficzna. Tu nie ma jednego prostego rozwiązania, a na pewno nie okazał się nim program 500+.

Słabość polskiej myśli rozwojowej

Ten przykład niezbicie pokazuje kluczową ułomność w zarządzaniu państwem: pozbawienie go mózgu, to znaczy strategicznego ośrodka suwerennej myśli rozwojowej. W ciągu ostatnich pięciu lat pojawiały się inicjatywy, które miały doprowadzić do uporządkowania tej sfery. Jedną z nich była Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zwana „planem Morawieckiego”. Ten dokument trafnie diagnozował strukturalne problemy polskiej gospodarki. Miałem zastrzeżenia jedynie co do nietrafnego zdefiniowania „pułapki fiskalnej”. Obawiałem się w konsekwencji lekceważenia trwałej, strukturalnej tendencji do zadłużania się naszego państwa. Problem jednak w tym, że w istocie nigdy nie podjęto konsekwentnej realizacji tej strategii. Przecież jedną z jej głównych tez było podniesienie poziomu inwestycji w relacji do PKB – do 25 proc. A dzisiaj ten poziom oscyluje wokół 17–18 proc. i jest niższy niż w roku 2015.

Szybko okazało się więc, że Strategia na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju to jedynie lista tzw. pobożnych życzeń, czego symbolem jest przysłowiowy już milion polskich samochodów elektrycznych. Powodów niepowodzenia było wiele, ale dwa są oczywiste: zanik dialogu społecznego i słabość koordynacji międzyresortowej. Kompetencje gospodarcze są rozbite między Kancelarię Prezesa Rady Ministrów oraz kilka resortów, a każdy minister zachowuje się, jak autonomiczny organ odpowiedzialny za polską ekonomię i za zarządzanie kryzysowe, co skutkuje szeregiem absurdalnych decyzji oraz bałaganem prawnym, który w sytuacji pandemicznej, wyostrzającej i stawiającej w dramatycznym kontekście wszystkie patologie polskiego życia społecznego, politycznego i gospodarczego, objawia się w sposób zupełnie wyjątkowy.

Jeśli sprawowanie władzy polega na jej centralizacji, to znacząca większość obywateli lokuje swoje nadzieje na bezpieczeństwo w centrum. Przez kilkadziesiąt lat PRL adresatami oczekiwań społecznych byli sekretarze PZPR. Było tak zarówno w czasach stalinowskich, gomułkowskich, jak i przez lata rządów Edwarda Gierka, kiedy ówczesne pokolenia żyły nadzieją lepszej przyszłości, co w rzeczywistości skończyło się bankructwem państwa. Oczekiwanie, że wystarczy podporządkować się woli rządzących, aby zapewnić sobie minimalne bezpieczeństwo, okazywało się ułudą. Dzisiaj ponownie deklaracje i obietnice rządzących coraz bardziej rozmijają się z rzeczywistością. Autorytarne bezpieczeństwo skończy się wielkim rozczarowaniem i frustracją.

Pozytywnej odpowiedzi na obecne zagrożenia i wyzwania przyszłości trzeba szukać w koncepcji „solidarnego rozwoju”. Jedną z kluczowych kwestii staje się wtedy solidarność międzypokoleniowa. Podam przykład.

Przez lata nie dbaliśmy o to, żeby kształcić odpowiednią liczbę pielęgniarek, oraz o ich godność i warunki wykonywanej przez nie pracy. Dzisiaj widać wyraźnie, że brak odpowiedniej liczby pielęgniarek w relatywnie młodym wieku powoduje, że największe żniwo śmierci trwającej pandemii COVID-19 odnotowujemy wśród najstarszych grup wiekowych. Nie potrafiliśmy w tym kluczowym aspekcie odnaleźć relacji między potrzebami starszej generacji a młodymi. Inwestycja w godną edukację pielęgniarek w Polsce nie tylko w znacznym stopniu przyczyniłaby się do lepszego systemowego radzenia sobie z pandemią, ale także generalnie podniosłaby poziom bezpieczeństwa zdrowotnego.

Kolejne kilkadziesiąt miliardów złotych przeznaczone na dodatkowe emerytury nie oznacza automatycznie lepszego i godniejszego życia, jeśli temu dodatkowemu popytowi nie będzie towarzyszyć poszerzenie zakresu i podniesienie poziomu usług publicznych zaspokajających egzystencjalne potrzeby ludzi starszych. A przecież stan opieki długoterminowej i geriatrii jest w Polsce krytyczny.

Pieniądze przeznaczone na takie programy, jak trzynasta czy czternasta emerytura, warto było skierować na polską geriatrię lub doinwestować edukację i warunki pracy pielęgniarek. To pomogłoby rozwiązać problem ludzi starszych znacznie bardziej niż gotówka.

Musimy przyjąć i zrozumieć, że jeśli potrzeby starszych generacji mają być zaspokojone, to część publicznych pieniędzy musi zostać przeznaczona na wykształcenie tych, którzy te potrzeby będą zaspokajać – o taką fundamentalną zmianę sposobu myślenia chodzi w „solidarnym rozwoju”. Jednak takiej perspektywy nie uda się osiągnąć w zarządzaniu państwem bez szacunku dla wiedzy ekspertów i niezależnych umysłów, wychowywanych na uniwersytetach wolnych od nacisków politycznych. Nie uda nam się to bez różnego rodzaju ośrodków badawczych, finansowanych i organizowanych przez państwo, które co istotne, korzysta z ich wiedzy. W końcu nie uda nam się to bez sprawnego sektora pozarządowego, fundacji i stowarzyszeń, którym państwo pomaga w oparciu o ocenę merytoryczną, a nie na podstawie bliskości ideologicznej czy politycznej.

Rozwiązać dylemat Kwiatkowskiego

Mimo stopniowej utraty strategicznych przewag Rzeczpospolitej wciąż mamy na czym budować mocne państwo. Wysoki wzrost gospodarczy ostatnich lat wypływał z dobrej koniunktury gospodarczej wspartej solidną podbudową polskiej przedsiębiorczości. Pomimo procesu szybkiego starzenia się jesteśmy ciągle relatywnie młodym społeczeństwem. Ale ta przewaga szybko maleje. Dobrze, że w ostatnich latach udało się pobudzić konsumpcję, podnieść płacę i znacząco zmniejszyć ubóstwo w rodzinach wielodzietnych. Jednak ekonomiści są zgodni, i podkreślali to wielokrotnie, że nie da się utrzymać tak wysokiego wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie, opierając go wyłącznie na konsumpcji. Nawet bez pandemii polski wzrost gospodarczy w 2020 roku nie osiągnąłby imponujących wysokości.

Nadszedł zatem czas odpowiedzi na kilka strategicznych pytań: Co z inwestycjami w sektorze prywatnym? Co z restrukturyzacją polskiej gospodarki? Co z jej bardzo wyraźną orientacją na Zielony Ład i na nowy miks energetyczny? Na jej cyfryzację? Na potrzebę nowoczesnego systemu rozwoju kompetencji? Jak utrzymać wysoką dynamikę eksportu? Jak uruchomić inwestycje, które będą rozwojowe i proinnowacyjne? Jak wykorzystać potencjał młodych Polaków?

Na wszystkie te pytanie rząd musi zacząć odpowiadać teraz, aby kryzys nas nie pokonał. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że od przyszłego roku czeka nas półtorabilionowy dług publiczny, faktycznie przekraczający próg 60 proc. w relacji do PKB. Z takim obciążeniem będziemy musieli iść do przodu, i to szybciej niż inni, jeśli nie chcemy, aby następna dekada XXI wieku zakończyła się tak jak trzecia dekada wieku XX, przed czym głośno wtedy przestrzegał Eugeniusz Kwiatkowski.

Prof. Jerzy Hausner – polityk i ekonomista, profesor nauk ekonomicznych. W latach 2003–2005 wiceprezes Rady Ministrów, członek Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2010–2016.