Tekst został opublikowany w portalu Krytyki Politycznej: Czy Niemcy to piąta kolumna Putina w Europie? (krytykapolityczna.pl)

Kamil Trepka

Działania niemieckiego rządu nie miały wielkiego przełożenia na deeskalację konfliktu w Ukrainie. Przez niemieckie i międzynarodowe media przeszła fala krytyki pod adresem kanclerza Olafa Scholza.

W środę 16 lutego kanclerz Niemiec Olaf Scholz spotkał się w Moskwie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Wizyta na Kremlu była ostatnim przystankiem światowego tournée szefa niemieckiego rządu, ale bynajmniej nie ostatnim aktem dramatu rozgrywającego się obecnie na granicy rosyjsko-ukraińskiej.

„Gdzie jest Scholz?”

Kiedy na przełomie stycznia i lutego narastała presja Rosji na Ukrainę, przez niemieckie media przelała się fala krytyki pod adresem kanclerza. Scholzowi, który objął urząd na początku grudnia 2021 roku, zarzucano nieobecność i brak zdecydowanych działań w obliczu narastającego konfliktu z udziałem sąsiadów Unii Europejskiej. Sytuacja ta zmieniła się pod koniec stycznia, kiedy pod presją opinii publicznej szef rządu ogłosił, że w połowie lutego wybiera się do Waszyngtonu, Kijowa i Moskwy.

Z wizytą u Wujka Sama

Niecałe dwa tygodnie później, 7 lutego, kanclerz faktycznie wyruszył do Stanów Zjednoczonych, by spotkać się z prezydentem Joe Bidenem. Podczas wspólnego występu dla mediów Biden zapewniał wręcz ostentacyjnie, że widzi w rządzie niemieckim niezawodnego partnera, i ogłosił, że jeśli „Rosja dokona inwazji – to znaczy czołgi i wojska lądowe ponownie przekroczą granicę Ukrainy – wtedy Nord Stream 2 się nie wydarzy”.

Scholz z kolei zapowiedział „mocny zestaw sankcji” w przypadku wojskowej agresji Rosji, ale nie objaśnił, o jakie sankcje mu właściwie chodzi. W wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CNN, przeprowadzonym tego samego dnia, kanclerz unikał odpowiedzi na pytanie, czy strona niemiecka rozważa zablokowanie kontrowersyjnego gazociągu, niemniej podkreślił, że w przypadku inwazji rosyjskiej Niemcy podejmą wobec Moskwy dokładnie te same kroki co sojusznicy z NATO. A to implikuje w pewnym sensie, że nasz zachodni sąsiad nie będzie blokował zawieszenia projektu Nord Stream 2:

Stosunek kanclerza do Nord Stream 2 uległ zmianie niedługo przed wizytą w USA: jeszcze w grudniu 2021 roku Scholz traktował gazociąg jako „projekt sektora prywatnego”; kiedy zaś 18 stycznia na wspólnej konferencji prasowej z sekretarzem generalnym NATO pewien dziennikarz zapytał kanclerza, czy wciąż traktuje tę inwestycję jako prywatne przedsięwzięcie gospodarcze, ten już nie odpowiedział twierdząco.

Olaf Scholz w Kijowie

Dzień po wizycie w Waszyngtonie kanclerz Scholz przyjął w Berlinie Andrzeja Dudę i prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Trzej politycy akcentowali jedność Europy i jej sojuszników, podkreślając, że choć wciąż wierzą w dyplomatyczne rozwiązanie kryzysu rosyjsko-ukraińskiego, to nie będą się naiwnie przyglądać działaniom Moskwy: „Dalsze naruszenie integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy – oznajmił Scholz – jest nie do zaakceptowania i będzie oznaczać dla Rosji daleko idące konsekwencje”.

Niecały tydzień później, 14 lutego Scholz poleciał do Kijowa. Kanclerz nie tylko podtrzymał dotychczasowe deklaracje co do ewentualnych sankcji w przypadku rosyjskiej agresji, ale przypomniał dziennikarkom i dziennikarzom, że od 2014 roku, czyli wybuchu protestów tak zwanego Euromajdanu, rząd niemiecki przekazał Ukrainie wsparcie w wysokości prawie 2 miliardów euro. Po raz kolejny zarzekał się, że Niemcy są w tym konflikcie po stronie Ukrainy, wysyłając do Moskwy czytelny sygnał: „Jeśli Rosja ponownie naruszy integralność terytorialną Ukrainy – ogłosił, stojąc obok prezydenta Wołodymira Zełenskiego – wiemy, co należy zrobić”.

Scholz nie wykluczył wstąpienia Ukrainy do NATO (co stanowi jeden z perspektywicznych celów Zełenskiego), podkreślił jednak, że temat ten aktualnie nie znajduje się na porządku dziennym. Powołując się na niemieckie prawo, które formalnie zakazuje wysyłania sprzętu wojskowego do państw objętych konfliktem zbrojnym, kanclerz potrzymał dotychczasową linię Berlina dotyczącą jego eksportu na Ukrainę: Kijów nie otrzyma niemieckiej broni (aktualnie trwa jedynie weryfikacja, czy Niemcy mogą dostarczyć sprzęt pomocniczy, jak na przykład noktowizory).

Moskiewskie rozmowy przy przeskalowanym stole

Wizyty niemieckich kanclerzy na Kremlu nie należą zazwyczaj do ich najłatwiejszych zadań – nie inaczej było 15 lutego, kiedy Scholz wylądował w Moskwie, by spotkać się z Władimirem Putinem. Podobnie jak Emmanuel Macron, kanclerz odmówił wykonania testu PCR na obecność koronawirusa na Kremlu (strona niemiecka zaoferowała, aby rosyjskie służby medyczne były obecne przy teście, który wykonała w samolocie rządowym lekarka pracująca w ambasadzie Niemiec, ale Kreml nie zgodził się na takie rozwiązanie), co skutkowało tym, że dwaj przywódcy rozmawiali przez ponad cztery (!) godziny przy słynnym, kuriozalnie długim stole:

Podczas późniejszej konferencji prasowej Scholz dobierał słowa ostrożnie, lecz stanowczo. Szef niemieckiego rządu nawoływał Rosję do deeskalacji aktualnych napięć, podkreślając zarazem, że strony konfliktu nie wykorzystały jeszcze w pełni wszystkich dostępnych narzędzi dyplomacji, aby zażegnać kryzys. Kanclerz oznajmił, że Niemcy i ich europejscy partnerzy postrzegają koncentrację rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą jako zagrożenie i są „bardzo zaniepokojeni” aktywnością 100 tysięcy żołnierzy na terenach przygranicznych – Berlin oraz jego sojusznicy nie widzą „żadnego racjonalnego powodu” dla tych manewrów. I choć bezpieczeństwo w Europie – ogłosił Scholz – może zostać osiągnięte jedynie przy uwzględnieniu Rosji, integralność i suwerenność Ukrainy nie będą stanowić przedmiotu jakichkolwiek negocjacji.

Ku zdumieniu gospodarza kanclerz wspomniał nawet o zawieszeniu działalności stowarzyszenia „Memoriał” i moskiewskiej redakcji stacji telewizyjnej „Deutsche Welle”. Swoją przemowę kanclerz zakończył płomiennym apelem: „Dla mojego pokolenia wojna w Europie jest nie do pomyślenia i musimy zatroszczyć się o to, aby utrzymać ten stan rzeczy. Jest naszym cholernym obowiązkiem i zadaniem jako przywódcy rządów i państw, aby zapobiec w Europie eskalacji wojennej”.

Prezydent Putin zarzekał się, że Rosja nie dąży do wojny, a winę za obecny konflikt ponosi Ukraina, która nie respektuje postanowień porozumień mińskich i dopuszcza się w Donbasie ludobójstwa (przywódca Rosji porównał sytuację w Donbasie z interwencją NATO w Jugosławii, kiedy zachodnie siły powietrzne bombardowały cele serbskie, aby zmusić Slobodana Miloševicia do zakończenia działań militarnych przeciwko ludności albańskiej zamieszkującej Kosowo; Scholz zaprzeczył, że istnieje analogia między tymi dwoma wydarzeniami).

Warto odnotować, że Scholz po raz pierwszy od dłuższego czasu użył słów „Nord Stream 2”. Zapytany na konferencji prasowej o Gerharda Schrödera, Putin wychwalał byłego kanclerza Niemiec, który od 2005 roku zasiada w radzie nadzorczej spółki budującej kontrowersyjny gazociąg. Scholz odparł, że nie będzie komentował działalności w sektorze prywatnym byłego polityka, który mówi tylko w swoim imieniu, a nie w imieniu Republiki Federalnej Niemiec.

W tej samej wypowiedzi kanclerz podkreślił, że po pierwsze istnieją gwarancje co do działającego aktualnie systemu tranzytu gazu ziemnego przez Europę (wymienił gazociągi przez Białoruś, Ukrainę, Polskę i działający już od 2011 roku Nord Stream 1), a po drugie rząd niemiecki dąży do utrzymania pokoju w Europie i chce zapobiec konfrontacji militarnej w Ukrainie. Jeśli jednak do niej dojdzie, Niemcy doskonale będą wiedzieć, co należy zrobić, czego świadome są też wszystkie inne strony konfliktu. W ten sposób Scholz po raz pierwszy tak jednoznacznie powiązał konflikt w Ukrainie z kwestią Gazociągu Północnego.

Trwające ponad tydzień tournée Scholza rozwiało wątpliwości, czy kanclerz Niemiec i jego partia stanowią piątą kolumnę Putina w Europie (nie, nie stanowią). I choć trudno ocenić, czy działania niemieckiego rządu będą miały bezpośrednie przełożenie na deeskalację konfliktu na granicy ukraińsko-rosyjskiej – na chwilę obecną wygląda na to, że nie – wysyłają one w świat czytelny sygnał: jeśli Putin zaatakuje Ukrainę, musi liczyć się ze stanowczą reakcją krajów Zachodu. Który, ku zdziwieniu prezydenta Rosji, pokazał dotąd jedność w kwestii Ukrainy.

Sytuacja na granicy rosyjsko-ukraińskiej pozostaje napięta. W piątek 18 lutego prezydent Biden ogłosił, że według źródeł amerykańskiego wywiadu Władimir Putin podjął decyzję o inwazji, która ma nastąpić już w najbliższych dniach. Pierwszy raz od 30 lat na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa nie byli obecni przedstawiciele i przedstawicielki Rosji. Występujący na konferencji w sobotę Scholz po raz kolejny zapewnił, że „wszystkie kanały rozmów pozostaną otwarte”, ale „każde dalsze naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy będzie miało dla Rosji wysokie koszty – polityczne, gospodarcze i geostrategiczne”.

Aktualizacja: Scholz dotrzymał słowa w sprawie Nord Stream 2

W poniedziałek 22 lutego, dzień po zakończeniu Konferencji Bezpieczeństwa, na której wystąpili również Wołodymyr Zełenski i wiceprezydentka USA Kamala Harris, Putin podpisał dekret uznający niepodległość dwóch samozwańczych „republik ludowych”, które powstały w Donbasie na terenach administrowanych przez prorosyjskich separatystów. Za sprawą tego ruchu prezydent Rosji wprost złamał porozumienia mińskie, które wprawdzie gwarantowały tym terenom autonomię, ale autonomię w ramach państwach ukraińskiego.

Jeszcze przed kuriozalnym wystąpieniem telewizyjnym, podczas którego Putin uznał niepodległość dwóch wschodnioukraińskich parapaństw i podpisał dekret wysyłający do „republik ludowych” rosyjskie „siły pokojowe”, włodarz Kremla rozmawiał telefonicznie z Emmanuelem Macronem i Olafem Scholzem. Kanclerz potępił uznanie przez Moskwę suwerenności „republik”, nawołując Putina do deeskalacji i wycofania żołnierzy z granicy ukraińsko-rosyjskiej.

Jak wiemy, prezydent Rosji nie wziął sobie do serca apelu Scholza, co zmusiło Berlin do działań. 23 lutego rząd niemiecki wstrzymał proces certyfikacji dla Nord Stream 2 (co de facto blokuje uruchomienie gazociągu) i poparł wprowadzenie pakietu sankcji przeciwko Rosji i osobom związanym z ługańską i doniecką „republiką ludową”. Ku zdziwieniu niektórych polskich dziennikarek i dziennikarzy Olaf Scholz okazał się człowiekiem słownym i dotrzymał swoją obietnicy.