Tekst ukazał się w portalu Klubu Jagiellonśkiego: https://klubjagiellonski.pl/2020/10/06/turystyfikacja-nie-uodpornila-krakowa-na-pandemie/

Skupywanie zasobów mieszkaniowych i przeznaczanie ich na wynajem krótkoterminowy, disneylandyzacja centrum miasta i poszerzanie sfery pracy prekarnej w ogólnej strukturze zatrudnienia. Te trzy narastające od lat problemy sprawiły, że kryzys wywołany pandemią wyjątkowo silnie uderzył w Kraków.

Kwestia wpływu turystki na funkcjonowanie miasta od lat wzbudzała w Krakowie ożywioną dyskusję. W okresie pandemii koronowirusa przybrała jeszcze na sile. Świadczy to o ważnej roli, jaką turystyka odgrywa(ła) w ekonomicznym i społeczno-kulturowym życiu Krakowa. Z drugiej strony wskazuje to też na fakt, że miasto zostało silnie uzależnione od branży turystycznej, a jej nagły kryzys dotknął bezpośrednio i pośrednio wielu mieszkańców miasta.

Dotychczasowe debaty dotyczące wpływu turystyki na Kraków zdominowane były przez dwie skrajne perspektywy. Zwolennicy rozwoju branży turystycznej widzieli same korzyści dla miasta, jej przeciwnicy jedynie zagrożenia. Współczesna turystyka miejska jest jednak zjawiskiem złożonym i nie można jej postrzegać w kategoriach zero-jedynkowych, w praktyce przyjmuje wiele różnych odcieni. Jeśli jedna sfera miejskiej rzeczywistości odnosi korzyści z turystyki, to inna odczuwa jej skutki uboczne.

Problem jednak w tym, że w ostatnich latach, nie tyko zresztą w Krakowie, skutków ubocznych masowej turystyki było zdecydowanie więcej niż korzyści. Z tego też powodu od lat toczyły się dyskusje wskazujące na to, że kwestia turystyki miejskiej wymaga korekty.

Turystyka pomogła wyjść z kryzysu

Analizując wpływ turystki na Kraków, należy uwzględniać szerszy kontekst determinujący jej charakter. Turystka miejska ma w Europie długą tradycję. Uznawana była za zjawisko przynoszące miastom więcej korzyści niż strat. Szczególnie podkreślano jej rolę w łagodzeniu skutków kryzysów miejskich i stymulowanie procesów odrodzenia miejskiego. W tym wypadku można wymienić długą listę miast, którym turystyka pomogła łagodzić bolesne skutki deindustrializacji, stymulowała transformację gospodarki od modelu fordowskiego do postfordowskiego. Ikonicznym, ale niedoścignionym, przykładem stało się baskijskie Bilbao, które z podupadłego miasta przemysłowego (między innymi dzięki turystyce) przekształciło się w kwitnące, nowoczesne miejsce. Bilbao to raczej wyjątek – tak spektakularnego sukcesu, opartego na zrównoważonym rozwoju, nie udało się powtórzyć innym miastom. Najczęściej rola turystyki polegała na łagodzeniu skutków masowego bezrobocia wywołanego deindustrializacją poprzez generowanie nowych miejsc pracy w sektorze turystycznym i usługach.

Także w Krakowie, oczywiście na inną skalę i w zupełne innych warunkach, zadziałał podobny mechanizm. Dziś już mało kto o tym pamięta, ale jeszcze w początkach lat 90. w strukturze zatrudnienia Krakowa odsetek robotników wielkoprzemysłowych był wyższy niż w Łodzi. Kiedy zaczęła się deindustrializacja polskich miast, Kraków, w przeciwieństwie do Łodzi (wówczas drugiego największego miasta w Polsce), przeszedł ten okres dużo mniej boleśnie i wyprzedził Łódź w liczbie mieszkańców.

Działo się tak między innymi dlatego, że równolegle do procesu deindustrializacji miasta w Krakowie zaczął dynamicznie rozwijać się sektor turystyki i usług generujący nowe miejsca pracy w zamian za te likwidowane w przemyśle.

Dla Łodzi, w której nie zadziałał taki mechanizm, okres deindustrializacji przyniósł jeden z największych kryzysów w historii miasta. Miejsca pracy, jakie generuje sektor turystyczny, dalekie są jednak od ideałów, nie podnoszą konkurencyjności miasta ani jego kreatywności i innowacyjności. Co więcej, taki model rozwoju może stać się poważnym problemem, kiedy miasto, zamiast traktować go jako etap przejściowy, zaczyna się coraz bardziej uzależniać od turystyki. Gdy lekarstwo zostaje przedawkowane, cały organizm miejski zaczyna odczuwać skutki uboczne. Niestety, ale taka historia stała się udziałem Krakowa.

Turystyka przyniosła Krakowowi niewątpliwie istotne korzyści. Przy masowym zjawisku przekładało się to na znaczne wpływy do miejskiego budżetu, stymulowanie rozwoju usług, tworzenie miejsc pracy itp. Impuls turystyczny w dużej mierze przyczynił się także do poprawy estetyki w mieście i przemian w aranżacji przestrzeni publicznych, które stały się bardziej przyjazne także dla samych mieszkańców. Wystarczy wspomnieć, że Rynek Główny już w 1979 r. został jednym z pierwszych europejskich placów miejskich uwolnionych od samochodów. Z czasem odzyskano dla mieszkańców (choć przede wszystkim turystów) inne zabytkowe place: Mały Rynek, plac Szczepański a niedawno plac św. Ducha. Istotne, choć trudne do oszacowania, są także zyski wizerunkowe. Kraków, jeszcze w latach 90. peryferyjne miasto na wschodzie Europy, stał się obecnie jednym z najlepiej rozpoznawalnych miast Unii Europejskiej.

Ciemniejsza strona turystyki

Miasto to jednak bardzo specyficzny organizm. Stosunkowo łatwo można przekroczyć cienkie czerwone linie. Procesy rewitalizacji podejmowane w dobrej wierze niejednokrotnie przechodzą w gentryfikację, której skutki uderzają w zwykłych mieszkańców. Podobnie rzecz ma się z turystyką, która coraz częściej pokazuje swoją ciemniejszą stronę, nazywaną turystyfikacją. Sam termin – turystyfikacja – mimo że jest niezbyt poetyckim neologizmem, dobrze oddaje istotę zjawiska. Najczęściej na problemy związane z masową turystyką używa się angielskiego określenia – overtourism – które oddaje jednak tylko część problemów.

Turystyfikacja odnosi się do bardziej systemowego podejścia, wskazuje, że nadmierny ruch turystyczny w mieście wywołuje sytuację kryzysową także w tych sektorach, które z pozoru nie są z branżą turystyczną związane, np. w mieszkalnictwie czy sektorze usług publicznych.

Przykładowo masowe wykupywanie zasobów mieszkaniowych przeznaczanych na wynajem krótkoterminowy sprawia, że wielu mieszkańców nie stać na kupno lub wynajem mieszkania. To z kolei niejednokrotnie prowadzi do zapaści sektora usług publicznych, gdyż z uwagi na wysokie ceny mieszkań zaczyna brakować pracowników, którzy z pensji wypłacanych w tym sektorze nie są wstanie utrzymać się w miastach podanych procesom turystyfikacji.

Problemy z turystyką nie są czymś zupełnie nowym, procesy te obserwowane były już od lat 70. Najbardziej znanym wskaźnikiem, do dziś wykorzystywanym dla analizy zmian postaw mieszkańców względem turystów, jest model irytacji Doxeya (Doxey’s Irridex model), opracowywany w 1975 roku. Wyróżnia się w nim cztery etapy reakcji na ruch turystyczny: od euforii poprzez apatię i irytację po otwarty konflikt. Dla miast europejskich prawdziwe problemy z turystyką zaczęły się wraz z liberalizacją swobód przepływów na przełomie milenium. Układ z Schengen, rozwój tanich linii lotniczych, a ostatnio także takich platform, jak Airbnb czy Booking.com uczynił miejską turystykę masową – łatwo dostępną i tanią. Tzw. city break, znany już do XVIII wieku jako elitarny Grand Tour, stał się usługą masową, dostępną dla każdego, która miała coraz mniej wspólnego z poznawaniem dziedzictwa miast, a coraz więcej z mało wyszukaną rozrywką.

Rynek Główny: krakowski czy turystyczny?

W wypadku Krakowa problemy z masową turystką zaczęły się wraz z akcesją Polski do UE. Trudno wskazać, kiedy dokładnie została przekroczona cienka czerwona linia i początkowa euforia przeszła w apatię, następnie irytację, aby miejscami przyjąć znamiona otwartego konfliktu. Problem wymaga osobnych, pogłębionych badań. W tym miejscu chciałbym zwrócić jedynie uwagę na fakt z pozoru mało istotny. Dokładnie 10 lat temu, w 2010 r., w ramach festiwalu ArtBoom zrealizowana została wiele mówiąca w kontekście turystyfikacji instalacja artystyczna „Strefa Non Krakow”.

Projekt polegał na ustawieniu w uliczkach dochodzących do Rynku Głównego znaków z przekreślonym napisem „Kraków”, mających imitować znaki drogowe oznaczające koniec danej miejscowości. Instalacja zwracała uwagę na to, że Rynek Główny – dawne symboliczne centrum miasta – przestaje być krakowski, zmienia się w swoistą eksterytorialną przestrzeń przepływu zdominowaną przez turystów.

Wydawać by się mogło, że taka instalacja, nosząca znamiona swoistej prowokacji artystycznej – odbierania krakowianom ich symbolu, jakim przez stulecia był Rynek Główny – będzie kubłem zimniej wody i sprowokuje publiczną dyskusję przekładającą się na konkretne starania przeciwdziałające skutkom masowej turystyki. Nic takiego się jednak nie stało, a turystyfikacja z każdym kolejnym rokiem tylko przyspieszała.

Disnelandyzacja, Airbnb i śmieciówki

Przed wybuchem pandemii sytuacja była już na tyle poważna, że nawet w oficjalnej, przyjętej w 2018 r. Strategii Rozwoju Krakowa, jako jeden z priorytetów wskazywano „ograniczenie negatywnego wpływu masowego ruchu turystycznego na funkcjonowanie Miasta i jakość życia mieszkańców”. Warto zastanowić się zatem, jakie negatywne konsekwencje niosła ze sobą turystyfikacja Krakowa, które wpłynęły na to, że postulat walki z nią znalazł się w tak ważnym strategicznie dokumencie.

Abstrahując od diagnoz stawianych na potrzeby Strategii Rozwoju Miasta, można zidentyfikować trzy najważniejsze problemy związane z turystyfikacją: skupywanie zasobów mieszkaniowych i przeznaczenie ich na wynajem krótkoterminowy, disneylandyzację centrum miasta i poszerzanie sfery pracy prekarnej w ogólnej strukturze zatrudnienia. Te trzy narastające od lat problemy sprawiły, że kryzys wywołany pandemią wyjątkowo silnie uderzył w Kraków.

Dynamiczny rozwój rynku najmu krótkoterminowego spowodował spustoszenie w wielu miastach europejskich, Kraków nie jest tu wyjątkiem. Amsterdam, Barcelona, Berlin i wiele innych miast z różnym skutkiem od lat stawia sobie za cel ograniczanie najmu krótkoterminowego. Popyt na takie mieszkania został wygenerowany przez platformy pośrednictwa, takie jak Airbnb czy Booking.com, które przejmują od tradycyjnych hoteli obsługę masowej turystyki miejskiej i biznesowej.

Trzeba jednak pokreślić, że mówimy tu o problemie złożonym i trudno traktować go w kategoriach zero-jedynkowych. Z jednej strony rozwój tego sektora turystycznego pozwala podróżować mniej zasobnym turystom zainteresowanym dziedzictwem miast, ułatwia wyjazdy zawodowe wymagające czasem dłuższych pobytów, co w warunkach hotelowych jest uciążliwe. Z drugiej jednak strony stymuluje specyficzną i bardzo uciążliwą turystykę imprezowo-alkoholową. Niezależnie jednak o jakim typie turystów mówimy, czy o tzw. kongresowych turystach premium, czy uciążliwych miłośnikach wieczorów kawalerskich, z perspektywy funkcjonowania miasta krótkoterminowy wynajem mieszkań niesie takie same negatywne konsekwencje.

Rozwój sektora mieszkań najmu krótkoterminowego sprawia, że całe dzielnice miast tracą funkcje mieszkalne, co przyczynia się do rozwoju próżni socjologicznej, zanikania kapitału społecznego i więzi społecznych.

Proces ten dotknął bardzo boleśnie całego centrum Krakowa, zwłaszcza Starego Miasta i Kazimierza, w których zostało już niewielu stałych mieszkańców. Nawet jeśli, na co wiele wskazuje, kryzys pandemii na długie lata zatrzyma rozwój sektora mieszkań przeznaczanych na najem krótkoterminowy, to wypłukany kapitał społeczny i zerwane więzi społeczne odbudowywać będą się latami.

Drugim negatywnym skutkiem turystyfikacji stała się disneylandyzacja centrum miasta, która przybrała takie rozmiary, że już samo pojęcie centrum Krakowa w odniesieniu do Starego Miasta i Kazimierza brzmiało jak oksymoron. Niegdysiejsze serce miasta zostało niemal zupełnie pozbawione stałych mieszkańców i utraciło funkcje związane z normalnym życiem, coraz bardziej zmieniało się w przestrzeń banalnej rozrywki adresowanej do masowego turysty. Całkiem niedawno w podsumowaniu zrealizowanego projektu badawczego Czym jest Kraków? Analiza pola semantycznego znalazły się takie oto wnioski: „Z opisów prezentowanych przez rozmówców wyłania się fasadowy wizerunek Krakowa, za którym nie kryją się ludzie, chyba że są to turyści i studenci”. Miasto bez ludzi przestaje być miastem i zamienia się w dekorację dla turystów na wzór parków rozrywki.

Trzeci problem wiąże się z prekaryzacją pracy. Specyfika branży turystycznej (z chlubnymi wyjątkami), która nastwiona jest na masowego, jednorazowego klienta, opiera się w dużej mierze na pracy prekarnej – niepewnej i łatwo zastępowalnej. Sam problem prekaryzacji pracy jest kwestią wielowątkową i został już dobrze opisany. W tym miejscu chciałbym jedynie odnieść się to tego, jaki ma on wpływ na Kraków czasu pandemii. W ostatnich latach karierę zaczęła robić koncepcja resilient city, czyli miasta odpornego (sprężystego) na kryzysy, co w czasie pandemii uczyniło ją szczególnie aktualną. Jako że mówimy tu o mieście historycznym, to koncepcję resilient city można wytłumaczyć za pomocą metafory. W przeszłości za bezpieczeństwo miasta odpowiadały jego mury obronne, których baszty strzeżone były przez poszczególne cechy rzemieślników. W czasach pandemii baszta strzeżona przez branżę turystyczną okazała najsłabszym ogniwem, miękkim podbrzuszem, przez które do miasta wtargnął kryzys. Stało się tak, gdyż model pracy prekarnej nie buduje ducha wspólnotowości i solidarności – kluczowych zasobów w czasie kryzysu.

Nie ma dokładnych danych wskazujących, ile osób pracowało w branży turystycznej przed wybuchem pandemii. W wypowiedziach miejskich oficjeli najczęściej podawana jest liczba ok. 40 tysięcy. Gdy weźmiemy jednak pod uwagę charakterystyczną dla tej branży szarą strefę i zawody około turystyczne, to wspomnianą liczbę należy pomnożyć. Działa tu zasada efektu domina – kryzys w branży turystycznej infekuje inne sektory gospodarki.

***

Każdy kryzys miejski to czas nauki. Jedno, co już wiemy o kryzysie pandemii, to to, że ten okres pokazał nam, jak ważną rolę odgrywają kapitał społeczny i duch wspólnoty. W sferze usług dużo większe szanse na przetrwanie mają te branże i firmy, które zbudowały ze swoimi klientami więzi oparte na zaufaniu, a pracownicy traktowani podmiotowo czuli się częścią firmy, solidaryzowali się z nią. Tam, gdzie zysk z masowych i anonimowych klientów przeważał nad więziami społecznymi i zaufaniem, a folwarczne modele zarządzania nad godnością pracownika, tam nie będzie miało się co odradzać po pandemii.

Widać jednak, że zarówno branża turystyczna, jak i władze miasta wyciągają powoli wnioski z bolesnej lekcji epidemii i po pierwszym szoku starają się wypracowywać nową politykę turystyczną miasta, szczególnie tą dotyczącą regulowania najmu krótkoterminowego. Cenne są także działania polegające na zachęcaniu samych mieszkańców Krakowa do bycia turystami w swoim mieście. Z wielu powodów to bardzo dobry kierunek, szkoda tylko, że przez ostanie lata zrobiono wiele, aby pozbyć się mieszkańców z centrum i zniechęcić ich do korzystania z usług tam oferowanych.