Tekst ukazał się w: http://portalstoczniowy.pl/wiadomosci/gdzie-poszukiwac-strategiczno-politycznych-przyczyn-upadku-mw-rp-analiza/

kmdr Maciej Janiak

Jak to możliwe, że Polska czerpiąca korzyści ekonomiczne z transportu morskiego, stawiająca na rozwój portów i energetyki wiatrowej na morzu, ignoruje bezprecedensowe braki w dziedzinie bezpieczeństwa morskiego Państwa? Czy rządzące elity są świadome zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa państwa jakie wynikają z tego faktu?

Wiele osób zainteresowanych bezpieczeństwem morskim RP szuka odpowiedzi na te pytania. Dlatego na łamach Portalu Stoczniowego umieszczamy pierwszy felieton autorstwa Pana Komandora (rezerwy) Macieja Janiaka, przewodniczącego Rady Budowy Okrętów, który trafnie ocenia myślenie o strategiczno-politycznych  uwarunkowaniach Marynarki Wojennej oraz o bezpieczeństwie morskim RP.

Polskie rozważania o sprawach MW skupiają się wyłącznie na zagadnieniach dotyczących jej potencjału bojowego tudzież jego ewentualnej przydatności dla obronności kraju, w kontekście hipotetycznej wojny na Bałtyku. Powstają kolejne programy okrętowe, zazwyczaj tak samo nietrafione jak wyobrażenia o wspomnianej wojnie, które w dużej mierze z powodu drugorzędnego zainteresowania armii morskimi aspektami połączonej narodowej operacji obronnej, nigdy się nie materializują. W armijnych koncepcjach obronnych – ostatnio w Koncepcji Obronnej RP (SPO 2016) – MW sprowadzana jest do roli straży wybrzeża, z podstawowym zadaniem jego obrony, realizowanej niekoniecznie za pomocą okrętów. Politycy sprawujący cywilną kontrolę nad Siłami Zbrojnymi, w małym stopniu świadomi innych korzyści z posiadania MW niż tych powiązanych z obronnością, ulegają armijnemu stanowisku i odnoszą się do floty jak do zbytku, bez którego można się obejść. Na sytuacji tej żeruje rzesza samozwańczych ekspertów i czujnych lobbystów od pilnowania partykularnych interesów, których łączne wpływy realnie zagroziły dalszemu istnieniu marynarki. W tych okolicznościach obfite żniwo zbiera bardzo agresywna, zewnętrzna działalność dezinformacyjna skierowana przeciwko polskiemu obszarowi bezpieczeństwa morskiego, skutecznie deformująca należyte postrzeganie spraw MW.

Podłożem i przyczyną takiego stanu rzeczy jest głębokie osadzenie polskiej kultury strategicznej w kręgu rodzimej odmiany kontynentalnych (wschodnich) poglądów, przekonań i zapatrywań. Powoduje ono, że zagadnienia MW traktowane są w sposób skrajnie uproszczony. Brakuje pogłębionych refleksji dotyczących wykorzystania pełnego spektrum możliwości i zdolności floty, rozpatrywanej w kontekstach morskiego wymiaru bezpieczeństwa narodowego (bezpieczeństwa morskiego państwa) – w odniesieniu do nadrzędnych interesów w przestrzeniach ochrony uniwersalnych wartości demokratycznych, budowania siły politycznej i militarnej, aktywności gospodarczej oraz sfer naukowo-badawczej i prawnej. Poszukuje się odpowiedzi na pytanie jaka ma być flota, ignorując dwa inne o kardynalnym znaczeniu: czemu ona ma służyć i w jaki sposób. Dodatkowymi przeszkodami utrudniającymi obiektywne ogarnięcie problemu są nasze zaszłości historyczne, obarczone niechęcią do gospodarowania na morzu, tym bardziej wykorzystywania jego walorów do prowadzenia ekspansji we wspomnianych przestrzeniach i sferach. Samo słowo ekspansja ma u nas odcień pejoratywny. To dlatego do tej pory nie potrafiliśmy nakreślić dla MW racjonalnej strategii morskiej. Tymczasem obecnie, w sytuacji państwa osadzonego w strukturach euroatlantyckich i europejskich, powinniśmy zdecydowanie rozszerzyć zakres rozpatrywanych zagadnień, kierując się inspiracjami fundamentalnej dla zrozumienia spraw morskich reminiscencji historycznej.

Najkrócej można ją wyrazić niepodważalnym stwierdzeniem, że świat został odkryty, nazwany i zorganizowany przez flotę, która następnie zajęła się utrzymywaniem zaprowadzonego porządku w stanie względnego ładu. W trakcie tego permanentnego globalnego procesu dziejowego, flota uformowała polityczny, gospodarczy, społeczny i kulturowy obraz świata. Wreszcie najważniejsze – służba i praca na morzu ukształtowała zbiorową mentalność narodów i jej pochodną – morską, zachodnią kulturę strategiczną. Przepełniła je poczuciem niezależności, inicjatywy, otwartości, współpracy i jedności – pierwiastkami morskimi, których wpływ wykreował uniwersalne wartości demokratyczne i oparty na nich porządek ustrojowy. W ten sposób środowisko morskie stało się przestrzenią formowania, rozwijania i przekształcania stosunków międzyludzkich i międzynarodowych we wszystkich aspektach i przejawach. Stało się środowiskiem w największym stopniu oddziałującym na czynniki przewartościowujące postrzeganie spraw globalnych. Tym samym – umożliwiającym najpełniejsze kojarzenie spraw świata tym, którzy aktywnie poruszają się w jego obrębie. W przyszłości, w dalszym toku przywołanego procesu dziejowego (postępującej globalizacji, także globalizacji zagrożeń), głównie dlatego, że poprzez morze sąsiaduje się z całym światem, a granice najodleglejszych państw przybliżają się do siebie, będzie ono odgrywało jeszcze większą rolę.

Łatwo więc zauważyć, że współczesne marynarki wojenne państw demokratycznych wyrosły w sposób naturalny z całokształtu morskiej aktywności narodów. Z czasem stały się narzędziami chroniącymi ją przed zagrożeniami, a obecnie zapewniającymi bezpieczeństwo na morzu – zasadniczą składową bezpieczeństwa globalnego. Ich głównymi zadaniami jest obrona wartości demokratycznych, utrzymanie pokoju i międzynarodowego ładu prawnego oraz minimalizowanie zagrożenia wybuchu wojny, przy zachowaniu i rozwijaniu pełnych zdolności do jej prowadzenia. Strategie morskie większości państw NATO, kładąc nacisk na tworzenie wspólnych zdolności flot, zakładają ich wypełnianie w międzynarodowych składach – sojuszniczych, względnie koalicyjnych. To te zadania określiły trzy kardynalne funkcje marynarki i okrętu: polityczną, porządkową i wojenną. Są one realizowane przez floty w zależności od potrzeb na poszczególnych obszarach morskich, w adekwatnych do sytuacji proporcjach, zawsze w sposób nierozdzielny i jednoczesny. Właściwy dobór wspomnianych proporcji ma zapewnić przede wszystkim skuteczność działań prewencyjnych, zapobiegających załamaniu bezpieczeństwa na morzu w wymiarach narodowych, regionalnych i światowym. Dzisiejsze marynarki wojenne dzięki ciągle rozwijanym możliwościom, także operowania siłą z morza na ląd niemal w każdym miejscu na świecie, posiadają wyjątkowe predyspozycje do wypełniania roli globalnego czynnika stabilizującego (zapobiegającego wojnie) – wysoce pożądanego w rzeczywistości obfitującej w lokalne zatargi, konflikty i kryzysy.

Polska nigdy nie należała i nie należy do grona krajów współtworzących ład światowy. Także w przyszłości nie będzie należeć jeżeli jej MW, na miarę swoich zdolności powiązanych z ambicjami państwa, ale w sposób widoczny, nie wesprze wysiłków sojuszników na światowych obszarach morskich. Pozyskaliśmy takie możliwości wraz z przystąpieniem kraju do struktur euroatlantyckich i europejskich. Nie wykorzystujemy ich z powodu głęboko zakorzenionych stereotypów oglądu spraw naszej floty, osadzonych w polskiej odmianie kontynentalnej kultury strategicznej. Nie poczuwamy się do współodpowiedzialności za globalne bezpieczeństwo na morzu, będące warunkiem pokojowego współistnienia i wszechstronnego rozwoju narodów. Nie troszczymy się nawet o pełnowymiarowe własne bezpieczeństwo morskie, które sprowadzamy wyłączne do obronności – obrony wybrzeża. Jako państwo nie odczuwamy potrzeby ani konieczności wszechstronnej – przy współudziale MW – ekspansji morskiej. Nie jesteśmy świadomi traconych z tego powodu szans. Udział MW w bieżących działaniach systematycznych na korzyść światowego bezpieczeństwa morskiego zapewniałby ochronę naszych politycznych, militarnych i gospodarczych interesów morskich na żywotnych dla kraju akwenach, umacniałby i kreował pozycję Polski na forum międzynarodowym oraz w sojuszniczym systemie kolektywnej obrony, którego wiarygodna skuteczność jest zasadniczym i jedynym atutem odstraszania naszych potencjalnych przeciwników.

W Polsce, owładniętej wpływami kontynentalnymi mało kto z takimi poglądami się zgadza. Większość twierdzi, że nasz kraj nigdy nie był, nie będzie, a i nie musi być państwem morskim. Posługując się zazwyczaj przebrzmiałymi koncepcjami geopolitycznymi o Heartlandzie (1904 r.) i Rimlandzie (1942 r.) wyraża opinię, że ten pierwszy – czerpiący swoją moc z głębi kontynentu euroazjatyckiego (Wschód), nie pozwoli związać się nam na stałe z Rimlandem (Zachodem) – ciążącym gospodarczo i politycznie ku morzom i oceanom. Dlatego w obszarze bezpieczeństwa, kojarzonego wyłącznie z jego wycinkiem – z obronnością, ponad wszystko przekładane są działania defensywne, mające bronić terytorium lądowe przed nieuchronnymi ciosami z zewnątrz, podpierane, aż trudno w to uwierzyć, anachronicznym Clausewitzem, że obrona jest skuteczniejszą formą prowadzenia wojny. Dlatego dla w większości spieszonej MW, skrojonej według armijnego sznytu, przewidziana jest tylko i wyłącznie obrona wybrzeża. W żadnym przypadku nie powinna się od niego oddalać, bo już raz się oddaliła (wrzesień 1939 roku) i związała z towarzystwem, które zdradziło Polskę, i które obecnie pod zmienionym szyldem – NATO, w dalszym ciągu jest wysoce niepewną kompanią. W lżejszej formie jest to wyrażane stwierdzeniem, że wyjście floty na otwarte morze jest nieopłacalne ekonomicznie i wojskowo a politycznie niesie za sobą niewystarczające zyski (!). Takie traktowanie MW jest odwrotnością traktowania marynarek przez narody dzierżące prymat w sprawach morskich – wyznaczające kolejne granice cywilizacyjnego rozwoju ludzkości. Taki pogląd jest kwintesencją skrajnie kontynentalnego, zaściankowego oglądu świata – asekuracyjnego i pasywnego, a niekiedy i strachliwego – co jakiś czas dla Polski szczególnie bolesnego.

Te fatalne przeświadczenia sprawiają, że zarówno zagrożenia jak i aspiracje kraju kojarzone i lokowane są w pobliżu – siłą rzeczy, w strefie ścierania się wpływów obu wspomnianych ośrodków – na ułudnym Międzymorzu – tworze polskiego rozdarcia pomiędzy Wschodem a Zachodem, i obaw – zarówno przed jednym jak i drugim. Dlatego przyjmujemy, że nasze narodowe potrzeby, interesy i cele, w sposób konieczny i wystarczający zabezpieczy posiadanie stosownej siły w wymiarze lądowym, ignorując nieodzowność dysponowania siłą w wymiarze morskim. Jest to pogląd błędny. Żeby coś znaczyć w szerszym kontekście międzynarodowym, także regionalnym – chociażby tylko między morzami, trzeba posiadać ugruntowaną pozycję na morzu. Nie można wznosić konstrukcji politycznej opartej o morza, nie podejmując jednocześnie wysiłków budowania znaczenia na ich akwenach. W takim przypadku wszelkie oddalone od regionu polskie interesy morskie wraz z ich ochroną i wsparciem militarnym, we wszystkich już wspominanych przestrzeniach, oddajemy i uzależniamy (łącznie z możliwością ich łatwego zablokowania) od obcych.

Taka sytuacja prześladuje Polskę od zawsze. Eugeniusz Kwiatkowski pisał, że ignorowanie spraw zagadnienia morskiego, mimo ugruntowanej pozycji na międzymorzu, doprowadził do upadku I Rzeczpospolitą. Dlatego zagadnienia wyzyskania morza uważał za ciążący na państwie obowiązek w imię jego własnej racji stanu. Polskie sprawy morskie traktował w sposób kompleksowy – zbliżony do dzisiejszej systematyki przemysłów morskich, zebranych w zbiorze 11 wyspecjalizowanych sektorów, z MW łącznie. Marynarką – z każdym z nich powiązaną i tak jak one osadzoną w przestrzeni międzynarodowej – obarczoną powinnością ich ochraniania, integrowania i stymulowania wysokich standardów rozwoju.

Nawiązując (niechętnie) do przywołanych koncepcji geopolitycznych… .

Szeroko pojęte konsekwencje braku jasnego i wytrwałego stosunku do zagadnienia morskiego oddziałują mocno niekorzystnie także na obecną sytuację Polski. Ugruntowując kontynentalny ogląd świata i tożsamą mu kulturę strategiczną sprawiają, że jej ciężko wywalczone formalne zakotwiczenie w strukturach Zachodu (Rimlandu – ciążącego ku morzom i oceanom) jest mało efektywne i traktowane z rezerwą, nieufnością i niepewnością co do trwałości związku. Z przesadną obawą wyczekiwana jest reakcja Wschodu (Heartlandu), paraliżująca praktyczne spożytkowanie przez państwo i jego MW pełnego zakresu nowych, dotychczas nieosiągalnych szans realizowanych na morzu i poprzez morze. Mających służyć dobru bezpieczeństwa morskiego państwa, kojarzonego z całokształtem polskich spraw morskich – pobudzających rozwój kraju i stanowiących wspomniane kotwiczenie pewnym i stałym.

Taki stan rzeczy jest główną przyczyną kryzysu wyniszczającego flotę. Z powodu wspomnianego paraliżu, wyolbrzymianych obaw i wyrażanych nieufności (także do NATO), jest ona kojarzona wyłącznie z obronnością kraju, a nie z instrumentem w sposób najdoskonalszy zestrojonym do spożytkowania zaistniałych sposobności– unikalnych szans jakich Polska w swojej historii jeszcze nie miała – rozlokowanych w całej przestrzeni polskiej wolności morskiej.

Dlatego flota rozpatrywana jest wyłącznie w przybrzeżnej perspektywie bałtyckiej, wciśniętej pomiędzy Wschód i Zachód (Rosję i Niemcy). Jeżeli Polska jest obojętna na morskie wyzwania realizowane własnym wysiłkiem i nie zamierza oddalać się zbytnio od swojego regionu, to MW także ma być w pobliżu. Ma samotnie bronić wybrzeża, niekoniecznie za pomocą okrętów, w ramach narodowej połączonej operacji obronnej.

Istota jej racji bytu ma niewiele wspólnego z kardynalnymi zasadami funkcjonowania marynarek wojennych działających w środowisku morskiej kultury strategicznej. W NATO bezpieczeństwo morskie państwa, o które zabiega się w gronie sojuszników na otwartym morzu – w adekwatnych do sytuacji proporcjach pełnego zakresu możliwości floty – jest uznawane determinantą narodowego rozwoju i dobrobytu. Dlatego morski wymiar bezpieczeństwa narodowego, powiązany z całym kompleksem spraw morskich państwa i wkomponowany w światowy system bezpieczeństwa na morzu, jest wartością samą w sobie. Obronność jest jego elementem, o skuteczności będącej pochodną osiągniętego stopnia rozwoju, wspieranego na bieżąco prowadzonymi i systematycznymi działaniami na morzu. Jest uruchamiana w obliczu załamania bezpieczeństwa, w ostateczności, jako stan najwyższej konieczności – dla floty funkcji wojennej, w sojuszniczym systemie kolektywnej obrony.

Polska musi w sposób trwały uznać, że blisko ¾ powierzchni Ziemi stanowią morza i oceany, a na ich całym obszarze zlokalizowane są jej morskie interesy. Ich realizacja już obecnie w zasadniczy sposób – bezpośrednio lub pośrednio – wpływa na sytuację naszego kraju w wielu dziedzinach, także tych o żywotnych znaczeniach. W przyszłości zależność pomiędzy interesami morskimi a pomyślnością Polski będzie stale rosnąć. Powoduje to już dzisiaj szybki wzrost znaczenia polskiego bezpieczeństwa morskiego, stanowiącego element regionalnego (bałtyckiego), europejskiego i światowego systemu bezpieczeństwa na morzu. Dla jego utrzymania konieczne jest odbudowanie zdolności sił morskich, zwłaszcza MW, w sposób umożliwiający współdziałanie w układzie sojuszniczym.

Obok powyższego zadania MW ma do spełnienia rolę rangi strategicznej. Musi podjąć wysiłek aby polskie ciężko wywalczone formalne zakotwiczenie w strukturach Zachodu stało się stałe i pewne. Dzieło to wymaga wsparcia ze strony wszystkich podmiotów państwowych różnego szczebla, posiadających kompetencje w obszarze morskiego rodzaju bezpieczeństwa narodowego, szczególnie Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej, Biura Bezpieczeństwa Narodowego (BBN), Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ), Ministerstwa Obrony Narodowej (MON) i Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (MGMiŻŚ).