Dzisiaj, zamiast „bywania” w instytucjach kultury ważniejsze są inne kryteria: uprawianie sportu w obecności innych, zdrowy styl życia. Znajomość kodów kultury to dzisiaj raczej cecha „starej inteligencji” niż elit. Osoby pretendujące do klasy wyższej nie muszą już obnosić się ze swoim kulturalnym snobizmem. Ale kultura ciągle ma ważne zadanie do spełnienia, zwłaszcza w czasach indywidualizacji i rozpadu więzi.

Raport „Energia szczecińskiej kultury” wzbudził zainteresowanie szerokiego grona osób obserwujących głębokie zmiany w kulturalnym krajobrazie miasta. Przygotował go zespół naukowców pod kierunkiem Macieja Kowalewskiego. Pytamy go o wnioski, które dla rozumienia Szczecina i procesu kształtowania się jego tożsamości płyną z opracowania.

Ludzie siedzą w internecie, samotnie, z dostępem do zasobów całego świata, jeśli ktoś tylko tego chce. Na ile zatem kultura w skali miasta jest dziś zagadnieniem społecznym, związanym z międzyludzkimi relacjami? Czy czujemy się mniej lub bardziej wspólnotą z racji udziału w „naszej” kulturze?

W czasie epidemii nasze uczestnictwo w kulturze obywa się bez spotkania z innymi. Jeśli tylko mamy czas, możemy obcować z różnymi formami sztuki. Ale czy rzeczywiście to robimy? W czasie przymusowego zamknięcia widać wyraźnie, że bez bezpośredniego kontaktu z ludźmi – widzami, artystami – to uczestnictwo jest niepełne. Korzystanie z instytucji kultury we własnym mieście to nie tylko odbiór wydarzenia odegranego na żywo. To możliwość zobaczenia znajomych na widowni, spotkania lokalnych artystów. Piątkowe wyjście do filharmonii to jest przede wszystkim sytuacja społeczna, w drugiej kolejności to jest przeżycie estetyczne.

W jakim stopniu pojęcie „kultura szczecińska” obejmuje wolumen aktywności kulturalnej mieszkańców? Może budżet czasu i środków finansowych jest zagospodarowany przez kulturę „nieszczecińską”?

Turystyka związana z wydarzeniami kulturalnymi, obecność kultury w internecie – to wszystko sprawia, że lokalność kultury wymaga nowego namysłu. Mówiąc o szczecińskiej kulturze mamy na myśli trzy obiegi. Po pierwsze, to kultura wytwarzana w mieście i konsumowaną głównie poza nim. Ten obieg nazywamy „eksportem kultury” – to artyści i instytucje które zapraszane są do innych miast. Drugi z nich, to kultura wytwarzana poza miastem, ale konsumowana w nim. Ten obieg nazywamy „importem kultury”, odnosimy go do wydarzeń i twórczości artystycznej goszczącej w Szczecinie. Trzeci obieg odnosi się do kultury, która jest wytwarzana w mieście i w nim konsumowana, choć nie tylko przez jego mieszkańców. W popularnym rozumieniu to jest właśnie szczecińska kultura, jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. W każdym mieście w Polsce są różne „organy prowadzące” (samorząd województwa, gmina i różne podmioty – prywatne, organizacje pozarządowe), ale odbiorcy kultury tego nie rozróżniają. Nasi eksperci wskazywali jednak na potrzebę premiowania współpracy pomiędzy instytucjami „marszałkowskimi” i „miejskimi”, na tworzenie wspólnej oferty turystyki kulturalnej, tworzenie spójnego systemu informacji o kulturze.

To też rodzi pytanie o rolę instytucji kultury w mieście. To już nie są monopoliści i dyktatorzy mód, a raczej stanowią uzupełnienie dla szerszego obiegu treści. Jak sobie zatem w tej sytuacji radzą? Czy zmienia się ich rola i pozycja w miejskim krajobrazie? Instytucje „kształtują” kategorie odbiorców. Czy masz wrażenie, że dzieje się i odwrotnie: odbiorcy z ich gustami i społeczność jako całość kreują szczecińskie instytucje?

To jest bardzo ciekawy wątek: czy dzisiaj większą siłę sprawczą posiadają konsumenci czy producenci kultury. A może największą możliwość kształtowania gustów zachowuje zupełnie inna grupa: krytyków, komentatorów, publicystów? Wytwarzanie mód na uczestnictwo w kulturze jest o wiele bardziej złożone. Przyjrzyjmy się sukcesom Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. To co przyciąga nowych odbiorców, to także – oprócz programu artystycznego – elegancka przestrzeń i możliwość uczestnictwa w czymś „wytwornym”. Mam do czynienia raczej z gęstą siecią czynników oddziałujących na siebie, niż z prostym układem instytucje-odbiorcy.

Skojarzmy dwa fakty opisane w raporcie: „niezadowoleni nie korzystają z kultury”, a przy tym w Szczecinie dominuje kultura ludyczna. Co do drugiej obserwacji można z powodzeniem przyjąć, że właśnie w tę stronę wahadło się przechyla. Czy zatem kultura staje się czynnikiem, który na swój sposób dzieli Szczecinian w wymiarze kulturowym? Czy jest przestrzenią współpracy- Dni Morza mają przecież, waszym zdaniem, walor tożsamościotwórczy – czy raczej sporu, a może jeszcze inaczej – obojętności?

Przyzwyczailiśmy się, że praktyki kulturalne określają nasz status społeczny w oczach innych. Dzisiaj, zamiast „bywania” w instytucjach kultury ważniejsze są inne kryteria: uprawianie sportu w obecności innych, zdrowy styl życia. Znajomość kodów kultury to dzisiaj raczej cecha „starej inteligencji” niż elit. Osoby pretendujące do klasy wyższej nie muszą już obnosić się ze swoim kulturalnym snobizmem. Ale kultura ciągle ma ważne zadanie do spełnienia, zwłaszcza w czasach indywidualizacji i rozpadu więzi. Nawet impreza plenerowa ma znaczenie: uczestnictwo w Dniach Morza to dla niektórych osób obciach, bo impreza ma ludyczny, piknikowy charakter. Pozornie to są dwa zbiory odrębne: widzowie spektakli i koncertów oraz bywalcy imprez plenerowych. Ale jak przyjrzymy się wynikom naszych badań, to okazuje się, że fakt uczestnictwa w wydarzeniach plenerowych jest powiązany z większą aktywnością w innych wydarzeniach kulturalnych. Zdaniem naszych rozmówców – twórców i przedstawicieli sektora kultury –  problem polega na tym, że priorytetem polityki kulturalnej miasta są imprezy piknikowe. Jeśli mielibyśmy znaleźć podział szczecinian w wymiarze kulturowym, to byłyby to opinie o szczecińskiej kulturze. W pewnym uproszczeniu, oznacza to, że opinie na temat stanu szczecińskiej kultury pozwalają wskazać dwie grupy mieszkańców: „entuzjastów” i „mizantropów”. W kontrze do powyższego pozytywnego obrazu szczecińskiej kultury stoją osoby, które rzadziej traktują kulturę i sztukę jako ważną część ich życia. To jest zbiór wspólny, częściej nie zgadzający się z opinią, że kultura miasta przyciąga turystów. Niezadowoleni uważają, że „wydarzenia kulturalne są tu zbyt drogie”, kultura w mieście „jest elitarna, tylko dla wybranych” i „mniej się tu dzieje niż w innych dużych miastach”.

Z metodologicznego punktu widzenie nasuwa się zresztą pytanie o mocne dowartościowanie Dni Morza w kontekście gromadzenia materiału do raportu, jak i formułowanych w nim wniosków. Jednocześnie można wyczuć, że macie z tym wydarzeniem problem. To swego rodzaju placebo „szczecińskiej kultury”. Jak oceniasz ten fakt wykraczając poza ramy teoretyczne badania? Na ile tego rodzaju fenomenem można i należy zarządzać? Czy mógłby on w większym stopniu budować wartość miasta czy też siłę wspólnoty, czy to raczej maksimum tego, czego można od Dni Morza oczekiwać?

Badanie uczestników Dni Morza to był oddzielny projekt badawczy, którego wyniki uwzględniliśmy w raporcie. Zrealizowaliśmy 514 ankiet podczas Dni Morza 2019 (Sail Szczecin), realizując wywiady techniką next-to-pass w 6 punktach imprezy. To było bardzo dobre doświadczenie, bo zarówno organizatorzy jak i uczestnicy podchodzili do naszej pracy bardzo życzliwie. Fenomen szczecińskich Dni Morza jest bardzo ciekawym laboratorium dla socjologów. W raporcie okazujemy, jak wizerunek miasta portowego jest wzmacniany przez wydarzenia i uroczystości związane z połączeniami między miastem a morzem. Dni Morza to coś więcej niż tylko rozrywka, choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że tym właśnie są. Jak pokazują nasze badania, postrzeganie tego wydarzenia – zwłaszcza wśród uczestników pojawiających się kolejny raz na imprezie – dotyczy symbolicznego związku miasta z morzem bardziej, niż jego obecnego znaczenia w gospodarce morskiej kraju. Mamy do czynienia z wydarzeniem, które, choć uważane jest za eksport kultury, pełni ważne funkcje integracyjne, ale w odniesieniu do mieszkańców miasta.

Odwiedzający Dni Morza najczęściej mieszkają w Szczecinie: w jego lewobrzeżnej (47,7%) lub prawobrzeżnej części (18,5%). Badani pochodzili również z gmin i powiatów w pobliżu Szczecina (12,1%), miejscowości pozostałych terenów województwa (8,7%), miejscowości z innych regionów Polski (11,5%). Wśród uczestników dominują doświadczeni bywalcy – tylko 14,2% ankietowanych deklarowało, że pierwszy raz uczestniczyło w szczecińskich Dniach Morza. Ciekawa rzecz – spodziewaliśmy, że Dni Morza będą kojarzyć się z żaglowcami i zabawą z grillowaniem, na świeżym powietrzu. Najczęściej podawane przez naszych badanych słowa-skojarzenia odnosiły do jednostek pływających kojarzących się z flotą handlową („statki”, „statek”), a w drugiej (dopiero!) kolejności do żaglowców i jachtów. Skojarzenia z przysłowiowym piwem i kiełbasą pojawiały się bardzo rzadko.

Podniósł się poziom infrastruktury, gdzieś w tle pobrzmiewa pytanie o skok jakościowy samej oferty. Tymczasem Szczecin chyba nigdy nie zgłaszał ambicji, by budować swój prestiż czy też rozpoznawalność w oparciu o kulturę. Nie stało się to dotychczas nawet w interesie zwiększania ruchu turystycznego. Może oczekiwania w stosunku do miasta w tym zakresie są na wyrost? W przewidywalnej przyszłości miasto nie będzie raczej choćby …. no właśnie, kim?

Ambicje zmieniają się w czasie – wraz z poprawą jakości infrastruktury zwiększają się oczekiwania. Zmienia się ogląd Szczecina jako ośrodka podlegającego przeobrażeniom, któremu udało się wydobyć z peryferiów. Mieszkańcy mają poczucie, że inwestycje infrastrukturalne, jak i nasycenie w ofertę kultury ulega poprawie w sposób zauważalny. Przekonaniom o rozwoju miasta towarzyszy jednak pojawianie się nowych wymagań i potrzeb związanych z jakością życia. Należą do nich także potrzeby związane z uczestnictwem w kulturze, które zwykle towarzyszą procesom krzepnięcia mieszczańskiej świadomości. Świadczy o tym jednak nie skala zainteresowania ofertą instytucjonalną, ale bardzo silne zainteresowanie uczestnictwem w kulturze dzieci. Miejsca na zajęcia w Pałacu Młodzieży znikają w dwie minuty po uruchomieniu zapisów. Wskazujemy w rekomendacjach, że ten popyt warto wykorzystać, tworząc program miejskiej edukacji kulturowej.

Powraca pytanie o przyszłość – czego właściwie chcielibyśmy od Szczecina za 10 lat? Jakiej obietnicy nam trzeba? Myślę, że w tej chwili większość obywateli miasta opowiedziała by się za poprawą jakości życia. Ale nie da się spełnić marzeń o komforcie bez ambitnych planów. To nie muszą być infrastrukturalne inwestycje, ale to może być wprowadzanie rozwiązań np. w sferze polityki społecznej, które inne miasta będą kopiować od nas.

Rozmawiał Sławomir Doburzyński

Maciej Kowalewski – dr hab. prof. US (ur. 1977). Kierował grantami badawczymi finansowanymi przez Polsko-Niemiecką Fundację na Rzecz Nauki (DWPS), MKiDN. Stypendysta DAAD i Fundacji Nauki Polskiej. Jako visiting fellow prowadził badania m in. na Uniwersytecie w Hamburgu i w London School of Economics. Od 2017 roku pełni funkcję dyrektora Instytutu Socjologii. Przewodniczący Sekcji Socjologii Miasta PTS na lata 2019-2021. Kierownik Zespołu badawczego “Miasto” w Uniwersytecie Szczecińskim. Członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, European Sociological Association (ESA), East Asian Sociological Association (EASA).

W swoich pracach badawczych zajmuje się mieszkalnictwem, miejską kulturą, polityką protestu, degradacją i odnową miast. Publikował m. in na łamach Space and Polity, Society, Space and Culture, Studiów Regionalnych i Lokalnych, Przeglądu Socjologicznego, Studiów Socjologicznych, Kultury i Społeczeństwa. Jest autorem książek: Protest miejski. Przestrzenie, tożsamości i praktyki niezadowolonych obywateli miast (Kraków 2016), Lokalne oddziaływanie kultury (Szczecin 2017, wspólnie z A. Nowak i R. Thurow), Środowisko społeczne lokatorów TBS-ów (Toruń 2010). Wspólnie z Anną M. Królikowską był redaktorem tomów Transforming Urban Sacred Places in Poland and Germany (Baden-Baden 2016) oraz Miasto i sacrum (Kraków 2011).