Dla wszystkich zainteresowanych rozwojem morskiej energetyki wiatrowej na Bałtyku stało się już jasne, że realizacja ambitnych celów w tym zakresie wymaga odważnych i wielokierunkowych decyzji, także w obszarach, które były dotychczas co najmniej niedoceniane. To najłagodniejsza możliwa ocena sytuacji. W jej wariancie pesymistycznym wdrożenie tych celów i rzeczywisty udział Polski we wprowadzaniu europejskiego Zielonego Ładu mogą okazać się niewykonalne. To całkowicie realne. Dziś bodaj najsłabszą stroną państwa i gospodarki przygotowujących się do budowy i eksploatacji morskich farm wiatrowych jest brak floty, która może obsłużyć ten proces, jak też brak rozwiązań pozwalających możliwie szybko wprowadzić niezbędne jednostki do użytku.
Budowa elementów konstrukcyjnych farm wiatrowych dokonuje się na lądzie, ale ich transport i montaż to już operacje morskie wymagające odpowiedniego sprzętu. Tworzone są zatem jednostki przeznaczone do przewozu i osadzania fundamentów turbin, wyposażania ich w łopaty, zaopatrywania, serwisowania i wielorakiej obsługi tego rodzaju obiektów. Osobną kwestię stanowi zabezpieczenie infrastruktury umożliwiającej odbiór i dystrybucję wyprodukowanej przez morskie farmy wiatrowe energii. Mało tego, państwa bardzo poważnie traktujące swoje morskie położenie i interesy oraz świadome pojawiających się tym obszarze wyzwań i zagrożeń powierzają istotna rolę w zabezpieczeniu morskiej infrastruktury siłom zbrojnym i pod tym kątem kształtują profil swojej floty. Morska energetyka wiatrowa to nie tylko korzyści, ale także konieczność dysonowania narzędziami, które pozwalają w systemowy sposób zarządzać działaniami w trudnym, wymagającym, morskim, środowisku.
Teoretycznie możliwe jest zaspokojenie tych potrzeb przez wynajem odpowiednich jednostek. Na rynku europejskim działają firmy świadczące tego rodzaju usługi, w szczególności na potrzeby znacznie bardziej obecnie rozwiniętego niż bałtycki sektora energetycznego na Morzu Północnym. Trudno jednak w tym przypadku mówić o jakiejkolwiek suwerenności ewentualnie korzystającego z oferty zleceniobiorców. Mówiąc wprost, oparcie na założeniu o uzależnianiu się od komercyjnych, zewnętrznych partnerów w tak strategicznym obszarze funkcjonowania państwa skazuje Polskę na nic innego, jak na prywatyzację i urynkowienie własnego bezpieczeństwa energetycznego i poniekąd militarnego. Oznacza to brak kontroli nad finansowymi, technologicznymi, organizacyjnymi, czasowymi i politycznymi aspektami tworzenia i rozwijania farm przez polskie koncerny energetyczne i firmy działające w obszarze polskich wód terytorialnych. Przyjmiemy rolę petentów, z pewnością cennych, ale oczekujących na swoje miejsce w kolejce, podyktowane ceny, zaproponowane warunki oraz dostępne terminy. Z racji nasilenia aktywności inwestycyjnej w całej Europie w związku z wymaganiami nowej polityki środowiskowej i energetycznej oraz dynamiką rozwoju projektów wiatrowych dominować zaczyna w tym segmencie rynek dysponentów floty – to oni będą przebierać w zleceniach. Na ich korzyść przemawiają rosnące standardy środowiskowe i technologiczne, wobec których tak ważne staje nie tylko samo wybudowanie instalacji, ale też ich serwisowanie i możliwość stałego dostępu. Już dziś bardzo poważnie dyskutowaną kwestią jest utylizacja wycofywanych z eksploatacji łopat i turbin, postęp technologiczny tylko ją wzmocni. Wybierając ścieżkę klientelizmu w zarządzaniu zasobami morza i energetyką nie tylko podniesiemy ostateczne koszty przedsięwzięcia, ale też postawimy pod znakiem zapytania jego sensowność.
Nie bez znaczenia jest fakt, że zaniedbując własne zdolności operacyjne przyczyniamy się do wzmacniania zagranicznej floty, a przy tym do rozwoju sektora stoczniowego innych krajów. Wciąż jeszcze nie postanowiono, że w Polsce przemysł okrętowy nie ma istnieć, budowa morskich farm wiatrowych, tak jak i wola szerszego udziału w globalnej wymianie handlowej sprawiają, że jako kraj musimy utrzymywać stoczniową infrastrukturę i moce produkcyjne. To jednak tylko naiwny minimalizm. Rzeczywiste realizowanie ambicji i potrzeb państwa wymaga silnego, sprawnego, zdolnego do działania i współpracującego z rodzimą gospodarką okrętownictwa – tak ma się rzecz we WSZYSTKICH państwach dbających o ekonomiczną, polityczną i geostrategiczną stabilność. Trudno wskazać poważniejszy powód, dla którego dziś ta branża powinna być zdolna do efektywnego działania, niż rozłożony na lata, ambitny morski projekt energetyczny.
Mowa tu o zagadnieniu złożonym i wielowątkowym, wymagającym tyleż poważnego namysłu, co coraz bardziej naglących decyzji. Instytut Studiów Regionalnych od dłuższego czasu stara się stawiać je w centrum zainteresowania osób i ośrodków dysponujących w tej kwestii mocą podejmowania działań. Uważamy, że zapewnienie zdolności do budowy i obsługi morskich farm wiatrowych przez rodzime jednostki i dysponującego nimi, działającego na zdrowych, ekonomicznych zasadach operatora, stanowi rację stanu Polski. Tym samym przekracza ono ramy publicystycznych dywagacji i winno stać się przedmiotem uwagi stosownych władz.
Przez lata jako kraj skupialiśmy się na formalnym uruchomieniu procesu funkcjonowania i wprowadzania w życie morskiej energetyki wiatrowej. Poważne – wreszcie – podejście do kwestii technicznych odsłania nowe perspektywy, z którymi powinniśmy się zmierzyć, które nadają nowy sens kwestii sukcesu lub porażki wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest budowa morskich farm wiatrowych. Nie jest istotne „czy to robić?”, lecz raczej problem tego „jak i w jakim stopniu rzeczywiście odnieść sukces?”. Sukces poszczególnych firm i realizowanych przez nie projektów, ale przede wszystkim sukces państwa otwierającego nową epokę energetycznej stabilności oraz szeroko rozumianego bezpieczeństwa. To kwestie fundamentalne, więc nie nadające się do zbycia stwierdzeniem, że „jakoś to będzie”. Dokonujemy przełomu technologicznego – on będzie możliwy, jeśli towarzyszyć mu będzie przełom w podejściu do funkcjonowania państwa i jego zdolności operacyjnych i kultury działania. Z tego powodu zdecydowane decyzje dotyczące floty dla obsługi morskich farm wiatrowych są pilnie i niezbędnie potrzebne.