Sławomir Doburzyński

Nasza batalia o bezpieczeństwo Ukrainy i przyszłość Europy dzieje się także nad Bałtykiem.

Nie ma jeszcze pewności, co wyniknie z eskalacji napięcia na wschodzie Europy. Wszelkie przypuszczenia rozbijają się o mur tajemnicy spowijającej zarówno rosyjskie plany, jak i wielości uwarunkowań dotyczących funkcjonowania największego państwa świata współcześnie i w wykuwającej się przyszłości. To tajemnica, bo sam Władimir Putin nie jest przecież w stanie wziąć pod uwagę wszystkich czynników na wszystkich wewnętrznych i zewnętrznych scenach działań, choćby nawet starał się sprawiać takie wrażenie.

Nie ma choćby pełnej kontroli nad tym, w którą stronę potoczy się sytuacja w regionie Morza Bałtyckiego. Sama Rosja, jak się wydaje, trzyma tu w ręku karty stanowiące m.in. o faktycznie trudnej do obrony suwerenności republik poradzieckich w przypadku ataku wielkiego sąsiada. NATO zobowiązało się ich obrony, co jednak w praktyce jest trudno wyobrażalne. Istotne jest jednak pytanie o to, co dalej, jak Sojusz zareaguje na ewentualną agresję, jak podejdzie do swoich zobowiązań i jakie podejmie kroki. Za jednym pewnikiem kryje się wiele scenariuszy, a ich wielość jest właśnie czynnikiem póki co trwale zabezpieczającym Litwę, Łotwę i Estonię, bo sama Rosja nie jest w stanie dokonać ostatecznej kalkulacji kosztów i następstw swojej potencjalnej agresji. Ta logika działa wielokierunkowo, z niej płynie zarówno niepokój w Szwecji i Finlandii, jak i logika ich obecnych działań prewencyjnych.

Jeśli nawet rosyjska polityka w tym regionie orientowałaby się przede wszystkim na pozyskiwanie przychylności (zwłaszcza ekonomicznej) Niemiec, to też nie może być spokojna o reakcję drugiej strony. Zieloni w ramach rządu i opozycyjna CDU w sojuszu z dużą częścią opinii publicznej są dziś lepiej przygotowani do spoglądania socjaldemokratom, FDP i wielkiemu biznesowi przez ramię i na ręce, na sposób i efekty prowadzenie polityki względem Rosji. Dalsze potęgowanie napięcia wokół Ukrainy nie sprzyja wiarygodności wschodniego partnera, ani nie buduje zaufania do jego poczynań na innych arenach, w tym w rejonie Bałtyku. Nie sposób przewidywać, żeby to doświadczenie nie wpłynęło na zmianę świadomości także odnośnie bezpieczeństwa energetycznego i poniekąd militarnego całej Europy. Być może obecny kryzys niesie w sobie to pozytywne przesłanie, że uświadamia – już teraz – ewentualność wystąpienia jeszcze groźniejszych scenariuszy. Dzięki regionowi Morza Bałtyckiego kolektywny Zachód dysponuje zatem dodatkowym instrumentem analizy i weryfikacji rosyjskich poczynań i perspektyw strategicznych. Należy się liczyć z tym, że może tu mieć miejsce gorący konflikt, ale też istnieje sporo czynników wpływających na zaciemnienie rosyjskich kalkulacji. Przeplatają się one z interesami ekonomicznymi oraz ścieżkami do przyszłości, ku innej architekturze europejskiego ładu z takim czy innym udziałem Rosji.

Polityka dzieje się nie tylko za ukraińsko – rosyjska granicą, ale także w otoczeniu Bałtyku, w naszym sąsiedztwie. Codziennymi decyzjami i zwiększaniem świadomości sytuacji, a oby także właściwymi wnioskami i realnymi działaniami wpływamy na jej bieg. Możemy poprawiać swoją sytuacje także zwiększając stopień niepewności u tych, których kalkulacje obejmują naszą przestrzeń strategiczną. Wypada zatem czytać rzeczywistość i szukać dotyczących nas rozwiązań. Bierne w gruncie rzeczy przyglądanie się sadze wokół Nord Stream 2 to jeszcze nie wszystko.