W myśleniu o rozwoju w Polsce dominuje kult sektorowości i podziałów terytorialnych. Do pewnego momentu mocno wspierała je wiara w moc sprawczą funduszy unijnych jako antidotum na wszystkie niedostatki infrastrukturalne i deficyt kapitału. Te rozwiązania wyczerpały się szybciej niż nam się wydawało. Im szybciej pokonamy te mentalne ograniczenia i potrafimy sięgnąć do potencjałów, jakimi dysponujemy, tym lepiej zrozumiemy sytuację Polski i poszczególnych regionów, a nasze wysiłki będą bardziej efektywne.

Podstawowa potrzeba dotyczy właściwego rozpoznania skali i charakteru procesów rozwojowych oraz doboru dla nich właściwych narzędzi. Procesy te mają przede wszystkim wymiar lokalny, dokonują się w konkretnej przestrzeni i środowisku społecznym i ekonomicznym, dotyczą losu konkretnych osób i zbiorowości ludzkich. Zatem inwestycje podejmowane przez przedsiębiorców mają swój adres, bazują na zasobach ludzkich bądź wpływają na nie, angażują określoną infrastrukturę, zasoby naturalne, szlaki komunikacyjne, ale też na rzecz tego środowiska działają. Z kolei zagadnienia takie jak bezrobocie, zanieczyszczenie środowiska czy też funkcjonowanie placówek oświatowych tylko w ograniczonym stopniu dają się ujmować w granice gmin czy powiatów. Wszystkie te przejawy ludzkiej aktywności dokonują się we właściwej sobie przestrzeni i zasięgu. Przyczyniają się do wykształcania obszarów funkcjonalnych, nie jako koncepcji teoretycznych, ale żywych systemów oddziaływania, lokalnych ekosystemów, w obrębie których ma miejsce racjonalizacja relacji między ludźmi, podmiotami gospodarczymi i strukturami społecznymi.

Rola administracji powinna polegać na wspieraniu tych naturalnych procesów. Można je rozpoznawać i starać się opisywać, ale nie da się nimi w pełni zarządzać i nie ma sensu podejmować takich wysiłków. To oznacza nowe podejście do samorządu lokalnego jako czynnika wspierającego i regulującego relacje, ale też włączającego się z konieczności w większe struktury, gdy powiązania funkcjonalne przekraczają granice gmin czy nawet powiatów. Tym bardziej stawia to w nowym świetle rolę samorządu regionalnego, a także stosunku państwa do procesów rozwojowych na poziomie lokalnym. W kolejnych latach i dekadach rację bytu będzie miał tylko taki samorząd, który w skali regionu potrafi trafnie rozpoznać i wesprzeć współpracę w ramach obszarów funkcjonalnych tworzących się wokół obszarów miejskich. Nie chodzi już tylko o zachęcanie do tworzenia partnerstw, bo obszary i powiązania funkcjonalne istnieją niezależnie od deklaracji członkowskich. Wypełniają całą przestrzeń regionu, są silniejsze lub słabsze w zależności od natężenia relacji społecznych, ekonomicznych, infrastrukturalnych.

To musi się stać punktem wyjścia dla sporządzania diagnoz, kreowania wizji rozwoju, definiowania celów i koniecznych do podjęcia działań – a dopiero w dalszej kolejności podziału budżetu i planowania dystrybucji środków unijnych. W taki porządek rzeczy wbrew dotychczasowym przyzwyczajeniom i ograniczeniom muszą uwierzyć lokalni i regionalni liderzy, aby inicjatywy i pomysły na pozyskiwanie środków zakorzeniły się w realiach wyznaczanych przez ludzką aktywność. Nie potrzeba tworzyć nowych struktur i gwałtownie zmieniać granic, zatrudniać nowych urzędników czy też zaniechać stosowanych dotychczas procedur. Trzeba inaczej pomyśleć o logice rozwoju i wykorzystać narzędzia, które już dziś z większym lub mniejszym powodzeniem są stosowane, jak np. kontrakty samorządowe zawierane przez gminy województwa zachodniopomorskiego. Kto zrozumie, że nie jest samotna wyspą, zdecyduje się na współpracę i odważy na pełniejsze myślenie kategoriami obszarów funkcjonalnych, trafi prostą droga do przyszłości. Innym pozostaje tylko przeszłość.

Więcej na ten temat: Sławomir Doburzyński, Kluczowa dekada. Degradacja, kryzys czy impuls dla samorządu Pomorza Zachodniego, www.pfsp.pl/KluczowaDekada.pdf                   

Zapraszamy do udziału w dyskusji

Pożytki z przygranicznych protestów

Tomasz Augustyn, 3 maja 2020

Do mediów trafiły obrazki Polaków i Niemców protestujących na przejściach granicznych przeciwko asymetryczności w przepisach regulujących transgraniczny ruch mieszkańców. Uniemożliwiały one dotarcie do szkół i zakładów w Niemczech, co rodziło wiele przykrych konsekwencji z obu stron. Obostrzenia cofnięto, ale pozostały chyba głębsze przyczyny stanu rzeczy, który zaistniał w ich następstwie. Czy z całego zamieszania wyniknie jakaś trwalsza korzyść dla polskich obszarów pogranicznych, także na Pomorzu Zachodnim?

Od 27 marca obowiązywała obowiązkowa kwarantanna dla powracających z zagranicy Polaków, 26 kwietnia ten rygor został przedłużony na czas nieokreślony. Z tego powodu wiele osób przez utrudniony ruch na granicy potraciło pracę bądź nie mogło wykonywać swoich obowiązków. Według organizacji działających w obszarze pogranicza tylko w Euroregionie Pomerania do pracy nie mogło dojechać 15 tysięcy osób, choćby zatrudnionych w niemieckich szpitalach lekarzy i pielęgniarek, pracowników aptek, czy nauczycieli. Jednocześnie dzieci nie miały możliwości dojechania do szkół. Stało się to zarzewiem narastającej frustracji, której upust środowiska z obu stron granicy dały w publicznych manifestacjach.

Opinię publiczną poruszyły protesty organizowane przez społeczności po obu stronach granicy. […] W miniony czwartek premier Mateusz Morawiecki poinformował na Facebooku, że reżim w ruchu transgraniczny zostaje złagodzony. Od dnia 4 maja osoby pracujące lub uczące się tuż za granicą – pracownicy, studenci i uczniowie transgraniczni, będą mogły wrócić do pracy i nauki. Nie będą musiały przechodzić obowiązkowej, dwutygodniowej kwarantanny.

Przez pryzmat tych wydarzeń widać wyraźniej, że pograniczność stała się dla współczesnej Polski realnym wyzwaniem, za którym nie nadążają rozwiązania administracyjne i efektywność działania instytucji oraz całego systemu prawnego. Od otwarcia granic i na bazie rodzących się jeszcze wcześniej, przez długie dziesięciolecia, powiązań społecznych i ekonomicznych mieszkańcy tych terenów układali sobie życie, poruszając się w ramach tworzonych przez stosowne przepisy. To przykre i bolesne, że obecne, doraźne regulacje nie wytrzymują konfrontacji z ich sytuacją. Co gorsza, u podstaw tego stanu rzeczy leży ignorancja w zakresie przestrzennego rozkładu procesów społecznych i ekonomicznych, która charakteryzuje wiele obszarów aktywności polskiej administracji, zarówno centralnej, jak i regionalnej.

Pogranicze stanowi jaskrawy – choć niejednoznaczny – przykład funkcjonowania obszarów funkcjonalnych, w ramach których relacje między ludźmi, rynkiem i instytucjami zawiązywane są bez liczenia się z granicami administracyjnymi. Można by rzec, że są jak wirus, kształtują się znajdując najkorzystniejsze warunki i zanikają, gdy warunki ku temu są ograniczane bądź całkowicie niwelowane. Wobec tego zamknięcie granic państwa być może jest czynnikiem powstrzymującym rozprzestrzenianie się epidemii, ale już z całą pewnością blokuje znaczną część powiązań funkcjonalnych. To trochę tak, jakby w Szczecinie postawić barierę dzieląca miasto wzdłuż alei Wojska Polskiego i na jej przedłużeniach ku południu i północy. Pogranicze nie jest już teoretycznym tworem i pomysłem na życie garstki dziwaków, ale zakorzenioną w realiach prawnych, społecznych i ekonomicznych rzeczywistością, która sama w sobie stanowi jakość i jest wartością dla całego kraju. Skoro tak, wymaga sprzyjających rozwiązań, a zwłaszcza tego, co mamy na myśli pisząc na tych łamach o optymalnym podejściu do obszarów funkcjonalnych – rozumienia spraw i problemów we właściwej, odpowiadającej im skali. Obszary przygraniczne w żadnej mierze nie mogą już być traktowane jako strefy, wewnątrz których można bez poważniejszych konsekwencji z dnia na dzień ponownie „włączyć” granicę. Już zupełnie jest to trudne do przeprowadzenia tam, gdzie przebiega ona niemal środkiem zrośniętych w całość organizmów miejskich.

Epidemia jest sytuacją nietypową, to właśnie jednak tego typu okoliczności winny stać się punktem odniesienia dla polityk publicznych i koncepcji działania terytoriów i społeczności, a nie działający bez komplikacji rynek i środowiska. Trudno zatem o właściwszy moment, by na serio przejąć się potrzebami i przyszłością terenów pogranicza. Stanowią one wyzwanie dla polityki przestrzennej i praktyki zarządczej, tym bardziej wymagają wsparcia i odpowiedzi na pytania, które dziś ujawniają się z pełnym dramatyzmem, w toku protestów zdesperowanych mieszkańców. Jedną z prezentowanych na tych łamach odpowiedzi jest wizja pełniejszej integracji Szczecina ze swym transgranicznym otoczeniem po obu stronach granicy. Gdzie indziej liczyć się będzie, choć w nieco innej skali, ten sam czynnik – to ośrodki miejskie i związane z nimi potencjały ekonomiczne wyznaczają bieguny ciążenia dla obszarów funkcjonalnych. Granica państwa stanowić tu powinna czynnik wtórny, w przeciwnym przypadku godzić się trzeba na trwały niedorozwój takich terenów. Jeśli zaś uznać, że bilans rozwoju w obrębie obszarów funkcjonalnych jest niekorzystny dla polskich obywateli i szerzej rozumianej polskiej racji stanu, pojawia się potrzeba właśnie poszerzenia skali działania, zaangażowania wsparcia ze strony województwa samorządowego, czy nawet państwa. Jak widać – powinno się to dokonywać w konsekwencji analizy stanu rzeczy i potrzeb, a nie w trybie administracyjnej zwierzchności.

Taka lekcja powinna być przydatna i przerobiona także w wymiarze regionalnym. Niedowład w zarządzaniu powiązaniami funkcjonalnymi odczuwamy także tam, gdzie problemem okazują się granice gmin i powiatów, a nie państwa. O pogranicze warto zawalczyć dla dobra nas wszystkich, tak, aby lepiej zrozumieć i przełożyć na praktykę zarządczą mechanizmy funkcjonowania pełni systemu ekonomicznego i społecznego. Konsekwencji i wniosków z pewnością można wskazać więcej. Ten kryzys można zatem próbować wykorzystać dla wspólnego dobra.