Tomasz Augustyn

Do mediów trafiły obrazki Polaków i Niemców protestujących na przejściach granicznych przeciwko asymetryczności w przepisach regulujących transgraniczny ruch mieszkańców. Uniemożliwiały one dotarcie do szkół i zakładów w Niemczech, co rodziło wiele przykrych konsekwencji z obu stron. Obostrzenia cofnięto, ale pozostały chyba głębsze przyczyny stanu rzeczy, który zaistniał w ich następstwie. Czy z całego zamieszania wyniknie jakaś trwalsza korzyść dla polskich obszarów pogranicznych, także na Pomorzu Zachodnim?

Od 27 marca obowiązywała obowiązkowa kwarantanna dla powracających z zagranicy Polaków, 26 kwietnia ten rygor został przedłużony na czas nieokreślony. Z tego powodu wiele osób przez utrudniony ruch na granicy potraciło pracę bądź nie mogło wykonywać swoich obowiązków. Według organizacji działających w obszarze pogranicza tylko w Euroregionie Pomerania do pracy nie mogło dojechać 15 tysięcy osób, choćby zatrudnionych w niemieckich szpitalach lekarzy i pielęgniarek, pracowników aptek, czy nauczycieli. Jednocześnie dzieci nie miały możliwości dojechania do szkół. Stało się to zarzewiem narastającej frustracji, której upust środowiska z obu stron granicy dały w publicznych manifestacjach.

Opinię publiczną poruszyły protesty organizowane przez społeczności po obu stronach granicy. Przed tygodniem po polskiej i niemieckiej stronie przejścia granicznego w Rosówku protestowało łącznie ponad sto osób. W województwach lubuskim i dolnośląskim manifestacje odbyły się w większości miast na polsko-niemieckiej granicy. W Gubinie wzięło w niej udział około 200 demonstrantów, na drugim brzegu Nysy Łużyckiej w sąsiednim Guben – około stu. Około stu osób manifestowało w Kostrzynie nad Odrą, 150 w Łęknicy, około stu osób w Słubicach przy równoczesnym proteście kilkudziesięciu osób we Frankfurcie nad Odrą po niemieckiej stronie rzeki. W Zgorzelcu na Dolnym Śląsku w dwóch miejscach manifestowało około 300 osób po polskiej stronie i około stu po niemieckiej w sąsiednim Görlitz. Manifestacja była też w Porajowie, gdzie przyszło na nią około 40 osób.

Z tych samych powodów protesty pojawiły się także na południowej granicy Polski. W pobliżu przejścia granicznego w Chałupkach na Śląsku kilkadziesiąt osób spacerowało w maseczkach i zachowaniem co najmniej dwumetrowe odległości po przejściu dla pieszych oraz chodnikach w pobliżu przygranicznego skrzyżowania. Według danych Czeskiego Urzędu Statystycznego, w 2018 roku w Czechach zatrudnionych było ok. 47,5 tysiąca Polaków bez uwzględniania osób, które w Czechach założyły działalność gospodarczą. W samym powiecie wodzisławskim problem dotyczy ok. 3,5 tysiąca osób. Tymczasem – jak zauważali protestujący – przygranicznym rolnikom umożliwiono dostęp do pól położonych po czeskiej stronie granicy.

W miniony czwartek premier Mateusz Morawiecki poinformował na Facebooku, że reżim w ruchu transgraniczny zostaje złagodzony. Od dnia 4 maja osoby pracujące lub uczące się tuż za granicą – pracownicy, studenci i uczniowie transgraniczni, będą mogły wrócić do pracy i nauki. Nie będą musiały przechodzić obowiązkowej, dwutygodniowej kwarantanny.

Przez pryzmat tych wydarzeń widać wyraźniej, że pograniczność stała się dla współczesnej Polski realnym wyzwaniem, za którym nie nadążają rozwiązania administracyjne i efektywność działania instytucji oraz całego systemu prawnego. Od otwarcia granic i na bazie rodzących się jeszcze wcześniej, przez długie dziesięciolecia, powiązań społecznych i ekonomicznych mieszkańcy tych terenów układali sobie życie, poruszając się w ramach tworzonych przez stosowne przepisy. To przykre i bolesne, że obecne, doraźne regulacje nie wytrzymują konfrontacji z ich sytuacją. Co gorsza, u podstaw tego stanu rzeczy leży ignorancja w zakresie przestrzennego rozkładu procesów społecznych i ekonomicznych, która charakteryzuje wiele obszarów aktywności polskiej administracji, zarówno centralnej, jak i regionalnej.

Pogranicze stanowi jaskrawy – choć niejednoznaczny – przykład funkcjonowania obszarów funkcjonalnych, w ramach których relacje między ludźmi, rynkiem i instytucjami zawiązywane są bez liczenia się z granicami administracyjnymi. Można by rzec, że są jak wirus, kształtują się znajdując najkorzystniejsze warunki i zanikają, gdy warunki ku temu są ograniczane bądź całkowicie niwelowane. Wobec tego zamknięcie granic państwa być może jest czynnikiem powstrzymującym rozprzestrzenianie się epidemii, ale już z całą pewnością blokuje znaczną część powiązań funkcjonalnych. To trochę tak, jakby w Szczecinie postawić barierę dzieląca miasto wzdłuż alei Wojska Polskiego i na jej przedłużeniach ku południu i północy. Pogranicze nie jest już teoretycznym tworem i pomysłem na życie garstki dziwaków, ale zakorzenioną w realiach prawnych, społecznych i ekonomicznych rzeczywistością, która sama w sobie stanowi jakość i jest wartością dla całego kraju. Skoro tak, wymaga sprzyjających rozwiązań, a zwłaszcza tego, co mamy na myśli pisząc na tych łamach o optymalnym podejściu do obszarów funkcjonalnych – rozumienia spraw i problemów we właściwej, odpowiadającej im skali. Obszary przygraniczne w żadnej mierze nie mogą już być traktowane jako strefy, wewnątrz których można bez poważniejszych konsekwencji z dnia na dzień ponownie „włączyć” granicę. Już zupełnie jest to trudne do przeprowadzenia tam, gdzie przebiega ona niemal środkiem zrośniętych w całość organizmów miejskich.

Epidemia jest sytuacją nietypową, to właśnie jednak tego typu okoliczności winny stać się punktem odniesienia dla polityk publicznych i koncepcji działania terytoriów i społeczności, a nie działający bez komplikacji rynek i środowiska. Trudno zatem o właściwszy moment, by na serio przejąć się potrzebami i przyszłością terenów pogranicza. Stanowią one wyzwanie dla polityki przestrzennej i praktyki zarządczej, tym bardziej wymagają wsparcia i odpowiedzi na pytania, które dziś ujawniają się z pełnym dramatyzmem, w toku protestów zdesperowanych mieszkańców. Jedną z prezentowanych na tych łamach odpowiedzi jest wizja pełniejszej integracji Szczecina ze swym transgranicznym otoczeniem po obu stronach granicy. Gdzie indziej liczyć się będzie, choć w nieco innej skali, ten sam czynnik – to ośrodki miejskie i związane z nimi potencjały ekonomiczne wyznaczają bieguny ciążenia dla obszarów funkcjonalnych. Granica państwa stanowić tu powinna czynnik wtórny, w przeciwnym przypadku godzić się trzeba na trwały niedorozwój takich terenów. Jeśli zaś uznać, że bilans rozwoju w obrębie obszarów funkcjonalnych jest niekorzystny dla polskich obywateli i szerzej rozumianej polskiej racji stanu, pojawia się potrzeba właśnie poszerzenia skali działania, zaangażowania wsparcia ze strony województwa samorządowego, czy nawet państwa. Jak widać – powinno się to dokonywać w konsekwencji analizy stanu rzeczy i potrzeb, a nie w trybie administracyjnej zwierzchności.

Taka lekcja powinna być przydatna i przerobiona także w wymiarze regionalnym. Niedowład w zarządzaniu powiązaniami funkcjonalnymi odczuwamy także tam, gdzie problemem okazują się granice gmin i powiatów, a nie państwa. O pogranicze warto zawalczyć dla dobra nas wszystkich, tak, aby lepiej zrozumieć i przełożyć na praktykę zarządczą mechanizmy funkcjonowania pełni systemu ekonomicznego i społecznego. Konsekwencji i wniosków z pewnością można wskazać więcej. Ten kryzys można zatem próbować wykorzystać dla wspólnego dobra.

Zobacz także:

Obszary funkcjonalne w miejsce podziałów terytorialnych

isr.info.pl/obszary-funkcjonalne-w-miejsce-podzialow-terytorialnych/