Tekst został opublikowany w portalu The National Interest: https://nationalinterest.org/feature/counter-russia-and-china-make-‘spheres-influence’-great-again-194982

David T. Pyne

Zdaniem byłego analityka Pentagonu i eksperta w dziedzinie bezpieczeństwa i Europy Wschodniej, podobnie jak porozumienie jałtańskie z 1945 roku globalna strefa wpływów między Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami może odnieść podobny sukces dla całego świata. W związku z tym postuluje on m.in. wyrzucenie z NATO byłych republik radzieckich – Estonii, Łotwy i Litwy.

Rośnie zagrożenie wojną na dwa fronty z Rosją i Chinami, wynikające z ich rosnącej przewagi nad Stanami Zjednoczonymi pod względem broni jądrowej, impulsów elektromagnetycznych (EMP) i broni cybernetycznej. Pomimo tej rosnącej strategicznej niższości militarnej USA, wielu, jeśli nie większość amerykańskich decydentów nadal wierzy, że Stany Zjednoczone są najsilniejszą potęgą militarną na Ziemi. Ten błąd spowodował, że zaniedbali odbudowę amerykańskiego arsenału nuklearnego, budowę kompleksowego narodowego systemu obrony przeciwrakietowej i utwardzenie amerykańskiej sieci elektrycznej, aby powstrzymać katastrofalny atak Rosji lub Chin. Amerykańscy przywódcy muszą odrzucić swoje idealistyczne błędne przekonanie o bezpiecznym jednobiegunowym świecie, w którym Stany Zjednoczone są powszechnie uznawane za najpotężniejsze supermocarstwo. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Ameryka stoi teraz przed coraz bardziej surowymi, ograniczonymi i niewygodnymi wyborami i desperacko potrzebuje nowej, opartej o myślenie przyszłościowe, wielkiej strategii, która przeciwdziała, dzieli i zakłóca ten rozwijający się sojusz między dwoma supermocarstwami nuklearnymi.

Aby odpowiedzieć na ten bezprecedensowy dylemat bezpieczeństwa narodowego i zapewnić przetrwanie Ameryki, przywódcy USA muszą zastąpić swoje dążenie do hegemonii, przestarzałą i nieudaną wielką strategię, strategiczną redukcją i równoważeniem wpływów. Strategia strategicznego okopywania się pozwoliłaby zachować cenną krew i skarb Ameryki wraz z jej ograniczonymi zasobami wojskowymi oraz skoncentrować je na obronie podstawowych, żywotnych interesów USA. Zmniejszyłoby to ryzyko wybuchu niepotrzebnej wojny z nuklearnymi przeciwnikami amerykańskich supermocarstw, prowadząc do bezpieczniejszego, bezpieczniejszego i, miejmy nadzieję, bardziej pokojowego świata.

Redukcja miałaby na celu zapewnienie, że żadna wielka potęga nie zdominuje Europy i Azji Północno-Wschodniej. Zmusiłoby to jednak sojuszników USA do przyjęcia głównego ciężaru bezpieczeństwa w swoich regionach i polegałoby na lokalnych siłach w celu zrównoważenia regionalnych hegemonów, takich jak Rosja i Chiny. Siły zbrojne USA nadal stacjonowałyby na horyzoncie, zarówno na morzu, jak i w Stanach Zjednoczonych, unikając wysuniętej do przodu postawy, w której siły amerykańskie zasadniczo służą jako „potrójne przewody”, które zapewniają uwikłanie USA w zagraniczne wojny w przypadku agresji, ale są niewystarczające do obrony sojuszników USA, a nawet do powstrzymania takiej agresji w pierwszej kolejności. Strategia równoważenia przywróciłaby USA swobodę działania w wyborze, w których wojnach wziąć udział, a których unikać, biorąc pod uwagę, że takie wojny mogą szybko i nieoczekiwanie eskalować do poziomu nuklearnego.

W związku z tym, w celu zmniejszenia rosnącego ryzyka uwikłania Stanów Zjednoczonych w wojny mocarstw, które jeszcze bardziej naraziłyby USA na atak nuklearny czy też konflikt z użyciem technologii EMP, Stany Zjednoczone powinny wycofać swoje siły zbrojne z Europy, Afryki i Azji, w tym z Bliskiego Wschodu. Powstrzymałaby się również od inwazji i okupacji innych krajów lub angażowania się w wysiłki na rzecz budowania społeczności. Stany Zjednoczone wysyłałyby siły ekspedycyjne tylko wtedy, gdyby narody znajdujące się w ich strefie wpływów lub te, z którymi łączą Amerykę jej żywotne interesy, takie jak Europa Zachodnia i Japonia, były bezpośrednio zagrożone atakiem wroga. Wyjątkiem może być utrzymanie ograniczonej liczby żołnierzy amerykańskich rozmieszczonych w Niemczech jako zabezpieczenia przed potencjalną rosyjską agresją przeciwko Europie Zachodniej – w uznaniu wyjątkowego znaczenia tego regionu dla amerykańskiej gospodarki i przemysłu.

Zmniejszenie obecności wojskowej USA za granicą jeszcze bardziej podważyłoby poparcie dla antyamerykańskiego terroryzmu i, co najważniejsze, znacznie zmniejszyłoby impuls dla Rosji i Chin do sprzymierzenia się ze sobą przeciwko Stanom Zjednoczonym. W ramach tej strategii Ameryka ostatecznie porzuciłaby swoją nieudaną globalną wojnę z terroryzmem, która skutkowała zmarnowaniem bilionów dolarów na bezowocne wojny z rebeliantami na Bliskim Wschodzie. Zamiast tego, po dwóch dekadach rozproszenia, w których Rosja i Chiny wyprzedziły amerykańskie zdolności w praktycznie każdym kluczowym obszarze strategicznej technologii wojskowej, Stany Zjednoczone w końcu przystąpiłyby do modernizacji i odbudowy swojego strategicznego arsenału nuklearnego i strategicznych zdolności obronnych.

Ta teoria redukcji nie jest nowa. Jej orędownikami byli najwybitniejsi amerykańscy politolodzy, tacy jak John Mearsheimer, Stephen Walt, Robert Pape i Christopher Layne. Co więcej, analiza historyczna pokazuje, że większość wielkich mocarstw w ostrym upadku przyjęła strategie redukcji i odniosła znacznie większy sukces niż państwa, które wdrożyły inne polityki.

Przyjęciu wielkiej strategii równoważenia może towarzyszyć prowadzenie amerykańskiej dyplomatycznej „ofensywy pokojowej” i negocjowanie porozumienia o globalnej strefie wpływów chroniące żywotne interesy USA, aby zapobiec rosnącemu prawdopodobieństwu niezamierzonej i katastrofalnej wojny z Rosją lub Chinami. Ostatnie porozumienie o strefie wpływów zostało wynegocjowane przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta, premiera Winstona Churchilla i sowieckiego dyktatora Józefa Stalina na konferencji w Jałcie w lutym 1945 roku. Udało mu się utrzymać pokój wielkiej potęgi w Europie przez ponad pół wieku, w dużej mierze dzięki utrzymaniu przez USA „szorstkiego” parytetu nuklearnego ze Związkiem Radzieckim podczas całej zimnej wojny.

Globalna strefa wpływów między Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami może odnieść podobny sukces dla całego świata. Prezydent Rosji Władimir Putin wielokrotnie powtarzał, że jednym z jego głównych celów polityki zagranicznej jest zawarcie „nowego porozumienia jałtańskiego”. W takim schemacie świat zostałby podzielony na regiony, z których każdy miałby swojego dominującego regionalnego hegemona, z nadrzędnym celem promowania stabilności i pokoju wielkich mocarstw.

Na mocy takiego porozumienia Stany Zjednoczone zachowałyby największą strefę wpływów, w tym całą półkulę zachodnią, Europę Zachodnią, Japonię, Australię i Nową Zelandię, które pozostałyby chronione przez amerykański „parasol nuklearny”. Rosyjska strefa wpływów obejmowałaby byłe republiki radzieckie, Serbię, Iran, Irak, Syrię i Libię. Chińska strefa wpływów może składać się z Korei Północnej, Tajwanu, Morza Południowochińskiego, Pakistanu, Afganistanu, czterech marksistowskich / komunistycznych narodów w Azji Południowo-Wschodniej i około pół tuzina narodów afrykańskich obecnie rządzonych przez marksistowskich / komunistycznych dyktatorów. Gdyby przywódcy USA zgodzili się na taki plan i zobowiązali się, że żadne wojska amerykańskie nie zostaną rozmieszczone w Europie Wschodniej – z wyjątkiem przypadku rosyjskiej agresji – wówczas Rosja, realizując swój cel osiągnięcia bezpieczeństwa wojskowego wzdłuż zachodniej granicy, mogłaby skierować swoją uwagę na wschód w kierunku rosnącego zagrożenia ze strony Chin.

Jak mądrze stwierdził starożytny chiński generał Sun Tzu w Sztuce wojny: „Tak więc to, co ma ogromne znaczenie w wojnie, to atak na strategię wroga. Następnym najlepszym rozwiązaniem jest zerwanie jego sojuszy za pomocą dyplomacji”. Dziś Stany Zjednoczone mogą nawet zgodzić się na wycofanie się z NATO, które nadal funkcjonowałoby jako sojusz kierowany przez Europę, a nie przez USA, w zamian za wycofanie się Rosji z sojuszu z Chinami i zakończenie wszelkiej chińsko-rosyjskiej współpracy wojskowej i wzajemnej pomocy. Takie kompleksowe porozumienie uznałoby i uszanowałoby żywotne interesy wszystkich trzech supermocarstw nuklearnych oraz rozwiązałoby wszystkie główne nierozstrzygnięte spory. Zminimalizowałoby to potencjalne ryzyko konfliktu zbrojnego w interesie zachowania pokoju wielkich mocarstw.

Jak wyjaśnił Graham Allison w artykule opublikowanym przez Foreign Affairs, zachowanie tego pokoju ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego USA: Nawet konwencjonalna wojna, która może przerodzić się w wojnę nuklearną, grozi katastrofą. Idąc dalej, amerykańscy decydenci będą musieli porzucić nieosiągalne aspiracje wobec światów, o których marzyli i zaakceptować fakt, że strefy wpływów pozostaną centralną cechą geopolityki. Ta akceptacja będzie nieuchronnie długotrwałym, mylącym i wstrząsającym procesem. Jednak może to również przynieść falę strategicznej kreatywności – szansę na nic innego, jak fundamentalne przemyślenie koncepcyjnego arsenału bezpieczeństwa narodowego USA.

Allison zauważa, że Rosja i Chiny mają już swoje własne strefy wpływów, niezależnie od tego, czy przywódcy USA je uznają, czy nie. Powtarzające się wtargnięcia wojsk USA do tych stref wpływów od zakończenia zimnej wojny (w szczególności poprzez rozszerzenie NATO na Europę Wschodnią ogólnie, a w szczególności na kraje bałtyckie) sprowokowały obie strony do ściślejszego sojuszu militarnego.

Co więcej, Stany Zjednoczone mają zobowiązania w zakresie bezpieczeństwa z ponad jedną piątą wszystkich krajów, pozostawiając swoje wojsko poważnie przerośnięte. Aby zaradzić temu problemowi, inną bardziej realną i politycznie przyjemną alternatywą dla zawarcia kompleksowego porozumienia z Rosją i Chinami byłoby jednostronne wycofanie przez administrację Bidena wysuniętych sił zbrojnych USA z Europy Wschodniej, Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Morza Południowochińskiego, Japonii i Półwyspu Koreańskiego. Przywódcy USA nadal wierzą, że im więcej sojuszników mają Stany Zjednoczone, tym bezpieczniejszy jest kraj. Jednak zobowiązania do prowadzenia niekonwencjonalnych i potencjalnie nuklearnych wojen z Rosją i Chinami o kraje, które nie stanowią istotnych interesów USA, stwarzają znacznie więcej zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego USA niż korzyści. Administracja Bidena powinna poddać wszystkie sojusze USA analizie kosztów i korzyści, aby określić, które z nich zwiększają bezpieczeństwo narodowe USA, a które narażają je na większe ryzyko wciągnięcia w konflikty mocarstw o drugorzędne interesy. Ameryka mogłaby zrzucić wszystkie swoje zobowiązania w zakresie bezpieczeństwa, które nie przejdą testu.

Najpilniej przywódcy USA powinni natychmiast poinformować Moskwę i Pekin, że Ameryka nie będzie interweniować militarnie w żadnych potencjalnych wojnach o Tajwan lub byłe republiki radzieckie (z których wszystkie i tak są nie do obrony), zasadniczo rezygnując z przyszłych interwencji wojskowych USA w ich strefach wpływów. Takie działania wzmocniłyby bezpieczeństwo narodowe USA i znacznie zmniejszyłyby szanse na atak Rosji i Chin na USA poprzez zmniejszenie postrzeganego zagrożenia dla Moskwy i Pekinu, przy jednoczesnym zwiększeniu prawdopodobieństwa pęknięć i niezgody między nimi, potencjalnie dzieląc i zakłócając ich sojusz w czasie. Jak pokazuje historia, nic nie zjednoczyło Rosji i Chin bardziej niż krótkowzroczne próby Ameryki, aby przenieść swoją potęgę na Europę Wschodnią i Azję Wschodnią, wraz z wysiłkami, aby stać się dominującym supermocarstwem. Gdyby Ameryka nie wywołała ich gniewu, ich historycznie wrogie stosunki mogłyby zostać wznowione dawno temu.

David T. Pyne –  były oficer sztabowy armii amerykańskiej, HQ z tytułem magistra w dziedzinie studiów nad bezpieczeństwem narodowym na Uniwersytecie Georgetown. Pełni funkcję zastępcy dyrektora ds. Operacji krajowych w EMP Task Force on National and Homeland Security. Jest współautorem nowej książki dr Petera Pry’ego „Blackout Warfare”.