Tekst ukazał się w portalu „Tygodnika Powszechnego”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/najlepsza-dekada-wolnej-polski-166711?fbclid=IwAR2lOVW7k2Z7y-UojHZ6xuVkjOQm1G2kYI9AdNly8j8z7f95T7Q3EcT5QpY

Rafał Woś

Chcecie zrozumieć, dlaczego PiS utrzymuje wysokie poparcie społeczne pomimo wielu błędów czy zaniechań, których się w tych minionych sześciu latach dopuścił? To spójrzcie na ten rysunek.

Ten sam wykres dowiedzie wam czarno na białym (z delikatną domieszką fioletu i pomarańczy), że w trakcie minionej dekady (a zwłaszcza w jej drugiej części) doszło jednak w polskiej gospodarce do fundamentalnego przełożenia zwrotnicy. Z modelu neoliberalnego na bardziej solidarnościowy. Patrząc na niego będziecie mogli też zrozumieć, że na obecnym etapie rozwoju polskiej gospodarki model rozwoju solidarnego i uwzględniającego społeczną spójność jest nie tylko zmianą. Ale po prostu zmianą społecznie słuszną. Nie wierzycie? No to popatrzcie Państwo sami.

Wykres pochodzi z opublikowanego w grudniu raportu firmy konsultingowej Grand Thornton. Całość znajdą Państwo tutaj. Pokazuje on dynamikę polskich płac w minionych 20 latach. Spójrzmy najpierw na te dłuższe linie idące przez całą szerokość obrazka. Ta fioletowa to tempo wzrostu polskiego PKB. Pomarańczowa oznacza wzrost płac. Punktem wyjścia jest rok 2000. Na obrazku widać, że linie te się – dość szybko – rozchodzą: fioletowa „ucieka” pomarańczowej, zyskując nad nią dość szybko ok. 30-procentową przewagę. Właśnie to rozejście się dobrze obrazuje największy feler polskiego modelu gospodarczego pierwszych dwóch dekad naszej transformacji. Polegał on na tym, że owszem: gospodarka dość szybko (połowa lat 90.) wróciła po smucie lat 80. stanu wojennego i terapii szokowej Balcerowicza na ścieżkę szybkiego wzrostu. Ale ten wzrost nie przekładał się na poziom płac. Było więc tak, że kraj się rozwijał, ale owoce tego rozwoju nie trafiały do szerokich mas obywateli w formie wyższych zarobków. To tu widać doskonale dojrzewające przez lata „grona gniewu”, które przełożą się na różne formy odrzucenia popularnej w mediach głównego nurtu narracji o „cudzie gospodarczym III RP”, bo przecież „wolna Polska to nam się przecież tak bardzo udała”. No cóż, rozjazd fioletu i pomarańczy na wykresie pokazuje, że jednak nie do końca.

A teraz spójrzmy na dwie krótsze krzywe znajdujące się po prawej stronie obrazka. To wycinek tych dłuższych analizowanych powyżej linii, ale uwzględniający tylko lata 2010-2020. Już na pierwszy rzut oka widać, że obie linie idą bardzo blisko siebie. Nawet zarysowuje się tu pewna przewaga krzywej wynagrodzeń. Słowem: w trakcie minionej dekady (a zwłaszcza po roku 2013) płace i wzrost PKB są ze sobą kompatybilne. W praktyce oznacza to, że wzrost gospodarczy wreszcie przekłada się na to, co zarabiają pracownicy.

Oczywiście prezentowana tu krzywa jest płacą średnią. Ale gdybyśmy wzięli ją pod lupę, to szybko wyszłoby na jaw, że ten wzrost polskich płac po roku 2013 idzie „od dołu”. To znaczy, że najsłabiej zarabiający doszlusowują do reszty stawki. Oczywiście, wyzysk pracowniczy nie znika całkowicie. Ale bez wątpienia ograniczona zostaje liczba najbardziej horrendalnych przypadków tegoż wyzysku. W naturalny sposób w warunkach takiego układu krzywych wzrostu gospodarczego i płac nie ma aż takiego wzrostu nierówności. A model kapitalizmu neoliberalnego przemienia się w kapitalizm bardziej solidarnościowy.

Oczywiście ta zmiana z wykresu lewego na prawy nie wzięła się znikąd. To (mówiąc w skrócie) kombinacja trzech faktów. Pierwszym jest dobra koniunktura gospodarcza, która skutkowała rekordowo niskim poziomem bezrobocia – to bowiem w warunkach zbliżającego się pełnego zatrudnienia pracodawcom trudniej uciekać przed presją płacową ze strony pracowników oraz rynku. Innymi słowy: trudniej spławiać przychodzących po podwyżkę pracowników wymówką „nie będzie podwyżek, a jak się nie podoba, to na twoje miejsce mam pięciu tańszych i gotowych do pracy. Drugim faktem było wprowadzenie w 2016 roku programu 500 plus. „Pięćsetka” zadziałała tak, że z jednej strony poprawiła koniunkturę (dzięki czemu bezrobocie pozostawało niskie), a z drugiej wzmocniła pracownika w relacji z pracodawcą. Trzeci fakt, to mocne pchnięcie rządu PiS w kierunku podwyżki płacy minimalnej, która w 2020 roku sięgnęła 50 proc. średniego wynagrodzenia. Co przyspieszyło proces rozpoczęty jeszcze za czasów późnej Platformy, która gdzieś w latach 2012-2013 zaczęła odkrywać takie tematy jak prekaryzacja polskiej pracy.

Wykres ten dość przejrzyście wyjaśnia, dlaczego PiS – pomimo upływu sześciu lat od zdobycia władzy – nadal cieszy się sporym społecznym poparciem. Spójrzmy bowiem na kontrnarracje, jakie oferują jego przeciwnicy. Liberalna opozycja (KO, Polska 2050) powiada: rząd prowadzi złą politykę ekonomiczną, która nie jest korzystna ani dla pracodawców, ani dla pracowników. Opozycja lewicowa mówi: „rząd nic nie robi, by poprawić położenie pracownika”. Z kolei Konfederacja zdaje się dowodzić, że „władza za bardzo pomaga pracownikom zapominając o przedsiębiorcach”. Żadna z tych opowieści na obecnym etapie rozwoju gospodarki nie ma szans na zwycięstwo, bo po prostu rozmija się z codziennym doświadczeniem milionów Polaków. Bo sytuacja pracownika uległa w ciągu minionej dekady znaczącej poprawie. Oczywiście nie oznacza to, że stała się ona idealna (albo przynajmniej optymalna) albo że każdy typ pracownika skorzystał w tym samym stopniu. Ale zmiana zaszła bez wątpienia. Pytanie brzmi, czy w warunkach rzeczywistości postpandemicznej uda się ten trend utrzymać. To dla rządu wielkie wyzwanie, które zdecyduje o wyniku następnych wyborów parlamentarnych.

Jako publicysta jestem często przez moich Szanownych Krytyków uważany za PiS-owca. Ani mnie to cieszy, ani martwi. Nie biorę też tego do siebie. To po prostu efekt uboczny polaryzacji polskiej debaty publicznej. W warunkach świętej wojny PiS-u z antyPiS-em każdy, kto (jak niżej podpisany) regularnie odmawia udziału w totalnej krytyce poczynań ugrupowania rządzącego, otrzymuje łatkę PiS-owca. Wiadomo: kto nie z nami, ten przeciw nam. Sam nie mam większego problemu z krytykowaniem władz, gdy idzie o konkretne posunięcia, czemu dawałem wyraz choćby i na łamach tej kolumny. Uważam jednak, że rząd PiS (jak każdy inny) zasługuje na uczciwą, rzetelną i opartą na faktach ocenę. Taką właśnie – opartą na faktach, a nie wyobrażeniach – ocenę polskiego rynku pracy w minionych latach próbowałem tu Państwu przedstawić. Publicysta może zrobić tylko (a może aż) tyle.