Tomasz Augustyn

Czy upadek sektora produkcji ryb podniósł ceny i obniżył konsumpcję, czy też zbyt mała konsumpcja prowadzi do słabości branży rybnej? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, ale jej poszukiwanie z pewnością jest istotne zarówno dla kondycji gospodarczej wybrzeża, jak i zdrowia Polaków.   

Chińczycy nadają ton światowej gospodarce w wielu obszarach, są też największymi producentami ryb. Szacuje się, że chińska produkcja ryb i owoców morza odpowiada 2/3 światowej produkcji. Coraz mniej osób pamięta, że Pomorze Zachodnie jeszcze niedani miało w niej swój znaczący udział. Zapaść polskiego rybołówstwa morskiego to tylko kwestia zmniejszonych limitów połowowych czy też zmierzchu potężnych niegdyś przedsiębiorstw posiadających istotny wpływ na potencjał gospodarczy Pomorza. Jako komplementarne wobec wymienionych i kilku innych istotnych przyczyn należy wskazać słabą dostępność i niską rozpoznawalność produktów morza na polskim rynku.

Wiosną 2015 roku pojawiła się oferta Targu Rybnego na pokładzie statku M/S Ładoga cumującego wówczas przy ul. Jana z Kolna vis a vis Wałów Chrobrego. Targ można było odwiedzać codziennie oferował on szeroki dostęp do świeżych ryb m.in. śledzia bałtyckiego, pstrąga, pstrąga barwionego, łososia norweskiego, jesiotra, halibuta, dorsza atlantyckiego, sandacza, dorsza, turbota, doradę, a także ryby wędzone i mrożone, kalmary, krewetki, małże Vongole, ostrygi, ośmiornice, żywe homary i kraby. Dziś oczywiście po Targu nie ma nim śladu, tak jak po kilku obiektach gastronomicznych znanych w mieście z rybnej specjalizacji. Inicjatywy odbudowy rynku produktów rybnych w mieście pojawiają się jednak cyklicznie, w zeszłym roku była to przykładowo kampania „Wolin z rybą na talerzu”. W jej ramach podczas sierpniowego festynu rybnego na Łasztowni zorganizowano m.in. konkursy z nagrodami oraz darmowa degustacja. Przez cały weekend działała strefa wiedzy o rybach oraz strefa malucha. Festyny  z rybnym miasteczkiem odbywały się także w Trzebieży i w szczecińskiej dzielnicy Dąbie. Organizatorzy przyjęli założenie, że poprawie organizacji rynku produktów rybołówstwa i akwakultury może pomóc m.in. edukacja i zmiana przyzwyczajeń żywieniowych tak, aby chętniej sięgano po produkty rybne. Kampania informacyjno-edukacyjna miała pokazać, że ryba jest produktem zdrowym, smacznym, pożywnym, szybkim i nieskomplikowanym w przyrządzeniu w warunkach domowych, a jej spożywanie ryb stoi w parze z aktywnym oraz zdrowym trybem życia.

Wciąż pozostaje tu bardzo wiele do zrobienia. Kantar TNS na zlecenie Norweskiej Rady ds. Ryb i Owoców Morza co roku prowadzi badanie indeksu konsumentów owoców morza (ang. The Seafood Consumer Index) obejmujące zasięgiem 25 tys. respondentów z 25 rynków. Ma ono na celu rozpoznanie zmian w zachowaniach konsumentów ryb oraz określenie ich preferencji konsumpcyjnych. W okresie nasilenia pandemii badacze zaobserwowali, że coraz więcej osób robi zakupy spożywcze online oraz przyrządza posiłki w domu, a przy tym zwraca większą uwagę na zdrowe odżywianie, które ma im między innymi pomóc wzmocnić odporność. Respondenci badania wskazywali właśnie na duże znaczenie zrównoważonego rozwoju i bezpieczeństwa żywności. Konsumenci chętnie sięgają po ryby i owoce morza głównie ze względu na ich cenne wartości odżywcze oraz walory smakowe. Według zeszłorocznego badania 64% Polaków spożywa ryby i owoce morza średnio raz w tygodniu lub więcej, co w zestawieniu plasuje Polskę wyżej niż Niemcy, ale niżej niż Wielką Brytanię, Francję czy Włochy.

W ostatnich latach spożycie ryb w Polsce wynosiło 11-12 kg rocznie, czyli o ok. 50 proc. mniej niż średnio w UE – 24,3 kg. Było przy tym porównywalne z konsumpcją w krajach ościennych, tj. Niemczech, Austrii czy Litwie. Najwięcej ryb jedzą Hiszpanie i Portugalczycy (odpowiednio 46 i 57 kg na osobę), natomiast najmniej na Węgrzy oraz Rumunii i Bułgarzy (5-7 kg). Polacy najchętniej sięgali w ubiegłym roku po mintaja (2,21 kg na osobę), śledzia (2,14 kg) i po makrelę (1,18 kg), z kolei w strukturze spożycia w skali całej Unii Europejskiej największe znaczenie mają: tuńczyki, dorsze, łososie, mintaje i krewetki. Ryby i owoce morza cieszą się przy tym coraz większą popularnością i Polacy deklarują, że chcieliby spożywać je w większej ilości. Wśród osób w wieku 20 – 34 lat aż 76% z nich deklaruje, że chciałoby jeść więcej ryb owoców morza, a w grupie wiekowej 35 – 49 lat jest to 86%. Badanie GfK Polonia z 2019 roku mówi o tym, że 98,6 proc. gospodarstw domowych w Polsce kupuje ryby.

Wniosek jest taki, że z roku na rok zapotrzebowanie na tego typu produkty będzie rosło. Problemem jest jednak niewystarczająca dostępność czy też ceny, które wpływają na ostateczne decyzje o prowadzeniu zdrowszego trybu życia, jak i nawykach żywieniowych. W podaży dominują produkty pochodzące z połowów (75 proc.), a ryby i owoce morza hodowlane stanowią 25 proc. w polskim menu.  Na stołach Polaków 78,1 proc. stanowiły ryby morskie, a zdecydowanie mniejszą rolę odgrywają te słodkowodne, które mają 19-proc. udział, oraz owoce morza z wynikiem 2,9 proc. Polska jest obok Czech największym w Europie producentem karpi, których rocznie odławia się od 15 do 23 tys. ton, głównie na potrzeby rynku krajowego, gdzie konsumpcja oscyluje w granicach 0,6 kg na osobę. Popularność karpi jednak systematycznie spada i dodatkowo ma charakter wybitnie sezonowy (90 proc. kupowanych jest w trwającym około 2 tygodni okresie świątecznym). Dla porównania w Czechach czy na Węgrzech spożycie karpia jest znacznie wyższe i wynosi ponad 1 kg na osobę. Gwałtownie spada w Polsce konsumpcja łososi, co powodują bardzo wysokie ceny oraz częste negatywne informacje medialne o warunkach i metodach produkcji wpłynęły na znaczącą rezygnację z ich zakupu przez klientów indywidualnych (popyt zgłaszany jest obecnie głównie przez hotele, restauracje, catering.

Szczecin jest najlepszym przykładem na to, że nawet miasto o – wydawałoby się – zdecydowanie morskim charakterze nie jest w stanie zapewnić amatorom ryb szerokiej, przystępnej oferty. Przyczyn należy poszukiwać w kondycji całej branży. Z danych BIG InfoMonitor oraz Bisnode wynika, że rybny biznes nad Wisłą nie jest w najlepszej kondycji finansowej i płatniczej. Firmy zajmujące się ich hodowlą i przetwórstwem częściej opóźniają rozliczenia wobec partnerów biznesowych niż zdarza się to w całej gospodarce. Szczególnie niesolidni są przetwórcy, wśród których zawodzi co dziewiąty, a ich łączne zaległości przekraczają 45 mln zł. Ponad 60 proc. hodowców ryb znajduje się w słabej i bardzo złej kondycji finansowej. Jakby tego było mało w ciągu trzech lat zniknął z rynku co szósty sklep rybny.

Szukając przyczyn problemu warto podpierać się doświadczeniami wynikającymi z nowych przedsięwzięć mających na celu zwiększenie świadomości zdrowego żywienia, a przy tym wspierających gospodarkę rybną. Kołobrzeska Grupa Producentów Ryb realizuje obecnie projekt Naturalnie Bałtyckie Za pośrednictwem platformy e-learningowej, uczniowie szkół podstawowych mają szansę poszerzyć i usystematyzować swoją wiedzę o polskim morzu, jego zasobach, a także właściwościach zdrowotnych ryb bałtyckich. Program podzielono na trzy poziomy trudności i analogicznie dostosowano go do trzech grup wiekowych: klasy I-III, IV-VI oraz VII-VIII. Zajęcia zostały przygotowane w formie e-learningu tak, by umożliwić uczniom edukację w domach. Każdy nauczyciel może zrealizować program, wyświetlając slajdy w trakcie zajęć zdalnych. Lekcje mogą przeprowadzić samodzielnie ze swoim dzieckiem także rodzice.