Jest połowa kwietnia, zamknięci w domach i powstrzymywani przed zbyt częstymi spacerami intensywniej doświadczamy uroków rozkwitającej wiosny. Słoneczna pogoda i bezchmurne niebo cieszy, choć za kilka tygodni możemy je odbierać jako nową zmorę – jeśli nie w tym roku, to w kolejnych latach niemal na pewno czeka nas powrót wakacyjnej gorączki. Czy musi to oznaczać także kolejny paraliż miast, zakładów przemysłowych, biur i życia milionów ludzi? Chyba pora najwyższa na dojrzałość w stawianiu takich pytań i formułowaniu odpowiedzi godnych nowoczesnego i ambitnego państwa.

Upały i susza to realne problemy, z którymi zmagamy się od lat. Jesteśmy w dyspozycji badań i danych obrazujących skalę i konsekwencje tych zjawisk, formułowane są nawet mapy i prognozy pozwalające odnieść pojawiające się wyzwania do konkretnego terytorium. Istnieje wystarczająco dużo przesłanek by stwierdzić, że w czasie letnich miesięcy społeczeństwo i gospodarka, wiele obszarów kraju i konkretne społeczności, konkretne miliony ludzi będą się zmagać z problemami związanymi z wysokimi temperaturami, mocno operującym słońcem i niedoborem wilgoci.

Teoretycznie jesteśmy w stanie jeśli nie przewidzieć, to przynajmniej antycypować wiele aspektów stanu rzeczy, z którym będziemy się zmagać. To uciążliwość dla mieszkańców, zwłaszcza osób starszych, które znów będą nakłaniane do pozostania w domach i unikania upałów. To deficyt wody – jako napoju pozwalającego nawodnić organizm, ale też wilgoci dla przebywających i pracujących wśród miejskich murów, dla roślinności i zwierząt. To szeroki kompleks zagadnień związanych z pielęgnowaniem miejskiej zieleni (znów to pytanie – kosić, czy wręcz przeciwnie?), podlewaniem ogródków przydomowych, pozwoleniami i zakazami odnośnie korzystania z gminnego wodociągu. Ponadto – zwiększony pobór energii, zarówno w przemyśle, jak i na potrzeby pracujących na pełną parę systemów klimatyzacji i wentylatorów. Wykonywanie pewnych czynności w zamkniętych pomieszczeniach i w sąsiedztwie emitujących ciepło urządzeń stanie się nie do zniesienia. Pewnie dojdzie też do przestojów w pracy w biurach i urzędach. Można też przypomnieć sobie realia pracy i kłopoty w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej (kolejny stały problem – otwierać okna czy czekać na włączenie się klimatyzacji?), topiący się asfalt na ulicach, dziesiątki innych konsekwencji.

Pragnę wierzyć, że te i wiele innych doświadczeń z minionych lat stanowią dziś materiał, który administracja wykorzystuje przygotowując się do kolejnego lata. Do tego na miarę potrzeb i możliwości do współpracy zapraszane będą liczne instytucje, organizacje, potencjał społeczny. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by pomoc konkretnym ludziom była możliwa bez angażowania sąsiadów, wolontariuszy, ekspertów i pasjonatów z różnych dziedzin i miejsc działania. Pragnę wierzyć, że przynajmniej spisywane są wnioski i opracowywane programy działań, a rozwiązania nie będą przygotowywane doraźnie w reakcji na medialne doniesienia i pod wpływem chwili. Zapewne powstają listy potrzebnych zakupów i wydatków.

Mniej już wierzę w to, że społeczeństwo będzie w uporządkowany sposób przygotowane do tych nadzwyczajnych okoliczności. Może jednak ma miejsce na poziome koncepcyjnym i organizacyjnym uzgadnianie tego, jak wobec prawdopodobnej ewentualności nadejścia upałów będzie wyglądał podział kompetencji i obowiązków – jak powinna postępować administracja państwa, a co jest do zrobienia na poziomie regionu, czy też konkretnej gminy i miasta. Trudno sobie wyobrazić, by bez tego rodzaju zrozumienia własnych potrzeb i ograniczeń oraz potrzeby zaangażowania partnerów w pełni poradzić sobie z tak wielowymiarowym problemem.

Jesteśmy przecież świeżo po raporcie Głównego Inspektora Sanitarnego, który mówi o skali zakażeń wirusem w placówkach medycznych i domach opieki społecznej, zwracającym uwagę na skalę niedostatków w przygotowaniu tego rodzaju obiektów do zmagania z takim wyzwaniem, jak epidemia. Mamy wiedzę o poczynaniach Agencji Rezerw Materiałowych, o skuteczności poszczególnych restrykcji i ograniczeń wprowadzanych w związku z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się zakażeń, poznaliśmy siłę i słabości internetu, a także nieformalnych sieci współpracy. Nauczyliśmy się pisać i czytać prognozy. Nie ma żadnej instytucji realizującej na poziomie centralnym studia i formułującej diagnozy dla władzy, ale wiedza naukowa i zdolności realizacyjne są zespolone w mechanizmie planowania, działania i ewaluacji.  Tysiące urzędników, funkcjonariuszy, decydentów i podwładnych, a także przyjmujących dobrowolne zobowiązania ludzi dobrej woli, jest zajętych bieżącą interwencją, ale na pewno jest ktoś, kto w tym całym zamieszaniu myśli także o przyszłości. Bo chyba ktoś jest, prawda?

A może jednak wszyscy zajmujemy się epidemią i czas na aktywne zarządzanie krajem w reżimie upałów przyjdzie dopiero wtedy, gdy i one nadejdą?