Tomasz Augustyn

Pielgrzymi ze Szczecina zmierzają na Jasną Górę. Po raz 37., choć tym razem w nietypowej formule związanej z wyjątkową sytuacją panującą w całym kraju. Droga znad samego morza to prawie trzy tygodnie marszu.

Przez lata trwania Szczecińskiej Pieszej Pielgrzymki to dystans był jej najczęściej przywoływanym wyróżnikiem i ciekawostką. Ze Szczecina pątnicy mają do pokonania 500 kilometrów, ze Świnoujścia i innych nadmorskich miejscowości nawet 600. Toczyła się między pielgrzymami i lokalnymi mediami ze Szczecina i Trójmiasta cicha rywalizacja o to, czyja droga na Jasną Górę jest rzeczywiście najdłuższa. Ten aspekt przyciągał też osoby z innych z części kraju, co roku zdarzało się kilka takich, które ruszały w drogę znad morza, by przekonać się, jak to jest. Faktycznie, to pielgrzymowanie ma swoją specyfikę. Największa i posiadająca długie tradycje pielgrzymka z Warszawy trwała ledwie 9 dni, ale poruszała się dość wolno, w czasach największej frekwencji warunki bytowe były też na niej nadzwyczaj skromne. Dystans dzielący Częstochowę i Kraków to niewiele ponad 100 kilometrów, więc pielgrzymka krakowska musiała czynić specjalne zabiegi (lekkie nadkładanie drogi, konferencje odbywane na przedłużonych postojach), by trochę potrwać. Pod tym względem szlak ze Szczecina i miast diecezji szczecińsko – kamieńskiej (pielgrzymi schodzili się do stolicy województwa z kilku kierunków) to inna historia.

Etapy liczą przeciętnie 35 – 40 kilometrów, przykładowo kilka pierwszych z nich, to droga z Goleniowa do Szczecina, potem do Stargardu, następnie do Choszczna i Bierzwnika. Dla przeciętnie sprawnego pielgrzyma to dystanse zupełne „do przejścia”, zwłaszcza po kilku dniach rozchodzenia. Ważniejsze od odległości okazuje się odpowiednie dobranie obuwia i stroju, właściwe odżywianie się, udział w rytmie i programie dnia grupy pielgrzymkowej, które są podporządkowane właśnie sprawnemu przebyciu zaplanowanej trasy. Porządek dnia to oczywiście także modlitwy i konferencje, bo w pielgrzymowaniu nie chodzi o zaliczenie kilometrów. To specyficzne rekolekcje, które w drodze przeżywa się zupełnie specyficznie, zwłaszcza na przestrzeni tych kilkunastu dni. Pielgrzymka szczecińska stwarza ku temu wyjątkowe warunki.

Pątnicy w ustalonych miejscach odbywają postoje, są przyjmowani przez mieszkańców mijanych miejscowości na obiadach i noclegach. W wielu przypadkach była to wieloletnia tradycja, która obrosła w szczególne rozwiązania, odwiedziny u gospodarzy będących już dobrymi znajomymi. Na pielgrzymce powstawały przyjaźnie, rodziły się miłości i związki małżeńskie, dawniej w trakcie drogi śluby także zawierano – było kilka takich uroczystości, na które nowożeńcy z rodzinami przyjeżdżały na trasę, a pielgrzymi byli uczestnikami prawdziwego wesela. Pielgrzymka ma też szereg swoich tajemnic, odcieni i porządków. To cała logistyka, od transportu, przez zaopatrzenie w niektóre produkty, nagłośnienie, a także służbę medyczną i porządkową po „pielgrzymkowe pociągi” (bywało, że kolej podstawiała w Częstochowie specjalny skład wiozący w drogę powrotną kilkaset osób) . To tradycyjne mecze piłkarskie między księżmi i porządkowymi, „przeprośna górka”, gdzie tłumaczono sobie powstałe w drodze nieporozumienia, czy też legendarne postaci pamiętane i wspominane w każdej z grup. Przede wszystkim to jednak czas skupienia i refleksji, ale także radosnej modlitwy, z gitarami, trąbką księdza Janusza, czasem ze zwoływanym na poczekaniu chórem, który towarzyszył liturgii na jasnogórskich wałach. Niektórzy przeżyli to wszystko raz, dla wielu pielgrzymka była przez lata najważniejszym wydarzeniem w ciągu roku, wyjątkowym religijnym doświadczeniem i przeżyciem formacyjnym, oprócz znaczenia religijnego kształtującym także osobowość oraz postawę obywatelską.

W tym roku pielgrzymi idą na Jasną Górę w bardzo okrojonym składzie. Epidemia nakazuje ostrożność, trudno też o organizację przedsięwzięcia, które przecież poza pątnikami angażuje też wiele osób w drodze, zwłaszcza tradycyjnie udzielających noclegu parafii. Realia pielgrzymowania się zmieniają. Jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku bywała to zbiorowość licząca nawet ponad 2 tysiące osób zmierzających do Częstochowy ze Szczecina i po kilkadziesiąt tysięcy z Warszawy, w zdecydowanej większości młodzieży. Dziś ich rówieśnicy rzadko znajdują czas (i motywacje) na podjęcie wysiłku kilkunastodniowego szlaku, pielgrzymowanie i w ogóle przeżywanie wiary staje się bardziej kameralne. Epidemia dodaje do tej zmiany swoje uwarunkowania. Niezmienne jest to, że kilometry pokonanych dróg pozostawiają w sercach i nogach ten sam, trwały ślad. To pewnie w Szczecińskiej, tej Najdłuższej, jest najważniejsze. Pielgrzymuje się z samym sobą, ta droga jest – jak życie – bardzo osobista. Tym lepiej więc, że taka długa.