Tomasz Augustyn

Marcin Najman odniósł kolejny wielki sukces – dołożył się do polaryzacji Polski wielkomiejskiej i prowincji.

Kto jeszcze nie słyszał z łatwością odnajdzie w Internecie „materiały źródłowe”. Z jakiegoś powodu burmistrz Wielunia z niezrozumiałym uporem i brawurą broni fatalnej decyzji o organizacji w mieście kontrowersyjnego wydarzenia z udziałem kompromitujących postaci. Wbrew jego deklaracjom nie służy to wątpliwie rozumianej promocji miasta i nie ma nic wspólnego z cnotą dotrzymywania umów pomimo wszystko. Małe miasteczko obecne w mediach co roku 1 września i znane dzięki potentatowi w produkcji naczep w kilkadziesiąt godzin przebiło się na czoło internetowej infosfery. Może to tylko wybuch, po którym będzie więcej szumu niż zniszczeń, może pozostanie trwała niechlubna etykieta.

Z pewnością samorządowi dobrze zrobi takie katharsis, które ukazuje mechanizm źle rozumianej władzy. Namaszczona bezpośrednim wyborem, ale też obarczona konsekwencjami przyspieszonej modernizacji i dewaluacją lokalnych elit w Wieluniu wyrodziła się w swoją karykaturę. Co gorsza, przyczynia się do postępującego w Polsce upadku autorytetu władzy i państwa jako takich, braku szacunku obywateli do osób, które wybrali i funkcji, które zostały im powierzone. Burmistrz realizujący swój mandat w istocie objawia tu swe władztwo, wyrażając przy tym przekonanie, że mieszkańcy mogą go ocenić w akcie wyborczym. To degradacja urzędu, wyborów jako de facto jedynego zdarzenia politycznego na dystansie kadencji samorządu, kategorii władzy i służby publicznej, jak i sensu debaty publicznej pozwalającej na ścieranie się racji i dochodzenie do decyzji. Wszystkie te wartości jak w scenariuszu filmowym burmistrz Wielunia wzorcowo i syntetycznie gwałci. Talent niebywały, choć osobiste przymioty pożądane na tego rodzaju stanowisku pozostawiam bez komentarza.

Jeśli jednak wielkomiejski komentariat czuje się usatysfakcjonowany taką bądź zbliżoną konkluzją, to wypada jednak, by na całą sprawę spojrzał także z innej perspektywy. Szarża burmistrza kalibrowana jest przez medium inteligentnego i ostentacyjnie cynicznego dziennikarza – biznesmena działającego w interesie publicznym i marzącego dla swojej córki o Polsce bez mafii pruszkowskiej. Dziennikarz na bieżąco rozwija format medialny świadomie nie poprzestając na opisie świata, ale też kształtując występujące w nim postaci. Dysponuje do tego pełnym prawem, zapewne godząc się także na utratę prawa do obiektywizmu. Pan burmistrz w tym formacie współpracuje w kreowaniu siebie na żywy mem, ale też trudno nie zauważyć, że rozmowa z nim nie ma charakteru wywiadu, a i wymiana zdań między dziennikarzem a tłumem zgromadzonym pod siedzibą urzędu nie służy zrozumieniu. Cóż, siłą rzeczy Wieluń jest tu potraktowany instrumentalnie jako odległa dziura, która na wodza wybrała sobie skończonego dzbana.

Ten przekaz dotyczący degradacji lokalnego władztwa ma w sobie pełno pogardliwego, zdegradowanego władania nad informacją, nad sytuacją, nad człowiekiem. Jeśli nawet w słusznej sprawie (ta jest bez wątpienia słuszna) dokonuje się takie przekraczanie formatów i stosowności, to oprócz oczyszczenia doświadczamy także pokrzywdzenia. Chcąc nie chcąc to powielenie mechanizmu oddzielania panów od chamów. Kanał sportowy nie musi naprawiać samorządu, ale przecież może uderzać we wspólnotę. Brak takiej świadomości źle służy dziennikarzowi, nawet jeśli nie prowadzi do bolesnej weryfikacji w postaci wyborczej porażki. Z pewnością nie szkodzi klikalności, pusty rechot w Internecie napędzi ja bardzo skutecznie.