Tekst ukazał się w portalu wysokienapiecie.pl: https://wysokienapiecie.pl/35185-importujemy-coraz-wiecej-pradu-ratujemy-sasiadow-ekspo
W 2020 roku wzrósł import energii elektrycznej z Czech, Szwecji, Niemiec, Słowacji i Ukrainy, osiągając rekordowe 13,1 TWh netto. Na zakup prądu za granicą wydaliśmy ok. 3 mld zł. Zdarzają się już chwile, gdy bez importu groziłoby nam wprowadzenie stopni zasilania, ale nie brakuje też godzin, w których to nasi sąsiedzi potrzebują naszej pomocy.
Integracja rynków energii elektrycznej w Unii Europejskiej, choć nie bez problemów, postępuje. W konsekwencji kwitnie handel transgraniczny. Ten trend dotyczy także Polski. Ze względy na duży udział węgla w produkcji, wysokie ceny zakupu tego surowca na krajowym rynku i rekordowo wysokie koszty uprawnień do emisji CO2, hurtowe ceny energii elektrycznej na polskiej giełdzie są zwykle najwyższe w Europie. Maklerzy i automatyczne mechanizmy giełdowe najczęściej wykorzystują więc całe dostępne zdolności importu energii do naszego kraju. To obniża ceny na naszym rynku i podnosi je u naszych sąsiadów.
Eksport prądu wzrósł w 2020 roku
Dużo rzadziej, ale wciąż, zdarzają się także godziny, w których to w Polsce energia elektryczna jest tańsza niż u naszych sąsiadów i to my jesteśmy eksporterem. Co ciekawe, w 2020 roku takich chwil było nawet nieznacznie więcej niż w 2019 roku. W sumie wysłaliśmy sąsiadom 1,6 TWh energii elektrycznej (1% produkcji), wobec 1,4 TWh rok wcześniej. Najwięcej udało nam się sprzedać Niemcom (0,6 TWh) i Litwinom (0,5 TWh), mniej Czechom i Słowakom (po 0,2 TWh), a najmniej Szwedom (59 GWh). Ze względu na charakter połączenia z Ukrainą (dwa bloki tamtejszej elektrowni węglowej z lat 60. pracują synchronicznie z polską siecią) nie ma technicznej możliwości eksportu energii na wschód.
Ubiegłoroczny poziom eksportu jest jednak kilkukrotnie mniejszy niż ten realizowany na przełomie dwóch poprzednich dekad, gdy do Niemiec, Czech, Słowacji, Austrii i Szwajcarii eksportowaliśmy w sumie blisko 10 TWh rocznie. W szczytowym okresie – piętnaście lat temu – eksport netto sięgnął 11 TWh. Importerem netto, pierwszy raz od 1989 roku, staliśmy się dopiero w 2014 roku.
Rekordowy import ratował bilans
W 2020 roku import netto osiągnął rekordowo wysoki poziom – 13,1 TWh. Spośród 14,7 TWh, które w sumie kupiliśmy za granicą, tradycyjnie najwięcej sprowadziliśmy ze Szwecji (3,9 TWh). W ubiegłym roku, po raz pierwszy, do importu kablem pod dnem Bałtyku zbliżone były ilości energii, jakie kupiliśmy u dwóch kolejnych sąsiadów – w Niemczech (3,5 TWh) i Czechach (3,1 TWh). Na Litwie nabyliśmy 2,3 TWh, na Ukrainie 1,5 TWh, a na Słowacji 0,4 TWh. W sumie na zakup prądu za granicą wydaliśmy ponad 3 mld zł. Dla porównania nadwyżka eksportu towarów z Polski w ciągu 11 miesięcy ub. r. przekroczyła 50 mld zł.
Import energii elektrycznej do Polski stał się już na tyle istotny, że bez niego przynajmniej kilka dni w roku mielibyśmy poważne problemy z domknięciem bilansu energetycznego kraju. Najprawdopodobniej bez rekordowo wysokiego importu (przekraczającego 3 GW), 22 czerwca Polskie Sieci Elektroenergetyczne musiałyby wprowadzić stopnie zasilania na terenie całego kraju. Przy relatywnie słabej wietrzności (farmy wiatrowe dostarczały 1 GW, doszło do podtopienia Elektrowni Bełchatów, co wyłączyło z pracy aż cztery bloki, a kolejne – z powodu słabej jakości dostarczonego węgla – musiały ograniczyć produkcję. Awarie tego dnia dotknęły też elektrownie Kozienice, Opole, Jaworzno, Łagisza, Ostrołęka, Połaniec i Siersza oraz elektrociepłownie Rzeszów, Siekierki i Włocławek. Aby ratować sytuację, poza zaplanowanym importem handlowym, PSE skorzystały wówczas także z importu interwencyjnego w ramach współpracy międzyoperatorskiej. Energię sprowadzaliśmy wówczas ze wszystkich możliwych kierunków.
Eksport z Polski ratował też sąsiadów
Pomimo takich wydarzeń, w 2020 roku w ramach mechanizmów interwencyjnych Polska wyeksportowała więcej energii, niż sprowadziła. Częściowo ponownie odpowiadała za to trudna sytuacja w Polsce w postaci… chwilowego nadmiaru energii. Działo się tak w okresie przerwy bożonarodzeniowej, gdy farmy wiatrowe dostarczały rekordowo dużo mocy (5,7 GW), a zapotrzebowanie odbiorców w nocy spadło poniżej 13 GW (wliczając w to magazynowanie energii w elektrowniach szczytowo-pompowych). Zdecydowanie częściej o interwencyjny eksport energii prosili jednak nasi sąsiedzi. Najwięcej (44 GWh) wyeksportowaliśmy w ten sposób do Niemiec, 28 GWh do Szwecji i 14 GWh na Litwę. Wymiana międzyoperatorska z Czechami i Słowacją była marginalna.
Chociaż Niemcy i Szwedzi − mając gigantyczne moce w źródłach odnawialnych oraz dostęp do potężnych magazynów energii w Alpach i Górach Skandynawskich − na niedobór energii nie mogą narzekać, to i oni miewają swoje problemy. Niemcy od lat nie mogą wybudować wielu potrzebnych im linii najwyższych napięć. Zdarza się więc, że ich sieci w okolicach Berlina i przy polskiej granicy się przeciążają. Wówczas import z Polski ratuje sytuację w tej części kraju. Podobny problem mają Szwedzi w południowej strefie cenowej, która ma połączenia z Danią, Niemcami, Polską i Litwą, dokąd zwykle Szwedzi eksportują energię płynącą z północy kraju i z Norwegii, bo sami produkują jej tam niewiele. Zdarza się jednak, że także szwedzkie linie północ-południe się przeciążają i Svenska Kraftnät prosi PSE o interwencyjny eksport energii z Polski do Szwecji.