Zagrożenie kryzysem, a właściwie jego nieodległa perspektywa, na nowo ożywia twarde prawa rynku. W polityce międzynarodowej zaczynają one dominować nad wszelkiego rodzaju ustaleniami, umowami, zobowiązaniami. Państwa narodowe starają się przede wszystkim zabezpieczyć własne interesy, zdając sobie sprawę z tego, że tylko w ograniczonym stopniu problemy załatwią. Na horyzoncie pojawia się jednak nowa szans dla europejskiej gospodarki, w której państwo odgrywa większą rolę. To także ogromne wyzwanie dla Polski szukającej swojej ekonomicznej tożsamości i ucieczki przed strukturalnymi ograniczeniami.

Unia Europejska przygotowuje doraźny pakiet ratunkowy. Coraz pilniejsze są też rozstrzygnięcia dotyczące nowego unijnego budżetu, prawdopodobnie ze znaczącymi środkami na inwestycje publiczne mające stanowić antidotum dla kryzysu. To sprawa najwyższej wagi wobec niepokojących prognoz ekonomicznych, których Europa nie otrzymywała od lat. Szacunki Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówią o zmniejszeniu w roku 2020 wielkości PKB Polski o 4,6 %. To i tak nieźle, jeśli Niemcy, Francja, Holandia czy Austria mają ponieść straty w wysokości około 7 %, Włochy – 9 %, Grecja – 10 %, a San Marino – ponad 12 % (tu, podobnie jak w przypadku Grecji, duże znaczenie będzie miało załamanie ruchu turystycznego).

W nerwowym oczekiwaniu na systemowe rozwiązania każdy stara się ratować także na własną rękę. W Niemczech tarczą antykryzysową w dużym stopniu objęty został sektor transportowy, któremu władze przekazują pomoc w wysokości 30 miliardów euro, przede wszystkim na zabezpieczenie kredytów. Tour-operator TUI otrzymał podżyrowaną przez państwo pożyczkę w wysokości 1,8 mld euro. Pomoc państwa jest niezbędna dla ratowania linii lotniczych Condor, z przejęcia których wycofał się LOT, z kolei rząd Włoch dokapitalizowały linię lotniczą Alitalia. Zwiększenie skali własności państwowej w strategicznych spółkach jawnie rozważane jest we Francji.

To w gruncie rzeczy nic nowego. Jak zwracaliśmy już wcześniej uwagę w znacznym stopniu opieką państwa i mniej lub bardziej jawnym wsparciem finansowym w większości silnych państw nadmorskich objęta jest produkcja stoczniowa. Podobnie rzecz się niejednokrotnie ma z innymi branżami strategicznymi, nawet tymi przedsiębiorstwami, które wcześniej zadłużone obecnie generują straty sięgające kilkudziesięciu milionów dolarów dziennie. Współczesny kapitalizm nie gardzi też wsparciem państwa w postaci przyjaznych „dla swoich” ustrojów prawno – finansowych. Holandia – ostatnio wyjątkowo sceptyczna wobec dystrybucji wsparcia finansowego wśród państw Unii dotkniętych kryzysem – odnosi korzyści z tytułu niskich stawek podatku od osób prawnych, co na europejskim rynku czyni ją de facto uprzywilejowanym rajem podatkowym. Według danych Tax Justice Network tylko w 2017 roku i jedynie za sprawą przeniesienia do Holandii zysku przez amerykańskie korporacje straty samej Francji wyniosły 2,7 miliardy euro.

Gdy stanęła produkcja i obroty handlowe bezradne są strategiczne spółki, ale też całe systemy ekonomiczne z pracodawcami, ich kapitałem i miejscami pracy. Państwa troszczące się o swoją gospodarkę zmagają się zarówno z realnym kryzysem, jak i zagrożeniem stwarzanym przez spekulantów i stosowaną przez nich taktyką short-selling obliczoną na zarobek związany ze spadkiem cen akcji. Muszą działać, bo potencjale straty oraz koszty społeczne i ekonomiczne są ogromne. Ofiarami padają spółki, których kapitalizacja gwałtowanie maleje, ale też te, które mogą zostać przejęte. Rynek  vulture capital w warunkach kryzysu ma się bardzo dobrze, to czas najlepszych interesów.

Doraźnym akcjom towarzyszy przemiana preferowanego modelu rozwoju. Nacjonalizacja może być brana pod uwagę jako instrument przeciwdziałania wrogim przejęciom, ale też współgra z duchem czasu. Francuski minister gospodarki i finansów Francji Bruno Le Maire wprost zapowiedział ochronę „dziedzictwa przemysłowego” kraju z nacjonalizacją włącznie w imię uczynienia kapitalizmu „bardziej sprawiedliwym, bardziej stabilnym i bardziej egalitarnym”. Państwa Zachodu w przyspieszonym tempie zmierzają do gruntownego przemodelowania gospodarki. Łańcuchy wartości obecnie całkowicie zależne od azjatyckich kontrahentów będą podlegać reorganizacji. W państwach o rozwiniętym przemyśle dynamika reindustrializacja powinna być tym większa, że fala przejęć da państwu realne instrumenty do działania. Opinia społeczna będzie bardziej skłonna do popierania decyzji, które zmniejszą zależność od wielkiej azjatyckiej fabryki. Należy się spodziewać, że da to nowy impuls i tak już rozpędzonej automatyzacji produkcji, a w przyszłości być może kolejnym przemianom modelu gospodarczego. Jeśli zdeterminowane państwa Zachodu się na nie zdecydują, mają szansę na to, by przynajmniej w pewnym stopniu odzyskać strategiczną inicjatywę w globalnej rywalizacji ekonomicznej. Mało tego, to być może jedyna szansa, by faktycznie wrócić do gry – i to właśnie za sprawą aparatu państwa, który przecież w przypadku Chin jest kluczowym czynnikiem tworzącym przewagę.

Stawka jest zatem bardzo wysoka, a zmiany w mentalności decydentów dokonują się bardzo szybko. Stawia to polska gospodarkę w całkowicie nowej sytuacji. Zarówno trwanie przy rynkowych dogmatach sprzed dekady, jak i izolowanie się od procesów i mechanizmów zachodzących w łonie Unii Europejskiej, są drogą donikąd. Polska musi zdecydowanie stanąć w obronie swojego przemysłu i poważnie potraktować strategiczne znaczenie takich sektorów, jak produkcja stoczniowa. Niezbędne jest też ich szybkie włączenie w logikę przyspieszonego rozwoju z udziałem państwa jako ścieżki optymalizacji dla całej gospodarki. Mało tego, że w wielu przypadkach biznes odwrócony plecami do państwa nie będzie w stanie podjąć realizacji na międzynarodowym rynku liczących się przedsięwzięć. Tego rodzaju sojusz zorganizowany w rozsądny sposób jest niezbędny, byśmy stali się dla europejskich liderów rzeczywistym partnerem w rozgrywce o nowy porządek w produkcji i wymianie handlowej na globalną skalę. To żadna ujma dla biznesu – nie ryzykuję wiele stawiając tezę, że bez rozsądku, operatywności i racjonalnych rozwiązań ze sfery prywatnej państwo nie ma w takiej rywalizacji szans, więc interesy obu stron są tożsame. To właściwie jeden interes nas, Polaków.