Tekst ukazał się 15 grudnia 2021 w Newsweeku. Został nagrodzony w ramach konkursu dla dziennikarzy i dziennikarek „Chcemy całej demokracji!” na materiał prasowy, który pokaże systemowe nierówności jeżeli chodzi o obecność kobiet na stanowiskach decyzyjnych, ogłoszonego przez Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie w październiku 2021.
Magdalena Kołodziejczak, wójt gminy Pruszcz Gdański: – Słyszałam od ludzi takie pytania: a jak się właściwie powinno do pani mówić? Pani wójt? Wójcini? Wójtowa? To ostatnie odpada, bo wójtowa to raczej żona wójta. Ubogie jest słownictwo w tym przypadku. Ale i wciąż mała jest liczba kobiet na tym stanowisku, więc może to dlatego?
Karolina Zowczak, wójt gminy Osieck: – Na początku pierwszej kadencji miałam 32 lata. I na jednym ze spotkań na szczeblu powiatowym kolega samorządowiec, patrząc na mnie, zażartował: “Ta dziewczynka jest wójtem? A ona to w ogóle może już wódkę pić?”. Nic nie odpowiedziałam. Skąd w ogóle to przekonanie, że wójt musi zawsze ze wszystkimi pić wódkę?
Kiedy przyjrzymy się statystykom samorządowym, zobaczymy, że do parytetu na szczeblu lokalnym wciąż nam daleko. Na niemal dwa i pół tysiąca gmin w Polsce kobiety rządzą jedynie w trzystu. To i tak potężny skok do przodu w porównaniu ze statystykami z lat wcześniejszych, jednak nadal widać, że Polska samorządowa nie jest Polską, w której kobiety podejmowałyby kluczowe decyzje. Jednocześnie po każdych kolejnych kolejnych wyborach samorządowych dokonują się małe przełomy – gdzieś pomiędzy dużymi miastami, w niewielkich gminach wiejskich i miejsko-wiejskich niepozornie dzieje się historia, o której donoszą jedynie lokalne media: gdy na czele urzędu gminy lub miasta po raz pierwszy lub dopiero drugi w dziejach danej miejscowości do władzy dochodzi kobieta. W ostatnich wyborach wydarzyło się to między innymi w takich ośrodkach jak Lisewo, Osieck, Lubań czy Zaniemyśl, Linia, Stegna, Suchy Dąb czy Pruszcz Gdański.
Z raportu „Kobiety w polityce lokalnej – strategie partii politycznych w wyborach samorządowych w 2018 roku” Instytutu Spraw Publicznych wynika, że od 2011 roku, kiedy wprowadzono kwoty płci (przynajmniej 35 proc. udział kobiet i mężczyzn), czynny udział kobiet w wyborach jest coraz większy. W ostatnich wyborach na listach do rad powiatu i miast na prawach powiatu odsetek kobiet wynosił ok. 46 proc. Dla porównania w 2010 roku, kiedy kwoty jeszcze nie obowiązywały, było to 30 proc. Choć udział kobiet we władzach lokalnych nieco się zwiększa, to nadal nie został osiągnięty poziom 30 proc. Wyliczenia są bezlitosne – jeśli kandydatek będzie przybywać w takim tempie jak obecnie, to parytet w wyborach na burmistrzów zostanie osiągnięty w 2070 roku, na wójtów – w 2076 roku i na prezydentów – w 2081 roku.
O to, jak szukać sobie odwagi do wejścia w politykę, zapytaliśmy wójtów (wójcinie?) gmin Osieck i Pruszcz Gdański.
***
Dla Magdaleny to już druga kadencja na stanowisku wójta w gminie Pruszcz Gdański. – Tylko proszę napisać, że chodzi nie o miasto, tylko o gminę miejsko-wiejską wokół miasta! – zaznacza. I opowiada, że na początku, gdy obejmowała tutaj władzę, gmina była jakby przecięta na dwie części: wyżynną, z miasteczkami i lepszą infrastrukturą, i nizinną, gdzie jest pięknie, ale tempo rozwoju było dużo niższe. Kołodziejczak zakasała wtedy rękawy i postawiła sobie za cel, że pomoże części wiejskiej, tej położnej na terenie Żuław, dogonić część wyżynną. Dzisiaj z dumą mówi, że jej się to udało. – Przede wszystkim widać to w oświacie – tłumaczy. – Nasze dzieci uczą się w nowoczesnych szkołach. Są w nich sale gimnastyczne, a obok pobudowane boiska. Aż trudno uwierzyć, że kiedy przyszłam tutaj do urzędu, to niektóre szkoły mieściły się w barakach przywiezionych z zaplecza budowy elektrowni w Żarnowcu. Gdy robiło się zimno, właziły do nich myszy i szczury. Teraz po tamtej prowizorce nie ma śladu. Zresztą oświata to nie wszystko. W ciągu ostatnich lat otworzyliśmy szlaki kajakowe na rzece Raduni, stanicę żeglarską… Ponad 500 dzieci bierze udział w zajęciach sekcji sportowych: tenisa ziemnego, stołowego, kajakarskiej. Mamy też dziewczęcą drużynę piłki nożnej. W gminie ciągle coś się dzieje: prężnie działa ośrodek kultury, mamy też Akademię Seniora, w ramach której najstarsi mieszkańcy są co miesiąc odbierani przez autobus ze swoich wsi i zawożeni na wykłady.
To była lista powodów do dumy. A lista problemów? Tu już Kołodziejczak jest bardziej oszczędna w słowach. – Nie ma kiedy odetchnąć. Naszej gminie od lat przybywa mieszkańców, bo wprowadzają się tutaj ludzie z Trójmiasta, którzy wybierają życie w spokojniejszej okolicy. W 2002 r. było tu 14 tysięcy mieszkańców, a teraz są 32 tysiące. To oczywiście cieszy, ale jednocześnie nie ma momentu, w którym nie pojawiałyby się nowe potrzeby. Ledwo zdążymy wybudować nowe ujęcie wody, to już za chwilę trzeba rozbudowywać szkołę. A wielu mieszkańców ciągle głową tkwi w dużym mieście, które opuścili. Nie integrują się, mało wiedzą o wydarzeniach w gminie. Kiedy rozmawiam z przyjezdnymi i wyliczam, ile się dzieje, choćby w ośrodku kultury, to niektórzy robią wielkie oczy. “Ale ja nic nie wiedziałem!”, mówią mi. A przecież jest gazetka gminna, którą co dwa miesiące wrzucamy mieszkańcom do skrzynek, jest kanał gminy na Facebooku. Chciałabym, żeby mieszkańcy mieli świadomość tego, ile dobra się u nas dzieje.
Na koniec pytam o to, czy istnieje coś takiego jak kobiecy styl rządzenia. Kołodziejczak chwilę się zastanawia. I mówi, że raczej tak, bo kobiety polityczki często lepiej dostrzegają ludzkie sprawy. Te przyziemne, społeczne, ale przecież bez nich trudno wyobrazić sobie dobrze funkcjonująca społeczność. Dobrym przykładem jest oświata, czyli jej oczko w głowie. Walczy o utrzymanie szkół w gminie, ale też o to, aby oferowały jak najlepszy poziom nauczania. – Z budżetu gminy, który wynosi 220 milionów, na oświatę idzie 88 milionów. Ponad 60 procent nauczycieli zatrudnionych u nas to nauczyciele dyplomowani. To oznacza spory wydatek. Ale też przekłada się na wyniki, bo nasi uczniowie świetnie wypadli w egzaminach ósmoklasistów.
Zdaniem Magdy Kołodziejczak kobiety w mniejszych miastach wciąż za mało wierzą w swoją polityczną sprawczość: – Na terenie powiatu mamy 7 gmin, jedno miasto, a wśród stojących na czele samorządu tylko dwie kobiety. To nadal za mało. Mężczyźni mają swoją męską solidarność i swoje sposoby porozumiewania się. Widać to na różnego rodzaju szkoleniach i konferencjach. Dwaj samorządowcy stają obok siebie i zaczynają żartować, a kiedy podchodzi kobieta, ich koleżanka, milkną. Wieczorami po takich spędach mężczyźni siadają przy wódeczce i z czasem przy stole zaczynają lecieć takie teksty, że kobiety po prostu nie wytrzymują i wychodzą. Dlatego niektóre panie rzeczywiście mogą pomyśleć: po co się do takiego świat pchać? Tylko że polityka lokalna to nie są spotkania przy wódeczce, a raczej realne działania na co dzień. I my, kobiety, mamy wszelkie predyspozycje do tego, aby im sprostać. Jesteśmy wykształcone, zdyscyplinowane, pracowite.
***
Karolina Zowczak: – Jestem wójtem małej gminy, co oznacza, że głęboko wchodzę w ludzkie problemy. U nas w urzędzie nie ma całej armii naczelników, którzy codziennie meldowaliby mi o tym, co się dzieje. Ja muszę być w pewnym sensie blisko wszystkich, wiedzieć o każdej przysłowiowej dziurze w chodniku.
Swoje pierwsze wybory wygrała, mając 32 lata. I od razu po objęciu stanowiska powiedziała do pani skarbnik: – Co to za gmina, w której jest kobieta wójt, ale nie ma żłobka?
Sama świetnie wiedziała, ile logistyki potrafi kryć się za powrotem młodej matki do kariery zawodowej. Dlatego szybko napisała wniosek i zdobyła dotację na utworzenie placówki dla najmłodszych dzieci. Dziś zgłaszają się do niej także rodzice także z sąsiednich gmin, bo to jedyny żłobek w najbliższej okolicy.
Inny powód do dumy dla Karoliny: ożywienie kulturalne gminy. W Osiecku przed pandemią działo się tak dużo, że aż została zaproszona na poważną konferencję, aby obok prelegentów ze Świdnicy czy Łodzi opowiadać o tym, jak animować życie kulturalne w lokalnej społeczności. I ona ku zdumieniu wszystkich powiedziała tam, że rocznie wydaje na kulturę 20 tysięcy złotych. Więcej nie ma. Domu Kultury w Osiecku też nie ma, jest “tylko” biblioteka. Dla Karoliny najprościej byłoby wydać te 20 tysięcy raz w roku na dożynki i nie przejmować się resztą. Zamiast tego ona i pozostali pracownicy urzędu gminy stają na głowie, żeby z pomocą wolontariuszy organizować regularnie kilka mniejszych atrakcji dla mieszkańców. Na przykład podczas Dnia Dziecka to panie urzędniczki plotły maluchom warkoczyki (według tego, co podpatrzyły wcześniej na Youtubie), a strażacy przywieźli maszynę do robienia waty cukrowej. Jeden z mieszkańców wpadł z kolei na pomysł, że przyprowadzi swojego kucyka. Ktoś inny podarował truskawki. I tak udało się zamknąć budżet wydarzenia w tysiącu złotych.
Co młoda pani wójt doradziłaby kobietom w małych miejscowościach, które chciałyby zająć się polityką – ale nadal boją się, że to “męska” dziedzina? Zowczak: – Męskie jest noszenie worków na plecach, a nie polityka. Wójt pracuje głowa i sercem – czyli zaangażowaniem. Dużo czyta, jeszcze więcej pisze. A to nie jest przecież domena typowo męska. Rozumiem obawy tych kobiet, które boją się, że politykę lokalną ciągle jeszcze robi się przy wódce. Istnieje stereotyp, że wójt ze wszystkimi musi się napić, żeby się dogadać. Nie musi. A kobiet w samorządzie jest coraz więcej, widzę to na różnych imprezach na szczeblu powiatowym i wojewódzkim. Wiele z nich po raz pierwszy weszło do polityki w ostatnich wyborach samorządowych trzy lata temu. Pewnie niektóre jeszcze się trochę tego rządzenia boją. Ja też się bałam na początku. “Jezu”, myślałam, “jestem wójtem, jak ja mam się teraz zachować?”. Teraz już tak nie myślę. Teraz patrzę tylko, czy coś jest do zrobienia i potem to robię.