Andrzej Pieśla
Brak rąk do pracy, rosnące ceny energii i odpływ klientów dobija branżę w Meklemburgii – Pomorzu Przednim oraz w Brandenburgii
Na niemieckim pograniczu panują minorowe nastroje w branży gastronomiczno – hotelarskiej. Dane gromadzone przez Stowarzyszenie Hoteli i Restauracji (DEHOGA) oraz wypowiedzi jego liderów wyrażają obawy nie tyle o skale przychodów, co o zdolność sektora do przetrwania. Według nich może to być wątpliwe z powodu załamania ruchu turystycznego w następstwie pandemii oraz oszczędności wdrażanych przez konsumentów. Katastrofalne skutki przynosi także wzrost cen energii. Ponadto niemiecką branżę hotelowo – gastronomiczną we wschodnich i północno – wschodnich Niemczech dotykają poważne braki kadrowe, zwłaszcza w okresie wakacyjnym z tego powodu już zamykano restauracje. Lokale gastronomiczne w Niemczech ograniczają również godziny otwarcia. Prezes Stowarzyszenia DEHOGA w Brandenburgii Olaf Schöpe mówi wprost o tym, żę przedsiębiorcy przewidują nie tylko mniejszą liczbę klientów w restauracjach, ale też obawiają się zamykania hoteli. „Goście zamienią ciepły posiłek na ciepły prysznic” – powiedział Schöpe niemieckiej agencji prasowej. Dramatycznie spadnie również popyt na pobyty wakacyjne. „Branża w obecnym kształcie nie będzie już istnieć wiosną przyszłego roku” – powiedział dziennikarzom Schöpe sam prowadzący hotele.
Według prognozy Federalnej Agencji Pracy dla funkcjonowania sektora (tylko do utrzymania obecnej sytuacji) rocznie potrzebnych jest 400 000 wykwalifikowanych pracowników z zagranicy. Zdaniem Larsa Schwarza, szef DEHOGA w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, ten szacunek jest zaniżony. W kolejnych latach potrzeby będą tylko rosły. Ze względu na zmiany demograficzne liczba potencjalnych pracowników w typowym wieku produkcyjnym spada już w tym roku o prawie 150 tys., a w najbliższych latach zmiana będzie znacznie bardziej dramatyczna. Dehoga chce szukać rąk do pracy w innych krajach europejskich. Polska i polsko – niemieckie pogranicze jest tu naturalnym obszarem ekspansji.
DEHOGA w Brandenburgii reprezentuje 5500 restauracji i hoteli. Według badań przeprowadzonych przez Niemieckiej Instytut Gospodarki branża hotelarska była największym przegranym pandemii koronawirusa. W samym tylko 2020 roku hotele i restauracje straciły około 216 000 pracowników. Pracownicy przenieśli się do innych branż, w tym do handlu detalicznego. To szczególnie dotkliwe wobec wcześniejszych, całkiem niedawnych, zachęcających wyników. W latach 2010-2019 branża hotelarska w Niemczech odnotowała ogromny nominalny wzrost sprzedaży rok po roku. Dobra kondycja gospodarki i pozytywne nastroje konsumentów zapewniły pomyślny rozwój. W przedkryzysowym roku 2019 roczna sprzedaż netto wyniosła 94,7 mld euro. Miesiące styczeń i luty 2020 również rozpoczęły się bardzo obiecująco dla branży z nominalnym wzrostem sprzedaży na poziomie 3,4 proc. Potem na rynku i w nastrojach zapanowała pandemia ze wszystkimi jej, odczuwanymi do dziś, następstwami. W krajach związkowych Berlinie i Hamburgu, które przed pandemią były miejscami targów, kongresów i konferencji, a przez to korzystały z dynamiki turystyki biznesowej, spadek obrotów w relacji lat 2019 – 2021 wyniósł odpowiednio 59,1 i 51,0%. Najniższe straty wystąpiły w landzie Szlezwik-Holsztyn (10,0%), w Meklemburgii-Pomorzu Przednim spadek wyniósł 22,2%.