Tekst został opublikowany w portalu Krytyka Polityczna: https://krytykapolityczna.pl/kraj/dzialki-ogrodki-miasto/
Moda na działki wraca. Przyspieszyła ją pandemia, a katastrofa klimatyczna przypomniała o zaletach ogródków w mieście. Działki studzą miejskie wyspy ciepła, a mieszkańcom miast mogą zaoferować o wiele więcej niż tylko schronienie przed upałem. O znaczeniu ogrodów działkowych i społecznościowych Mateusz Kowalik rozmawia z ekspertkami, które badały je naukowo w Warszawie i Berlinie.
Nie jest niespodzianką, że w trakcie pandemii wzrósł popyt na działki, a wraz z nim – ich ceny. Bramy ogrodów działkowych często jednak bywają zamknięte, choć korzystniej i dla działkowców, i dla mieszkańców miasta byłoby, żeby się od czasu do czasu otworzyły. Także dlatego, że ich przyszłość jest niepewna, a sojuszników trzeba szukać na zaś.
Mateusz Kowalik: Badałyście, czy miejskie ogrody działkowe i społecznościowe da się przekształcić w przestrzeń otwartą dla mieszkańców, która zaspokajałaby potrzeby różnych grup – nie tylko samych działkowców. Jaka jest sytuacja wyjściowa, czy one teraz są przestrzenią otwartą?
Anna Dańkowska: To się różni w zależności od rodzaju ogrodu. Co do zasady, na nowych użytkowników bardziej otwarte są ogrody społecznościowe niż działkowe. Jednak często dzieje się tak, że ich członkami i członkiniami pozostają tylko przedstawiciele pewnej bańki: wykształconych osób w okolicy trzydziestki i bez rodzin. Z kolei ogrody działkowe w głównej mierze uprawiane są przez osoby starsze, chociaż moda na nie wraca i coraz częściej interesują się nimi też młodzi ludzie. Ale ich dostępność ogranicza się zwykle do samych użytkowników, ich rodzin i bezpośredniego otoczenia. W Berlinie w regulacjach dotyczących funkcjonowania ogrodów działkowych jest zapis, że ich bramy powinny być otwarte. Choć i tam to nie zawsze przekłada się na rzeczywistość i zwykły mieszkaniec nie urządzi sobie tam spaceru.
Agnieszka Dragon: Podobne rozwiązania mogłyby funkcjonować w Polsce. W 2014 roku Polski Związek Działkowców i Związek Miast Polskich podpisały umowa, w której zostało zawarte życzenie, żeby ogrody działowe były przestrzeniami służącymi szerszej grupie mieszkańców i mieszkanek. Podobne postulaty są zawarte w programach PZD. Ale ostatecznie i tak wszystko zależy od dobrej woli zarządów i społeczności działkowców.
A jak to wygląda w praktyce? Mnie się czasami uda wejść i przespacerować, ale czuję się jak intruz.
Agnieszka: Mnie się zdarzyło czekać pół godziny, aż ktoś mnie wpuści do zamkniętego ogrodu. Niektóre są otwarte, funkcjonują jako ogrody-parki i można do nich wchodzić swobodnie. Dla nich wzorcem były niemieckie założenia otwartych ogrodów o charakterze publicznych parków miejskich, z placami zabaw i terenami rekreacyjno-sportowymi. Dziś pewna część warszawskich ogrodów udostępnia swoje przestrzenie odwiedzającym.
Anna: W przypadku zamkniętych ogrodów rozumiem to wrażenie bycia intruzem. Działkowcy z reguły mocno strzegą swojej przestrzeni. Dlatego do projektu wybrałyśmy tylko te ogrody z Berlina i Warszawy, których użytkownicy mają świadomość, że dalsze otwarcie może im wyjść na dobre. Bo wtedy stworzy się szersza społeczność z nimi związana i uczestnicząca w ich życiu.
Ale jak ktoś nie ma tam działki, to co może tam robić?
Agnieszka: Rozmawiałam z osobą, która mieszkała nieopodal zamkniętego ogrodu działkowego, ale nigdy nie mogła tam wejść. Wszystko zmieniło się, kiedy w jego ramach powstał ogród społecznościowy, którego użytkownicy zorganizowali wydarzenie otwarte. Ta osoba poszła na spotkanie i zaangażowała się w działalność ogrodu – mogła sadzić warzywa, pielęgnować rośliny, robić kompost, no i poznawać ludzi. Przykład ten opisujemy w przewodniku po integracji ogrodów działkowych i społecznościowych.
Anna: Właśnie dzięki takim wydarzeniom otwartym coraz więcej osób przekonuje się, w jaki sposób może korzystać z ogrodów, nie mając wcale własnej działki. Są ogrody, w których działkowcy organizują cykliczne imprezy, takie jak święto plonów czy Dzień Działkowca. Wtedy wszystkie bramy są otwarte, mieszkańcy już nie muszą omijać ogrodu albo przemykać jak intruz i zyskują możliwość poznania społeczności działkowców. I w drugą stronę – działkowcy poznają okolicznych mieszkańców.
Inną możliwością jest udostępnienie jakiejś części ogrodu większej grupie odbiorców i tworzenie niejako ogrodów społecznościowych wewnątrz ogrodów działkowych. Takim przypadkom przyglądałyśmy się w ramach naszych badań.
A kto może zyskać na otwarciu na zewnątrz?
Anna: Jest kilka grup, które dzięki działkom mogą bardziej uczestniczyć w życiu społecznym. Dla uczniów korzystanie z nich ma wartość edukacyjną. Osoby w kryzysie psychicznym mogą znajdować w nich ukojenie dzięki hortiterapii, która odwołuje się do terapeutycznego działania prac w ogrodzie. W Berlinie obserwowałyśmy wykorzystanie ogrodów do pracy z migrantami i uchodźcami. Po przyjeździe często trudno jest im się odnaleźć, a praca w ogrodzie okazuje się czymś, co potrafią robić. I gdzie język nie jest jedyną formą komunikacji, bo wiele dzieje się poprzez wspólną pracę.
A jakie korzyści odnoszą działkowcy?
Agnieszka: W ogrodach jest mnóstwo okazji, żeby porozmawiać, zagadać, powiedzieć sobie „dzień dobry”. Zachodzi mnóstwo interakcji, które mają szansę przerodzić się w silniejsze więzi. To z kolei jest podstawą powstawania wspólnoty z elementami kapitału społecznego: solidarności czy zaufania. Im silniejszy kapitał społeczny, tym większe zaufanie do osób z zewnątrz.
Anna: A im szersza wspólnota, tym więcej sojuszników w razie bezpośredniego zagrożenia.
Pewnie chodzi o apetyty deweloperów?
Agnieszka: W Warszawie tylko kilka ogrodów ma uregulowany status poprzez wpis do miejscowych planów zagospodarowania jako tereny ogrodów działkowych. Natomiast pozostałe są zieloną plamą na mapie, na przykład są zakwalifikowane jako teren zielony, co nie jest wystarczającą formą ochrony przed presją budowlaną. Część z nich istnieje tylko dzięki temu, że znajdują się na terenie będącym rezerwą pod jakąś inwestycję. Tak jak ten, w którym mam działkę: ROD Pratulińska jest bowiem przeznaczony na obwodnicę Pragi, której budowę przesuwa się od lat. Dzięki szerszej społeczności zaangażowanej w jego funkcjonowanie być może uda nam się go kiedyś wybronić w razie zagrożenia.
Anna: W zeszłym roku w Berlinie powstał program rozwoju ogrodów działkowych, w którym zostały zmapowane wszystkie ogrody. Każdemu z nich przypisano status i datę, do którego ma zagwarantowane istnienie. Ale te, które nie powinny zostać zamienione na osiedla czy przeznaczone pod inną zabudowę, są w mniejszości.
Mimo niepewnej przyszłości moda na działki wróciła podczas pandemii.
Agnieszka: I z tego wynika problem z ich dostępnością, przynajmniej w Polsce. Osoby pracujące zdalnie zaczęły poszukiwać atrakcyjnej przestrzeni blisko domu, skąd mogłyby swobodnie wykonywać swoje obowiązki. Dlatego nagle wzrósł popyt na działki, a ich ceny drastycznie poszły w górę. W Niemczech stowarzyszenia ogrodowe regulują górny pułap cen, więc są one bardziej dostępne. Polski Związek Działkowców nie stosuje takich regulacji. U nas działki miały też szczególne znaczenie na początku pandemii, kiedy wprowadzono ograniczenia sanitarne i zamknięto miejskie tereny zielone takie jak parki, zieleńce, ogrody botaniczne czy jordanowskie. Ogrody działkowe natomiast pozostawały otwarte, z czego korzystali działkowicze i działkowiczki, często udostępniając swoją przestrzeń innym mieszkańcom.
Jakie znaczenie ekologiczne dla całego miasta mają ogrody działkowe i społecznościowe?
Anna: Ogrody miejskie mają ogromne znaczenie dla adaptacji do zmian klimatu. Przede wszystkim ogrody chłoną wodę. Przy zmianie struktury opadów na coraz rzadsze, ale intensywniejsze, istotne jest zatrzymywanie, inaczej retencja, wody, a nie pozwalanie na to, żeby odpłynęła ona kanalizacją. Obniżają też one temperaturę w mieście, przez co łagodzą zjawisko wysp ciepła, z którym mierzą się mieszkańcy.
Podobną funkcję pełnią parki, ale w ogrodach panuje większa różnorodność gatunkowa. Dzięki temu schronienie znajduje więcej zwierząt, a dla owadów zapylaczy to istny skarbiec pożywienia. Podobnie dla ludzi – działki mogą dostarczać żywności, czemu towarzyszy maksymalne skrócenie łańcucha dostaw. W skali miasta dzieje się to w symbolicznym stopniu, ale nie jest pozbawione znaczenia.
Jak tę wiedzę można przenieść poza ogrody, kiedy myśli się o zrównoważonym rozwoju i przygotowywaniu miast na pogodowe anomalie?
Agnieszka: Inspiracją dla całego miasta może być retencja wody, nie tylko ta naturalna, ale też wynikająca z ludzkiej inicjatywy. Działkowcy zbierają deszczówkę i trzymają ją w beczkach albo w wannach. I rozwijają własne systemy nawadniające z wykorzystaniem wody z takich zbiorników. Tak samo wodę w mieście można gromadzić na wielu powierzchniach płaskich, choćby takich jak altana śmietnikowa czy dach przystanku autobusowego.
Anna: Z ogrodów do miasta można też przenieść więcej roślin jadalnych czy drzew owocowych, z których mogliby korzystać mieszkańcy. Jest to zgodne z ideą tak zwanego jadalnego miasta, która jest już realizowana w niektórych miastach w Europie.
Agnieszka: Gdybyśmy uczyli się od działkowców, to przekonalibyśmy się też, że bardzo łatwe jest kompostowanie. I że jeśli zachowa się kilka prostych zasad, to kompostownik nie śmierdzi i nie lęgną się w nim szczury. A z kolei ogrodnicy społecznościowi inspirują demokratycznym sposobem zarządzania swoją przestrzenią i brania odpowiedzialności za nią.
Na czym to zarządzanie polega?
Agnieszka: Zestawię to z ogrodami działkowymi, w których panuje hierarchiczna struktura: jest Polski Związek Działkowców, który ma swojego prezesa, komisje i oddziały, a działkowiec jest na samym końcu różnych procesów decyzyjnych. W ogrodach społecznościowych struktura jest zupełnie horyzontalna – zagospodarowanie przestrzeni jest wypracowywane wspólnie. Głos każdego członka i każdej członkini waży tyle samo.
Takie zawiadywanie ogrodem można przenieść do typowej miejskiej przestrzeni?
Anna: Zaobserwowałyśmy, że przestrzeń ogrodu może być traktowana w specyficzny sposób. Z jednej strony ogrodnicy (szczególnie społecznościowi – działkowi mogliby się tego od nich uczyć) nie odnoszą się do niej jak do przestrzeni prywatnej, a więc nie mówią: to moje, niech nikt mi tutaj nie wchodzi, ja sam będę sobie tym zarządzał. Z drugiej, nie jest to obszar zupełnie publiczny, czyli należący do wszystkich, a przez to ostatecznie niczyj. W ogrodach można ćwiczyć takie podejście do przestrzeni, gdzie staje się ona dobrem wspólnym użytkowników, którzy mają prawo współdecydowania o tym, jak ona ma się rozwijać, ale też biorą za nią odpowiedzialność.
W miastach panuje raczej zero-jedynkowe podejście, że przestrzeń jest albo publiczna, albo prywatna. A jak publiczna, to znaczy, że zarządzana przez miasto. To, co warto byłoby w miastach rozwinąć, to właśnie odejście od takiego podziału na rzecz postrzegania przestrzeni w kategoriach dobra wspólnego, które możemy kształtować jako mieszkańcy. Człowiek inaczej odnosi się do przestrzeni dookoła siebie, kiedy aktywnie staje się jej częścią.
**
Anna Dańkowska – edukatorka, koordynatorka projektów edukacyjnych i badaczka oddolnych inicjatyw na rzecz zrównoważonego rozwoju w miastach. Współpracuje z polskimi i niemieckimi organizacjami pozarządowymi, głównie w obszarze edukacji globalnej i nauczania transformatywnego. Autorka materiałów edukacyjnych. Jako stypendystka Deutsche Bundesstiftung Umwelt badała inicjatywy na rzecz transformacji społeczno-ekologicznej w Berlinie.
Agnieszka Dragon – realizatorka projektów społecznych i badaczka ogrodów miejskich. Studentka na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie, absolwentka kulturoznawstwa w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Stowarzyszenia Zasiej, z którym uprawia ogród społecznościowy w ROD Pratulińska na warszawskim Targówku. Dokumentuje życie działkowe w ramach projektu Warszawscy Działkowcy (warszawscydzialkowcy.pl).
Badania warszawskich i berlińskich ogrodów działkowych i społecznościowych prowadziła także Elena Ferrari. Wsparcie merytoryczne projektu: Jakub Kronenberg, Dagmar Hasse, Annegret Hasse. Projekt został zrealizowany przez Uniwersytet w Łodzi i Uniwersytet Humboldtów w Berlinie przy wsparciu Polsko-Niemieckiej Fundacji na rzecz Nauki.