foto: Dawid Nickel
Jakie miasto, taka kultura. To zdaje się najczęściej wyrażana opinia, z którą spotykam się w kuluarowych rozmowach szczecińskich twórców. Tymczasem raport napisany pod przewodnictwem dr hab. Macieja Kowalewskiego podniósł temat kultury w naszym mieście ponownie w wymiarze znacznie szerszym i mniej na skróty. To dobrze, bo zdaje się, od wielu lat jest co podnosić (sic!).
Zaryzykuję stwierdzenie, że wyniki raportu nie zaskoczyły i nie uradowały producentów, animatorów czy organizatorów zajmujących się kulturą w Szczecinie. Paradoksalnie jednak ucieszył fakt, że w końcu pochylono się nad tym zagadnieniem. Podczas, gdy inne miasta od wielu lat wdrażają politykę kulturalną, w Szczecinie brakowało wyjściowej analizy do podjęcia choćby minimalnych działań w tym zakresie. Wszak jak realizować/stwarzać politykę kulturalną nie mając pojęcia na temat stanu kultury, potrzeb odbiorców i specyfiki miasta?
Od wielu lat kieruję się zasadą „in culture we trust”. Będąc blisko tematów związanych z przemysłami kreatywnymi, nie dziwi mnie pogląd, że kultura stała się nową ekonomią. Warto i w tym kontekście przyjrzeć się wyborom kulturalnych konsumentów i dojść do konstatacji, że po sztukę nie przyjeżdża się do naszego miasta. Oczywiście, co widać także w tym raporcie, do Szczecina na wydarzeniach kulturalnych pojawiają się odbiorcy z mniejszych miejscowości naszego województwa, ale mieszkańców Poznania, Gdańska, Wrocławia czy Łodzi już nie uświadczymy. O czym to świadczy? Obawiam się, że o niedostatecznie atrakcyjnej ofercie, bo zapewne nie o tym, że „Szczecin jest za daleko” – do Lublina czy Płocka też nie jest najbliżej a jednak na flagowe wydarzenia tam organizowane przyjeżdża „cała Polska”.
Będąc producentką realizującą projekty w różnych miastach kraju, dopiero od niedawna mam przyjemność wdawać się w dyskusje na temat kulturalnego Szczecina. Co prawda ilość kontekstów jest nadal mizerna, jednak gdy słyszę, że ktoś przyjechał tu, by zobaczyć Filharmonię im. M. Karłowicza lub na koncert Erykah Badu, to jest mi na sercu nieco lżej. Mimo wszystko to nadal za mało. I nie pociesza fakt, że według raportu „Kontrapunkt” jest, jak głosił jeden z leadów czołowej rozgłośni radiowej, „najbardziej rozpoznawalnym wydarzeniem kulturalnym miasta”. Bo, gdy zaglądam w statystyki z raportu i ta rozpoznawalność plasuje się na poziomie 0,9% to nie wygląda to dobrze, aby nie powiedzieć źle. Celowo pomijam pierwsze miejsca rozpoznawalności wydarzeń kulturalnych takich jak: Dni Morza (38,6% odpowiedzi) oraz festiwal fajerwerków Pyromagic (20,7%), ponieważ te masowe, rozrywkowe (i jak widać potrzebne lokalnie i turystycznie) imprezy trudno nazwać stricte kulturalnymi.
Szczecin zmienia się bardzo intensywnie, najintensywniej od czasu pierwszych Tall Ship Races, utworzenia Akademii Sztuki i wybudowania nowego budynku filharmonii. Raport doskonale obrazuje coś, co ludzie kultury czuli instynktownie a mieszkańcy wyrażali prostymi zdaniami, mówiącymi o przynależności do miasta, utożsamianiu się z nim czy wreszcie pałaniu uczuciem do niego. Miłość do miasta, której tak otwarcie społeczeństwo nie deklarowało jeszcze 10 lat temu, zagościła nad Odrą. Teraz zadaniem włodarzy, ale i samych mieszkańców – bądź co bądź społeczeństwa obywatelskiego – jest ten stan utrzymać i rozwijać. Warto pamiętać bowiem, że mieszkańcy przywiązani emocjonalnie do miasta to największy dar jakiego mogliby sobie życzyć rządzący. Brzmi jak banał? A jednak bezpośrednio przekłada się na chęć uczestnictwa, obywatelskie zaangażowanie, twórczość lokalną, czyli najogólniej – kulturę.
Utknęliśmy jednak w momencie, w którym organizatorzy organizują, widzowie nie przychodzą a polityki kulturalnej nie ma. Nie mówiąc już o kluczowym, choć wciąż niepodejmowanym działaniu jakim jest audience development, czyli edukacji służącej rozwojowi odbiorcy/widowni. Sprawdziłam to na własnej skórze – tak samo realizowana propozycja kulturalna spotyka się z wielokrotnie większym zainteresowaniem w Gdańsku czy Poznaniu niż w Szczecinie. I tu naprawdę nie chodzi o liczbę mieszkańców miasta, tylko właśnie o ich chęć uczestnictwa, którą poprzedza rozwój.
Oczywiście nikogo zmusić do kontaktu z kulturą nie można, „wołami do teatru nie zaciągniesz”, ale czy w rzeczonym raporcie odnajdujemy wyraz tego, że „odbiorca nie chce”? Przeciwnie – chce! Chce wiedzieć, chce być poprowadzony a to już bardzo dużo i z tego „dużo” powinno skorzystać Miasto i o odbiorcę zadbać.
A ja w Miasto wierzę. Jeśli zdecydowało 10 lat temu przybliżyć Szczecin do Odry i mu się to skutecznie udało, to znaczy, że z kulturą może być podobnie. Może. Jednak to także zależy od chęci i wiedzy.
Od wielu lat z radością uczestniczę w spotkaniach Koalicji Miast – kolektywu, który wykluł się w wyniku działań przy Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Wiem, jak się ma kultura w Gdańsku, Łodzi, Poznaniu, wiem jakie są kierunki i pomysły na kulturę w tych miastach. Podsumuję krótko: „Oni robią to zupełnie inaczej, niż my w Szczecinie”. A jak? Przede wszystkim prowadzą politykę kulturalną.
Czy Szczecin zasługuję na lepszą kulturę?
Zasługuje na bardziej widoczną kulturę, kulturę za którą wstawi się Miasto, uczyni z niej swoją wizytówkę, uwierzy w nią i powierzy jej swój czas. Szczecin zasługuje na spełnionych producentów kultury, profesjonalnych szefów instytucji artystycznych, świeżą krew, częste przewiewy kadrowe, wielu wyedukowanych i gotowych na nieznane odbiorców, doceniane NGO-sy, lokalnych bohaterów codziennego życia kulturalnego (wymieniać ich mogę godzinami) oraz na kreatywnych (nieuciekających za chlebem do innych miast) artystów. Zasługuje na świetne festiwale muzyczne, festiwale sztuki współczesnej, promowany przez Miasto Kontrapunkt czy nową siedzibę Teatru Współczesnego. A przede wszystkim na spójną, konsekwentną i mądrą politykę kulturalną – niechaj ten raport będzie jej miłą forpocztą.
Na koniec cytując klasyka:
Przyjedź do nas!
Mamy realia, średnio twarde.
Czasem mamy cel rzadziej target
Mamy mglisty widok na Floating Garden
Mamy tu długie noce, nie mamy stoczni
A w kwestii ocen mamy skalę co ma dziesięć stopni
Szkoda nam życia na to co jest średnie więc nie zgrzeszę
Jeśli zamiast „co jest 5” czy „co jest 6” wyjaśnię „co jest 10.
Łona „10”
Trzymam kciuki za szczecińskie 10.
Monika Petryczko -DJ-ka, selekcjonerka muzyczna, producent, miłośniczka dobrych brzmień, kolekcjonerka płyt winylowych. Obserwatorka i producentka kultury, prezeska Stowarzyszenia MiastoHolizm, animatorka wydarzeń kulturalnych, dziennikarka radiowa i telewizyjna. Obecnie realizująca projekt międzynarodowy: Mobilny Instytut Kultury.
Zobacz także:
Raport o kulturze Szczecina
Maciej Kowalewski: Lokalność szczecińskiej kultury wymaga nowego namysłu
Maciej Kowalewski: Lokalność szczecińskiej kultury wymaga nowego namysłu