Tomasz Augustyn
Dzisiejszy dopust jest okazją do coraz to nowych odkryć związanych z doświadczeniami zbiorowych zakażeń lub ich literackiej kreacji przemawiających do zbiorowej wyobraźni w przeszłości. „Krytyka Polityczna” przywołuje książkę Krzysztofa Tomasika „Gejerel” i reportaż Michała Bołtryka zatytułowany „Plaga„, w których scenerią niemal zbiorowego zmagania z nieubłagana epidemią stał się Szczecin u schyłku PRL. To jednak opowieści raczej o ludzkich lękach, niewiedzy i głęboko skrywanych resentymentach, a nie faktycznym zagrożeniu dla zdrowia mieszkańców.
W listopadzie 1987 roku „Głos Szczeciński” doniósł o wykryciu w mieście trzech przypadków nosicielstwa wirusa HIV. Chodziło o trzy młode prostytutki, ale bez objawów chorobowych. Szybko rozprzestrzeniła się jednak prawdziwa psychoza. Ceny prezerwatyw na czarnym rynku skoczyły do półtora, a nawet trzech tysięcy złotych za jedną sztukę polskiej produkcji. Z dużą doza nieufności zaczęto traktować studentów obcokrajowców, zwłaszcza pochodzących z Afryki traktowanej jako kolebka, ale i rozsadnik wirusa. Psychoza zapanował na uczelniach. Koledzy z roku unikali podawania ręki na powitanie studentom o innym niż biały kolorze skóry, sympatyczne panie z portierni już nie tylko nie chciały pogawędzić o swoich problemach, ale także zabroniły wchodzić na portiernię, przezywano ich „adidasy”. Strach przed HIV spowodował nasilenie rasizmu. Z kolei cudzoziemcy w odruchu samoobrony między sobą rozpuszczali plotki wzajemnie się oskarżając o „odpowiedzialność” za rozwój choroby. Strach był tym większy, że informacje na temat wirusa były sprzeczne i niewystarczające; pojawiły się na przykład doniesienia o książce amerykańskich seksuologów Williama Mastersa i Virginii Johnson Kryzys: heteroseksualne zachowania w epoce AIDS, w której autorzy mieli ponoć dowodzić, że HIV może być przenoszony przez pocałunek, ukłucia owadów, wspólne korzystanie z basenu, a nawet podanie ręki.
Jak zauważają przywoływani autorzy, sytuacja w Szczecinie to wręcz modelowy przykład, jak może wyglądać stygmatyzacja, a także w jaki sposób strach jest oddalany i przenoszony na grupę „innych”, w tym wypadku obcokrajowców. Zostawiona właściwie sama sobie społeczność szczecińska znalazła kozła ofiarnego wśród obcych. Zostali oni poddani ostracyzmowi, choć jak słusznie zauważył student z Zairu, gdyby faktycznie był nosicielem wirusa HIV, złapałby go w Polsce, gdzie mieszka od czterech lat; ryzyko było takie samo jak w przypadku każdego innego studenta czy studentki z jego uczelni.
Więcej: https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/fragment-ksiazki-gejerel/