Tomasz Augustyn

Szybkim krokiem zbliżają się wakacje, więc obszar nadmorski z coraz większą nadzieją wyczekuje turystów z całego kraju. Ich tłumny przyjazd daje nadzieję, że mimo wszystko uda się uratować sezon i turystyczne interesy oraz wiele miejsc pracy na ich zapleczu. To dla nas wszystkich bardzo istotne z ekonomicznego punktu widzenia. Poza korzyściami trzeba jednak zacząć głośno i poważnie rozmawiać o wielu zagrożeniach, jakie ten nietypowy sezon może dla Pomorza stworzyć.

Czas na taką refleksję jest właśnie teraz, ale to już czas najwyższy. Doświadczenia pierwszych ciepłych weekendów i przyjazdu stęsknionych słońca i plaży turystów – w większości z miejscowości oddalonych niedaleko od morza – są pouczające. Pytanie, czy samorządy skłonne są je dostrzegać, wyciągać z nich wnioski i podejmować konkretne działania.

Uwagę zwróciło przede wszystkim powszechne ignorowania nakazu używania maseczek na twarz w miejscach publicznych. Na nadmorskich deptakach, przy punktach gastronomicznych i na plażach do tego przepisu stosuje się już nie więcej niż połowa spacerowiczów. Można się domyślać, że długotrwały brak doświadczania osobistych skutków istnienia pandemii w powiązaniu z pewnymi niekonsekwencjami we wprowadzaniu i łagodzeniu obostrzeń mocno osłabił instynkt samozachowawczy i społeczną zgodę na ten najbardziej powszechny środek zapobiegawczy. Coraz więcej jest też różnego rodzaju prywatnych koncepcji co do rzeczywistej skali zagrożenia, skuteczności maseczek, jak też podatności poszczególnych grup osób na zakażenie. W efekcie przepis jest ignorowany, co nie znaczy, że nie trwa rzeczywista ekspansja wirusa, że nie jest on przekazywany także między osobami przechodzącymi chorobę bezobjawowo. Po prawdzie potencjalnie i realnie stwarzają ono niebezpieczeństwo, którego skalę trudno oszacować. Wobec tego prawdopodobne jest to, że ryzyko zakażenia dotknie znaczną ilość osób pracujących w miejscowościach nadmorskich i obsługujących ruch turystyczny, nawet jeśli one same stosują się do zaleceń i środków ostrożności. Zetkną się być może nie tylko z napływem znacznej ilości osób, ale też w wielu przypadkach z dominującą chęcią odprężenia i dezwolunturą wobec przepisów. W żadnym stopniu nie stygmatyzując turystów rodzi to potrzebę podjęcia jakichś kroków. Tak było w ostatnich dniach w Szczyrku, gdzie władze samorządowe zaapelowały do przyjezdnych o nie rezygnowanie z maseczek, co stało się zjawiskiem masowym. Drastyczniejsze ruchu, takie jak zwiększona obecność policji i straży miejskiej na ulicach oraz bardziej energiczne reagowanie na brak zewnętrznych zabezpieczeń, na razie trudno sobie wyobrazić w warunkach wakacyjnego odprężenia. Co zatem robić – o tym trzeba myśleć już dziś.

Z pewnością pojawi się także problem większego niż zazwyczaj zaśmiecenia miejscowości wypoczynkowych. Wynika ono z fakty stosowania dużej ilości jednorazowych środków ochrony osobistej, sprzedaży żywności i posiłków w plastikowych opakowaniach (nie wiadomo, jak długo będzie to jeszcze praktykowane), większego wyczulenia turystów na stosowanie wiadomego pochodzenia, własnych, a zatem często przenoszonych w  jednorazowych opakowaniach produktów żywnościowych. Plastik szybko wrócił do łask, wiele szczytnych intencji i nowych nawyków związanych z ograniczeniem jego użycia wobec obecnych okoliczności poszło w zapomnienie. Można więc z przekonaniem zaryzykować stwierdzenie, że służby oczyszczania w tłumnie odwiedzanych miejscowościach będą miały dużo pracy.

W większej, regionalnej skali będziemy prawdopodobnie doświadczać następstw marcowej i kwietniowej suszy. Jej skutkiem mają być zapowiadane wysokie ceny warzyw i owoców. W strefie zwiększonej obecności turystów zapotrzebowanie na te produkty będzie zwielokrotnione, wobec czego możemy się spodziewać dodatkowo wyśrubowanych cen i ograniczenia podaży. Polityka cenowa w warunkach tak nietypowego sezonu sama w sobie stanowi złożone zagadnienie, które potencjalnie niesie ze sobą negatywne skutki. Wciąż mało jest przesłanek, by przewidzieć skalę i czasowy rozkład przyjazdów turystów. Będzie to skłaniać do aktywnego zarządzania cenami przez operatorów obiektów, być może podwyższanie stawek cenowych, a może praktyki dumpingowe. Sytuacja firm na wybrzeżu w wielu przypadkach będzie trudna, wobec tego nie można wykluczyć dużej desperacji, nie zawsze w granicach akceptowanych przez konkurencję. Nadmorskie środowiska lokalne, już teraz często zorientowane na rozbieżne cele, mogą wyjść z tego sezonu jeszcze bardziej poróżnione.

Trudno, żeby było inaczej, skoro niepewności i wymogów do spełnienia jest tak wiele. Przeciętny turysta nie musi zdawać sobie z nich sprawy. Będzie oczekiwać odpoczynku po napięciu, od którego sam ucieka, ale w restauracji może być postawiony wobec konieczności stosowania się do niezrozumiałych dla siebie regulacji. Teoretycznie – na dziś – nietworzące rodziny osoby nie mogą siedzieć przy jednym stoliku. Kto zagwarantuje, że respektujący takie zarządzenia restaurator nie spotka się z wrogością klientów? Sytuacji „podbramkowych” nie zabraknie, niejeden lokal zasłużenie lub nie narazi się na niechęć i stratę reputacji, która w tym niepewnym czasie może być bardzo cenna. Trudno się spodziewać, by empatia przyjeżdżających zrównoważyła wszystkie formalne i praktyczne ograniczenia, które ich spotkają na wakacjach.

Może o to chodziło w głośnej opinii, że o wypoczynku takim, jaki pamiętamy, musimy tym razem zapomnieć. Tyle, że o tych wszystkich konsekwencjach – i pewnie wielu innych wyzwaniach dla zachodniopomorskiego wybrzeża – ktoś mimo wszystko musi pilnie i poważnie myśleć.