Tomasz Augustyn
Wysokie zadłużenie hipoteczne i zepsuty system wynajmu odbijają się na Szwecji i jej mieszkańcach.
Według prognozy Komisji Europejskiej Szwecja będzie miała najgorsze wyniki ze wszystkich gospodarek UE w 2023 r. Przewidywania te są zgodne z oceną szwedzkiego rządu. Pod każdym względem jednym z ważnych czynników stojących za trudnościami szwedzkiej gospodarki jest duży spadek koniunktury w budownictwie, spowodowany rosnącymi stopami procentowymi. Jednak największym powodem jest spadająca konsumpcja. Finanse gospodarstw domowych znajdują się pod rosnącą presją i zmuszają do zaciskania pasa.
Zmagająca się z kłopotami gospodarka nie jest tym, czego ludzie w Szwecji i poza nią oczekują od tego kraju. Przeszedł on stosunkowo bez szwanku przez światowy kryzys finansowy w latach 2008–2010, a Financial Times w 2011 r uznał szwedzkiego ministra finansów Andersa Borga za najlepszego w Europie. W latach 2008–2021 średni roczny wzrost PKB Szwecji (1,7%) był dwukrotnie wyższy niż UE jako całości (0,85%). Rzeczywiście, dla wielu Szwecja od dawna jest wzorem udanego zarządzania makroekonomicznego i osiąganych wyników.
Co poszło nie tak?
Obecna w całej Europie inflacja cen towarów codziennego użytku okazuje się szczególnie silna i trwała w Szwecji, gdzie została zaostrzona przez słabą koronę i brak konkurencji w kluczowych sektorach, takich jak handel detaliczny, który umożliwia firmom uzyskiwanie marży ceny z niewielkimi ograniczeniami. Co ważniejsze, rząd niewiele zrobił, aby chronić gospodarstwa domowe przed wysokimi cenami energii. W stosunku do PKB tylko dwa z 28 innych europejskich rządów przeznaczyły na ten cel mniej środków niż Szwecja.
Kluczową kwestią do pewnego stopnia jest mieszkalnictwo. Ceny domów spadały bardziej i szybciej niż gdziekolwiek indziej w Europie, co nieuchronnie uderza w zaufanie konsumentów w kraju, w którym około 70% właścicieli domów to właściciele mieszkań. Te gospodarstwa domowe odnotowały również wzrost rzeczywistych regularnych wydatków związanych z mieszkaniem szybciej i głębiej niż gdzie indziej, co oznacza spadek wydatków na inne produkty.
Co zrobiono z tymi szczególnie dotkliwymi skutkami kryzysu na rynku mieszkaniowym? Szwedzki bank centralny Riksbank podniósł stopy procentowe, choć w mniej agresywny sposób niż Rezerwa Federalna czy Bank Anglii. To zdecydowanie wpłynęło na rynek mieszkaniowy. Jak zauważyli komentatorzy , kluczową rolę odegrała w tym zarówno ilość, jak i rodzaj szwedzkiego zadłużenia hipotecznego. W porównaniu z innymi krajami wysokość tego zadłużenia w stosunku do dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych jest wysoka; tak samo jest z proporcją takiego długu, która jest płatna według zmiennej, a nie stałej stopy procentowej.
Okazało się, że to błędna kombinacja. Ponieważ kredytodawcy podnieśli stopy procentowe, duża liczba gospodarstw domowych obciążonych hipoteką natychmiast odczuła skutki – już na początku 2023 r. około połowa ogólnego wzrostu stóp procentowych banku centralnego dotarła do gospodarstw domowych z istniejącymi kredytami hipotecznymi – a wpływ ten brutalnie ograniczył słabe możliwości dochodów. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku właścicieli mieszkań, którzy na ogół realizują tę własność pośrednio poprzez spółdzielnie często posiadające własne pożyczki na obsługę, których zwiększone koszty przerzucane są na właścicieli.
Gdzie zatem leży odpowiedzialność za to wszystko? Jedno, czego nie możemy powiedzieć, to to, że ludzie nie zostali ostrzeżeni. Stefan Ingves, prezes Riksbanku w latach 2006-2022, ostrzegał każdego, kto chciał słuchać, o narastaniu zadłużenia hipotecznego, porównując w pewnym momencie pracę Riksbanku jako organu ustalającego stopy procentowe do „siedzenia na szczycie wulkanu”.
Według pewnych opinii wina leży po stronie chciwych, nierozważnych gospodarstw domowych goniących za spekulacyjnymi zyskami kapitałowymi na rynku mieszkaniowym, co do którego niewielu pamiętało, by kiedykolwiek spadał. Takie stanowisko najwyraźniej znalazło poparcie w bestsellerowej książce dziennikarza Andreasa Cervenki „Girig-Sverige” („Chciwa Szwecja”), opublikowanej z nienagannym wyczuciem czasu w 2022 roku. Być może jest w tym ziarno prawdy. Ale jeśli szwedzcy nabywcy domów byli chciwi, to po części, jak przyznaje Cervenka, dlatego, że byli do tego zachęcani politycznie.
To, z czym mierzy się dziś Szwecja, to ogromna, długoterminowa porażka polityczna w uporządkowaniu rynku mieszkaniowego. Z jednej strony państwo nadal znacząco subsydiuje posiadanie domów, dolewając niepotrzebnej oliwy do ognia bańki mieszkaniowej. Najbardziej godna uwagi jest tu ulga podatkowa na odsetki od kredytu hipotecznego. Dziesięciolecia po tym, jak ulga ta została porzucona gdzie indziej – nawet słynna, przyjazna właścicielom domów Wielka Brytania pozbyła się jej w 2000 roku, Gordon Brown słusznie opisał ją jako przywilej klasy średniej – absurdalnie pozostaje ona w Szwecji.
Z drugiej strony Szwecja ma zasadniczo niesprawny system wynajmu, który z różnych powodów nie zapewnia szeroko i łatwo dostępnego niedrogiego zakwaterowania w największych miastach, zwłaszcza dla osób o największych potrzebach i najmniejszych zasobach. Skutkiem tego braku rentownych mieszkań na wynajem był dalszy wzrost popytu na mieszkania na własność, wywierając dodatkową presję na wzrost cen domów i obciążenia zadłużeniem.