Zbigniew Jagniątkowski
Być może w sygnałach o możliwej likwidacji Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej jest niewiele prawdy. Prawda ta jest jednak taka, że Wybrzeże i Polska tego ministerstwa potrzebują.
Informacje o ewentualności likwidacji ministerstwa krążą w środowisku z nasiloną intensywnością, odkąd przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości oraz rządu zaczęli podawać pierwsze informacje o przygotowaniach do restrukturyzacji. Na razie wiemy niewiele, faktem jest jednak, że w samym resorcie się o tym mówi. Podawane motywacje – głównie o potrzebie odchudzenia Rady Ministrów – w zestawieniu z realiami funkcjonowania polskiej administracji rządowej i doświadczeniami lat minionych sugerują wyraźnie, że tego konkretnego resortu planowana zmiana może faktycznie dotyczyć. Jak rzeczywiście będzie, przekonamy się pewnie jesienią.
Z punktu widzenia Szczecina i sektora gospodarki morskiej ewentualna likwidacja ministerstwa z pewnością nie napawa optymizmem. Trudno znaleźć kogoś, kto mając na sercu dobro stoczni czy portu oraz dziesiątek innych form działalności towarzyszącej tym wielkim przedsiębiorstwom przyjmowałby taką ewentualność z obojętnością. Potrzebujemy nie tylko samej obecności tematu i spraw morskich w najwyższych kręgach władzy w Polsce, ale też rzeczywistego przywrócenia im należytej rangi w strukturze polskiej gospodarki. To dlatego to ministerstwo jest Pomorzu, ale także całej Polsce zwyczajnie potrzebne.
Możemy dyskutować o tym, jak realizować stawiane cele. Możemy się spierać o to, w jaki sposób dynamika światowych rynków zamyka, czy może raczej otwiera perspektywy dla prowadzenia opłacalnej działalności produkcyjnej w sektorze stoczniowym. Mamy – jak się okazuje – całe spektrum zagadnień, których poruszanie jest niezbędne dla przygotowania i wdrażania decyzji na miarę potrzeb i ambicji blisko 40-milionowego państwa ze stosunkowo szerokim dostępem do morza. Jak zwykle powtarzam, że jest to kwestia naszej racji stanu, a nie jedynie docenienia ambicji pewnej części społeczeństwa, które akurat w obszarze nadmorskim żyje i pracuje. Ministerstwo jest potrzebne i nam, i Polsce.
Rzecz jasna, za jego obecnością i samą dyskusją o realiach branży muszą iść dalsze działania. Niemniej dziś trzeba zrobić wszystko, co możliwe, dla zachowania tej symbolicznej i formalnej reprezentacji oraz podtrzymania wszelkich inicjatyw, które na rzecz gospodarki morskiej w Polsce są podejmowane. Bez podmiotowego udziału w pracach rządu, wpływu na proces legislacyjny, na przesądzenia budżetowe i bez dostępu do kluczowych procesów decyzyjnych zachowanie i rozwój potencjału, który się na Wybrzeżu skupia, będzie znacznie trudniejsze. Państwowy parasol nie wystarczy do rozdmuchania produkcji czy skoku technologicznego w żegludze, do tego niezbędna jest też ogromna dawka przedsiębiorczości i nastawienia na innowacje w kręgach gospodarczych, ale przecież to wszystko stale się dzieje. Rzecz raczej w tym, by oba płuca pracowały w miarę równomiernie i przyczyniały się do kolejnej zmiany jakościowej w gospodarowaniu zasobami morza i globalnym handlu. To jest ten trend, za którym dziś podążą świat i w którym jest nasze miejsce.
Wciąż powtarzam, że możemy w Szczecinie i Trójmieście tworzyć ośrodki gospodarcze przynoszące państwu wymierne korzyści ekonomiczne i postęp technologiczny. To wymaga współpracy rynku z państwem, bo taka jest logika tego rynku na całym świecie, także dlatego, że kluczowa infrastruktura, flota czy też zasoby morza wymagają w dużej mierze zachowania własności publicznej. Tu sam rynek nie zadziała, skoro wszędzie w Europie, Azji i Ameryce Północnej współpracuje z maszynerią państwa. To dlatego resort odpowiedzialny za mądrą i efektywną obecność Polski nad Bałtykiem powinien istnieć. Doceńmy jego znaczenie, dla dzisiaj i tym bardziej dla jutra.