Sławomir Doburzyński
Jaki poziom dyskusji o strategicznej wizji rozwoju państwa jesteśmy w stanie osiągnąć?
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział przedstawienie strategii Nowy Polski Ład. Rodzi to zrozumiałe pytania o realizację założeń Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Bardziej zasadnicze wątpliwości komentatorów dotyczą z kolei samej praktyki formułowania koncepcji strategicznych. W kontekście debaty politycznej są one sprowadzane do wizjonerstwa utożsamianego z oderwaniem od rzeczywistością i zastępowaniem realnego działania przez nieuprawnioną formę politycznego marketingu.
Mamy problem z godzeniem w praktyce zarządczej perspektywy krótko– z długoterminową. W jakimś stopniu wiąże się to z doświadczeniem społeczeństwa, w którym niewiele obecnych jest istniejących, podtrzymywanych i kultywowanych struktur długiego trwania. W paradygmacie państwowości, jakim dysponujemy, przeszłość nigdy nie była kojarzona z funkcjonowaniem i modernizacją infrastruktury, dla której punkt odniesienia stanowią rzymskie założenia i dokonania XVIII i XIX wiecznej industrializacji, ale z respektem wobec władzy i polorem dynastycznych szeregów sakralizujących władze i państwo. Docenialiśmy armię, gorzej już z urzędnikami i inżynierami. Pamięć zbiorowa dopiero od niedawna jest organizowana wokół wydarzeń innych, niż wojna, zrywy powstańcze, a nawet wielka rewolucja jako mit założycielski proletariackiego społeczeństwa. Historia Polski jest bogata, ale sposób jej przeżywania wciąż pozostaje ubogi, skoro w jego centrum znajdują się królewskie groby, a społeczeństwo i przedsiębiorczość pozostają domeną projektu, postulowanej przyszłości. To nie jest sceneria, w której dobrze się czyta i docenia racjonalne manifesty deklarujące cele i wizje działania. Perspektywa długa jawi się nie jako kontrapunkt i właściwe tło, ale jako groźna konkurencja wobec perspektywy krótkiej.
To problem zakorzeniony w społecznej mentalności i zbiorowym doświadczeniu państwa. Koresponduje on z doświadczeniem indywidualnym, które sankcjonowane jest przez dominującą zależność od pracy najemnej i brak pokoleniowego doświadczenia przekazywania kapitału. Taka kondycja ekonomiczna faworyzuje kompetencje służące doskonaleniu w urządzaniu się, zapewnianiu sobie i bliskim ekonomicznego bezpieczeństwa i stabilizacji, co było fundamentem żywiołowego rozwoju kapitalizmu w latach 90., ale też pozostaje źródłem rozwiniętego klientelizmu względem państwa. Jednostka z oczywistych przyczyn koncentruje się na konkrecie i realnych, osiągalnych korzyściach, wobec odłożonej w czasie korzyści „strategicznej” pozostaje nieufna, jeśli nie obojętna. Skoro w większości jesteśmy klientami bądź koncentrujemy się na zmaganiach z codziennością w ramach własnej działalności gospodarczej brak nam perspektywy państwa, które powinno myśleć dalej, niż do horyzontu kwartału.
Im bardziej złożona sytuacja w codzienności i teraźniejszości, tym mniejsza ochota na to, by martwić się o dalszą przyszłość. Losy polskiego podejścia do finansowania zabezpieczenia emerytalnego, stan demografii, ładu przestrzennego czy też kwestie klimatyczne i energetyczne są tu bardzo znamienne. Bieżące problemy oraz mniej lub bardziej pilne wydatki przyciągają znacznie większą uwagę i stale degradują troskę o przyszłość, chyba że ona nagle staje się teraźniejszością. Także wtedy to wszystko okazuje się raczej kwestią pilnych decyzji o tym, na co wydać interwencyjne fundusze, a nie długofalowego myślenia. Nic dziwnego, że generalnie debata o funduszach unijnych przebiega w Polsce właśnie co najwyżej w kategoriach planowania średniookresowego budżetu, a nie roztrząsania pokoleniowych wyzwań.
Bardzo łatwo sprowadzić inicjatywy strategiczne do poziomu memu, do pustego zaklęcia zresztą też. Istotne jest, by zaistniały warunki i wola możliwie szerokiego grona interesariuszy, którzy są zdolni prowadzić wobec takich rozwiązań rzeczową dyskusję. Nowy Polski Ład będzie zatem testem dla wszystkich uczestników sceny publicznej, nie tylko dla premiera. Jeśli pozostaniemy przy sloganach, to wszyscy i na dłużej pozostaniemy z niczym.