Poza bieżącym zarządzaniem kryzysem liderzy stoją dziś przed coraz ważniejszym zadaniem polegającym na planowaniu przyszłości. Tej dalszej, wykraczającej poza horyzont najbliższego roku, ale i tego, co nas czeka w ciągu najbliższych miesięcy. Bez aktywnego przywództwa – także w tym względzie – trudno będzie oczekiwać, że nastroje i energia społeczna zostaną właściwie zagospodarowane.

Trudno oczekiwać oficjalnej daty zakończenia epidemii. Wirus rządzi się swoimi regułami, czynnik ludzki, w tym indywidualne skłonności do niepoddawana się powszechnym regulacjom, wprowadza dodatkowy element niepewności w przewidywania służb medycznych, ale także administracji. Do tego dochodzi potrzeba przewidzenia różnorakich konsekwencji podejmowanych nawet w najlepszej wierze decyzji. Czy ponowne otwarcie placówek medycznych w tradycyjnym trybie nie wywoła nowych zatorów, niewydolności finansowej i organizacyjnej, a może nawet nawrotu epidemii? Które działania aktywizujące gospodarkę są pilniejsze, w których na realne efekty i być może dalszą interwencje będzie trzeba poczekać dłużej? Jeśli nawet trudno tu o stanowcze przesądzenia, to potrzebujemy zdolności instytucji do zarysowywania pola widzenia i działania, przynajmniej identyfikowania tego, co możliwe i konieczne. Można oczekiwać przygotowywania i wdrażania decyzji w tych obszarach, które bez dodatkowych kosztów i negatywnych następstw muszą wrócić do jako takiej normy. Nie otrzymamy oficjalnych terminów, data ewentualnego powrotu dzieci do szkoły czy zniesienie zakazu wstępu do lasu będą tylko elementami powrotu do normalności, czy raczej tego, co zastaniemy „po”.

Potrzeba zatem raczej stanowczości i determinacji, niż tępej precyzji, umiejętności mobilizacji, niż opartego na sile, pozornego autorytetu egzekwującego swoje racje. Jako wspólnota regionalna i lokalna możemy liczyć, że niezależnie od codziennej akcyjności – szycia maseczek, zbierania środków na respiratory, walki z nudą domową i systemem edukacji przeniesionej na komputery i budżet czasu rodziców – umówimy się na punkt w czasie, od którego zaczniemy działać systemowo. Może będzie go trzeba zrewidować i odsunąć o tydzień czy miesiąc, ale w końcu przecież nadejdzie. Wygodne stwierdzenie, że nic nie wiadomo o przyszłości to wygodna perspektywa dla tych, którzy nie noszą brzemienia odpowiedzialności. Jeśli działanie w sferze publicznej ma taką wagę, to dlatego, że właśnie w momentach takich jak dziś oznacza konieczność mierzenia się – na miarę możliwości – z wyzwaniami przez innych pomijanymi.

Plan powrotu do pracy to okazja do nowego postawienia priorytetów i określenia kultury działania. Z pewnością musimy teraz pilnie odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakim stopniu nawzajem jesteśmy sobie potrzebni, jak możemy skuteczniej funkcjonować w środowisku lokalnym i regionalnym oraz jak przygotować się do potencjalnych, przyszłych, oby jak najodleglejszych załamań i kryzysów. To w tej skali działania należy postawić otwarcie kwestię bezpieczeństwa w każdym jego wymiarze. Mamy też szczególną, choć niezamierzoną, może świadomie niedopuszczaną wcześniej, okazję do stwierdzenia, czy wszystkie wcześniejsze aktywności posiadały realną wartość. Praca nad pracą to także poważne potraktowanie czasu, danego nam zasobu, w ramach którego nie wszystko jest warte tej samej uwagi.

Przyszedł też czas, by urealnić grono partnerów, w którym może się dokonywać systematyczna, odważna i poważna refleksja nad stanem rzeczy i wyzwaniami do podjęcia. To oni są prawdziwą siła lidera, to ich aktywność i zaufanie będzie w dłuższej perspektywie tym zasobem, który przesądzi o bilansie osiągnięć i porażek. Trudno o odpowiedniejsza okazję dla postawienia ważnych procesów na nogach i uwolnienia głowy dla odpowiednio szerokiej, perspektywicznej, włączającej a nie wykluczającej refleksji. Jeśli jest ona zorientowana na konkretny horyzont przywracania sprawom „codzienności” i zdolność do zarządzania długofalowa wizją, to staje się przymiotem prawdziwego przywództwa.

To naprawdę dobry czas dla prawdziwych liderów.