Tomasz Augustyn

Może bardzo szybko, a może za kilka lat staniemy przed istotnym wyzwaniem: jak szybko i z obopólną korzyścią przyjąć – powiedzmy – kilkadziesiąt tysięcy przymusowych migrantów?  

Na koniec 2020 roku w województwie zachodniopomorskim było niemal 33 tysiące cudzoziemców zgłoszonych do ubezpieczenia emerytalnego i rentowych w ZUS. W lutym 2020 roku, jeszcze przed ogłoszeniem epidemii, ich liczbę określano na 29,5 tysiąca osób. Do maja liczba obcokrajowców spadła do prawie 27,5 tysiąca, by do końca roku wzrosnąć o ponad 5 tysięcy. Wśród cudzoziemców 26 tysięcy stanowili obywatele Ukrainy (w Szczecinie ponad 20 tys., w Koszalinie 5,6 tys.). W roku 2021 migrantów ekonomicznych ze wschodu jeszcze przybyło. Dotychczas zjawisko to było stymulowane warunkami ekonomicznymi, brakiem pracy i zagrożeniem bezpieczeństwa we wschodniej części Ukrainy, ale także symptomami kryzysu gospodarczego związanego z pandemią. Realne jest dalsze, głębokie jego nasilenie.

Wśród konsekwencji potencjalnego konfliktu ukraińsko – rosyjskiego wymieniany jest także gwałtowny i masowy napływ migrantów do Polski. Trudno się spodziewać, że w przypadku faktycznego wybuchu i natężenia działań zbrojnych Polska nie otworzy przynajmniej częściowo granicy dla mieszkańców Ukrainy – będzie to zupełnie inna okoliczność niż ta, która miała i wciąż ma miejsce na granicy z Białorusią. Trudno też szacować skalę takiej potencjalnej migracji, we wstępnych przewidywaniach pada liczba nawet 3 milionów osób. Jedna kwestia to zagrożenie potencjalnej utraty kontroli nad procesem – jakie możemy mieć gwarancje, że w wojennej zawierusze rosyjsko – białoruski sojusz nie wykorzysta okazji do przeniesienia presji samodzielnych i wspieranych przez te państwa migrantów na granice polsko – ukraińską? Rodzi to potrzebę posiadania już obecnie scenariuszy zachowania się w sytuacji o dużym natężeniu emocji i szybko zmieniających się okolicznościach. Druga sprawa to zarządzanie potokami migrantów i ich potencjalna dyslokacja – trudno zaplanować zgromadzenie miliona czy trzech milionów tymczasowych mieszkańców na terenie ograniczonej liczby województw, nie mówiąc już o standardowo wykorzystywanych dotychczas do tego celu obozach. Można potencjalnie zakładać, że także województwo zachodniopomorskie stanie się uczestnikiem kontrolowanego (a być może i spontanicznego) napływu dodatkowych mieszkańców.

Pojawia się zatem konieczność poważnego potraktowania ewentualności włączenia regionalnych i lokalnych społeczności w całym kraju w proces postępowania w warunkach kryzysu humanitarnego na dużą skalę, w którym Polska może stać się stroną. Opinia publiczna nie jest obecnie w żadnym stopniu przygotowana na zmierzenie się z tą kwestią. Padamy dziś jako społeczeństwo ofiarą braku konsekwentnej i dostrzegającej w wystarczającym stopniu istniejące i pojawiające się na horyzoncie wyzwania polityki postepowania z migrantami. W lipcu ubiegłego roku został opublikowany na stronie internetowej MSWiA i przekazany do uzgodnień międzyresortowych projekt uchwały Rady Ministrów „Polityka migracyjna Polski – kierunki działań 2021 – 2022” opracowanej rok wcześniej przez Zespół do Spraw Migracji. Po części jego zapisy uznano jesienią za nieaktualne w obliczu narastającego kryzysu w pobliżu wschodniej granicy, zarazem brak dla jego wdrożenia determinacji i konsensusu w środowisku władzy. W efekcie zarówno doraźne, jaki strategiczne decyzje są efektem dokonywanej na bieżąco kalkulacji. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest przede wszystkim brak sprawczości i koordynacji działań na poziomie regionalnym i lokalnym.

To samorząd będzie bezpośrednio doświadczał następstw potencjalnego kryzysu migracyjnego. Krótkotrwałe czy tym bardziej rozciągnięte w czasie przyjmowanie na terytorium kraju dużych grup obcokrajowców będzie wymagało zabezpieczenia im i stałym mieszkańcom bezpieczeństwa, będzie się wiązało z kwestią wyżywienia, ochrony zdrowia, być może zatrudniania, asymilacji i integracji, rozwiązania tysięcy zagadnień administracyjnych, wsparcia psychologicznego, pedagogicznego. To wszystko już teraz staje się codziennością gmin, które na własną rękę uczą się żyć w harmonii z przybyszami ze wschodu, we w miarę komfortowych realiach. Co się stanie, jeśli wszystkiemu towarzyszyć będzie chaos i stres ewentualnych działań wojennych?

Można i obiektywnie należy zakładać, że polsko – ukraińsko zadrażnienia i kwestie sporne w dziedzinie historii i stosunków między narodami mogą być skrzętnie wykorzystywane przez przeciwników Polski w przypadku nagłego wzrostu liczby obywateli tego kraju obecnych wśród nas. Nie będzie to okoliczność komfortowa, trudno ocenić jak długo może potrwać. Realne stanie się zagrożenia narastania frustracji i zaistnienia podatnego gruntu dla konfliktów, prowokacji, intryg. One będą się być może dokonywać w przestrzeni medialnej i wirtualnej, ale niechybnie przybiorą – jeśli zaistnieją – także konkretny wymiar obecny w życiu konkretnych społeczności. Znów to lokalne środowiska będą musiały sobie z nimi poradzić.

Całe zagadnienie ma także wiele innych, nawet trudnych do wskazania i rozpoznania odcieni. Wysoce prawdopodobne, że prędzej czy później także lokalne środowiska Pomorza Zachodniego będą miały z nimi do czynienia. Dopóki brak krajowej polityki migracyjnej i odpowiadających jej mechanizmów dostosowawczych wypadałoby choćby samodzielnie rozpatrzyć kwestię skali i charakteru trudności i potrzeb, z którymi zmagać się będą władze i lokalne społeczności. Wypada tez postawić pytanie, czy w przypadku realizacji kreślonego tu hipotetycznego scenariusza region powinien zabiegać o to, by przymusowi migranci chcieli na stałe osiedlić się na Pomorzu Zachodnim. Przemawiają za tym względy demograficzne i potrzeby rynku pracy, za przywołanymi racjami z pewnością nie nadążą jeszcze poziom publicznej debaty i świadomość ewentualnych przeciwwskazań. Trudno o bardziej właściwy czas, by zająć się na poważnie tym problemem, także w obliczu bardziej złożonych pytań: czy i jak jesteśmy skłonni przyjąć u siebie migrantów, którzy nie pochodzą z „oswojonej” przez kilka ostatnich lat Ukrainy?