Tekst ukazał się w portalu Warsaw Enterprise Institute: https://wei.org.pl/article/zemsta-timmermansa/

Pod przykrywką dbania o środowisko Unia Europejska szykuje rewolucję, która uderzy w polski przemysł meblarski, drzewny i leśny. Autorem projektu jest Frans Timmermans, który dzięki zabiegom polskiego rządu nie został szefem Komisji Europejskiej.

Z pozoru program nazywa się pięknie: „Europejski zielony ład”. „To strategia, dzięki której Europa ma się stać kontynentem neutralnym dla klimatu do 2050 r. i ma ożywić gospodarkę dzięki ekologicznym technologiom, zapewnić zrównoważony przemysł i transport oraz ograniczyć zanieczyszczenia” – piszą o projekcie jego autorzy. Gdy jednak za tworzenie nowego przemysłu biorą się oderwani od rzeczywistości socjaliści, nawet wspaniałe słowa nabierają złowieszczego znaczenia.

Szczególna presja na Polskę 

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zapisów „Europejskiego zielonego ładu” jest zamiar objęcia ochroną 30 proc. gruntów w UE. Ponieważ nie ma sensu chronić terenów ornych, pastwisk, parków, skwerów czy ogródków działkowych, zapis ten w rzeczywistości dotyczyć ma lasów. Oznacza to, że z jednej trzecia polskich lasów nie można by pozyskiwać drewna. Chodzi o rozwiązania idące znacznie dalej niż program „Natura 2000”, który ograniczył gospodarkę leśną na terenach nim objętych.

Obecnie w Polsce „Natura 2000” obejmuje 6 837 200 ha, czyli około 20 proc. powierzchni kraju. Wejście w życie „Europejskiego zielonego ładu” oznaczałoby konieczność wyłączenia z gospodarki kolejnych 3 mln ha lasów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że jednocześnie w naszym kraju z powodu ataków szkodników giną świerki (gradacja kornika drukarza), sosny (gradacja kornika ostrozębnego) i dęby (gradacja opiętka dwuplamkowego), to jasno widać, że w rzeczywistości ograniczenia w gospodarce leśnej będą bardziej dotkliwe. Ponadto powiększenie obszarów rezerwatów ścisłych utrudni, a w wielu przypadkach uniemożliwi, przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się szkodników.

Plan Timmermansa idzie jednak dalej. Jednym z jego celów jest „ochrona ścisła 10 proc. obszarów lądowych Unii Europejskiej, w szczególności wszystkich pozostałych lasów pierwotnych i starodrzewów”. Brzmi wspaniale, ale lasów pierwotnych i starodrzewów nie znajdziemy wiele w Holandii, Belgii, Francji, Hiszpanii czy Włoszech. Większość z nich rośnie w Polsce, Bułgarii, Rumunii, Słowenii i na Słowacji. Zresztą w ogólne pojęcie „las” w całej UE nie znaczy to samo. Coś, co w Polsce byłoby uznane za zakrzaczoną łąkę, na południu czy zachodzie Europy jest uznawane pełnowartościowy las. Wartość gospodarcza tych terenów jest znikoma lub żadna, więc plan Timmermansa nie stanowi dla tych krajów żadnego zagrożenia. A dla nas owszem. Uderzy bezpośrednio w polski przemysł.

Likwidacja miejsc pracy

Z wyliczeń Lasów Państwowych wynika, że wprowadzenie w życie tego planu spowoduje spadek pozyskania drewna nawet do 50 proc. Oznacza to nie tylko spadek dochodów samych Lasów Państwowych, ale masowe bankructwa firm zajmujących się usługami leśnymi i przemysłem drzewnym, które w biedniejszych regionach kraju są bardzo istotnym pracodawcą.

Proponowane rozwiązania uderzą także w przemysł meblarski, jeden z filarów polskiego eksportu. Branża ta jest przecież uzależniona od stałych i stabilnych dostaw drewna. Szczególnie wysokiej jakości. Pozbawienie jej możliwości zakupu rodzimego surowca po normalnej cenie będzie musiało odbić się na kondycji całej branży.

Według danych Polskiego Funduszu Rozwoju przemysł meblarski zatrudnia w Polsce ponad 132 tysiące osób, a w całej branży drzewnej pracuje około 270 tys. ludzi. Natomiast z szacunków unijnych wynika, że wprowadzenie „Nowego zielonego ładu” „przyczyni się do powstania 104 tys. bezpośrednich miejsc pracy w zarządzaniu obszarami chronionymi i w działalności związanej z ochroną przyrody oraz 70 tys. pośrednich miejsc pracy”. Liczby podawane przez UE dotyczą oczywiście całej Unii, a nie tylko Polski.

Warto się tu jednak na chwilę zatrzymać, bo plan Timmermansa – jak na socjalistę przystało – mówi o powstaniu miejsc pracy finansowanych z budżetów UE i krajów członkowskich. Aby ten warunek został spełniony, każdego roku w program musi być inwestowane przynajmniej 6 mld euro. Czyli miejsca pracy, które przynoszą dochód nie tylko pracownikom i zatrudniającym je firmom, ale także budżetowi państwa, zostaną zastąpione przez posady finansowane z podatków. Oznacza to więc znaczące zwiększenie wydatków publicznych przy mniejszych dochodach. Jakże groźnie w tej sytuacji brzmi kolejna prognoza: „W przyszłości szacuje się, że potrzeby w zakresie różnorodności biologicznej mogą przyczynić się do powstania 500 tys. miejsc pracy”. To jakby obietnica zatrudnienia dla hordy ekologicznych aktywistów, którzy przecież z czegoś będą musieli żyć.

Odwrotny skutek

Autorzy strategii utrzymują, że ich głównym celem jest ochrona środowiska, ograniczenie emisji CO2 poprzez rekultywację lasów i nowe nasadzenia. Jeśli nawet założymy, że takie są intencje – choć trudno w to uwierzyć, gdyż w tle pojawiają się ogromne pieniądze – to efekt programu może przynieść efekt przeciwny.

Wyłączenie części lasów z gospodarki leśnej spowoduje, że na ogromnych obszarach niemożliwe będzie zapobieganie rozprzestrzenianiu się szkodników. Leśnicy nie będą więc w stanie powstrzymywać niszczącej fali szkodników, gdyż znajdą one doskonałe warunki do rozwoju na obszarach objętych ścisłą ochroną. To z kolei musi spowodować osłabienie i zmniejszenie areału lasów gospodarczych, a w efekcie mniejszą absorbcję CO2.

Także zwiększenie areału rezerwatów ścisłych wcale nie będzie oznaczać większe wchłanianie CO2 przez lasy, gdyż drzewa powalone uwalniają ten gaz podczas procesu gnicia. Las gospodarczy jest pod tym względem znacznie bardziej wydajny, drzewo przerobione na meble czy domy CO2 nie wydziela.

Zmniejszenie pozyskania drewna w Europie będzie musiało skutkować zwiększonym importem tego surowca. Będzie on pochodził z krajów, które nie tylko mają w nosie „Europejski zielony ład”, ale prowadzą politykę rabunkową. Ochrona lasów w Unii Europejskiej, nawet gdyby okazała się skuteczna, to przyniosłaby degradacje obszarów leśnych w innych regionach świata. Także tam, gdzie istnieją jeszcze lasy deszczowe i pierwotne dżungle. Prawo podaży i popytu jest tu nieubłagane.

Wielka kasa

O tym, że trudno uwierzyć, iż autorom chodzi rzeczywiście o drzewa, lasy i klimat, niech świadczy ten fragment. „Osiągnięcie zamierzeń przedstawionych w Europejskim Zielonym Ładzie wymaga znacznych nakładów inwestycyjnych. Według szacunków Komisji, aby osiągnąć cele wyznaczone w zakresie klimatu i energii na okres do 2030 r., konieczne będą dodatkowe inwestycje w kwocie 260 mld euro rocznie, czyli około 1,5 proc. PKB z 2018 r.  Inwestycje te będą musiały być utrzymane w czasie. Ich skala wymaga zmobilizowania zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego”.

Takie transfery pieniędzy muszą oznaczać wielką politykę i grę o ogromną stawkę. Zwłaszcza że plan Timmermansa zakłada, iż 25 proc. środków w ramach wszystkich programów UE należy przeznaczyć na kwestie związane ze zmianą klimatu. Także „20 proc. dochodów z aukcji w ramach unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji trafiałoby do budżetu UE”.

Ale idźmy dalej. „Co najmniej 30 proc. środków Funduszu InvestEU będzie przeznaczone na walkę ze zmianą klimatu […]. Komisja będzie również współpracować z Grupą Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI), krajowymi bankami prorozwojowymi oraz innymi międzynarodowymi instytucjami finansowymi. EBI zamierza do 2025 r. zwiększyć dwukrotnie swój cel klimatyczny, z 25 proc. do 50 proc. Dzięki temu stanie się pierwszym europejskim bankiem klimatycznym”.

W rzeczywistości chodzi więc o gigantyczny transfer pieniędzy do firm, które mają stworzyć nowy przemysł. Zmiany klimatyczne są tylko pretekstem, by bogatsi stali się jeszcze bogatsi, a biedniejsi… A kogo oni zresztą obchodzą.