Tomasz Augustyn
Stocznie w Wismarze, Warnemünde i Stralsundzie znów zostały uratowane przez rząd federalny. Zapewniono im gwarancję około 300 milionów z Funduszu Stabilizacji Gospodarczej.
Firmy żeglugowe na całym świecie zamawiają znacznie mniej statków. W Niemczech zamówienia na nowe statki w zeszłym roku spadły o ponad połowę, na całym świecie o nieco ponad 10%. Rzucają się przy tym w oczy dysproporcje w prowadzeniu polityki gospodarczej. Norbert Brackmann, przedstawiciel rządu federalnego, podczas niedawnej konferencji morskiej w Warnemunde stwierdził, że gdy 99% zleceń z Chin realizowanych jest przez przemysł stoczniowy tym kraju, to europejskie podmioty wykonują 95% swoich kontraktów w Azji. Niektóre z nich są wykonywane po kosztach materiałów. Nie można wygrać tej rywalizacji bez europejskiej strategii na rzecz uczciwej konkurencji. Impuls do wyjścia z kryzysu powinno dać zaostrzenie europejskich przepisów przeciwko azjatyckim cenom dumpingu czy azjatyckim subsydiom państwowym. O wiele ważniejsze jest jednak wykorzystanie innowacyjnej siły przemysłu, zwłaszcza jeśli chodzi o stworzenie bardziej przyjaznej dla klimatu światowej floty. Bezemisyjne, proekologiczne technologie napędowe przyniosłyby więcej zamówień. Do tego jednak konieczne są aktywne działania państw i reorientacja finansowania.
Sektor wszędzie pokłada nadzieje w kontraktach rządowych, w zamówieniach na okręty wojenne i inne jednostki na użytek państwa. W Niemczech istnieje takie zapotrzebowanie, bowiem marynarka wojenna ma wiele do nadrobienia w dziedzinie odnowienia floty. Nie zawsze taka zmiana profilu jest jednak możliwa i szybka. Także z tego powodu od miesięcy trwa saga dotycząca ratowania zakładów zlokalizowanych na niemieckim wybrzeżu Bałtyku. Niemieckie stocznie ponoszą konsekwencje przyjęcia specjalizacji w budowie statków wycieczkowych i promów. Nadal funkcjonuje w nich około 18 000 miejsc pracy, wiele z nich w Hamburgu, ale także w zakładach bliżej granicy z Polską. Jednak ze względu na konsekwencje pandemii co trzecie z nich jest zagrożone. Związek zawodowy IG Metall wzywa do udzielenia wsparcia ze strony państwa. Według jego informacji, około 1000 miejsc pracy od początku pandemii już zniknęło, a ponad 5000 kolejnych jest przeznaczone do likwidacji.
Firmy stoczniowe w Meklemburgii-Pomorzu Przednim należące do GentingGroup z Hongkongu zostały w ostatnich dniach w pełni objęte antykowidowym parasolem ratunkowym rządu federalnego. Pandemia pogrążyła je w poważnym kryzysie. Większość z 3 tysięcy pracowników grupy w trzech zakładach pracuje w skróconym wymiarze czasu. Ostatnią umowę poprzedziły intensywne negocjacje w Berlinie i Meklemburgii-Pomorzu Przednim z udziałem właściciela stoczni, konsorcjów bankowych i Federalnego Ministerstwem Gospodarki i Finansów. Koncern zabiegał przede wszystkim o 280 milionów euro wsparcia na finansowanie budowy jednostki „Endeavor”. Rząd federalny był również gotów do dyskusji na temat zabezpieczenia finansowania „Global 2”. Wypełniłoby to portfel zamówień grupy do 2024 roku. Jako finansowanie tymczasowe land chce udzielić kolejnej pożyczki w wysokości 72 milionów euro. Przyznane dotacje zapewnią na razie co najmniej 2 tysiące miejsc pracy. Rząd i związki zawodowe oczekują złagodzenia wcześniej ogłoszonych redukcji zatrudnienia – zamiast 1200 stoczniowców na razie obejmą tylko 650 osób.
Niemcy widzą zatem doskonale bariery ograniczające w skali globalnej sektor okrętowy, ale konsekwentnie stosują te same co Chińczycy praktyki dla obrony rodzimych firm przed likwidacją. Beneficjentem wsparcia jest przy tym azjatycki inwestor. Wciąż aktualne pozostaje pytanie o to, dlaczego współczesnemu europejskiemu państwu potrzebny jest sektor stoczniowy i czy państwo powinno zabiegać o jego podtrzymywanie. Dyskusja na ten temat w Polsce powinna uwzględniać niemieckie doświadczenia i rozwiązania.